(muzyka - Evanescence - Fallen (Full Album))
*** oczami Harrego ***
Słyszałem swój coraz cięższy oddech, który wypełniam moje płuca ciężkim, nocnym powietrzem. Wszystko naokoło przepojone było tlenem tak parnym, że aż dusznym. Biegłem przed siebie, daleko od całego świata. Chciałem znaleźć się w ciemnym zaułku, w którym nikt by mnie nie znalazł. Kolorowe wspomnienia przebiegały przez mój umysł, niczym stado dzikich koni. Za wszelką cenę chciałem wypchnąć je z głowy, lecz nadaremnie. Wszędzie widziałem Jej uśmiech. Słyszałem piskliwy głosik, który zadawał mi okrutne pytanie. Przyspieszyłem. Odgłos moich kroków stawał się coraz szybszy, coraz bardziej przepełniony chęcią ucieczki.Biegnij, Styles! Biegnij! O ile było to możliwe, pędziłem jeszcze szybciej. Głośny krzyk wyrwał się z mojego gardła, mówiąc więcej niż tysiąc słów. Byłem przerażony. Słone krople potu spływały mi po czole, by następnie wedrzeć się na teren oczu. Chwilę później przetarłem je spoconą dłonią. Loki przylepiały się do rozpalonej twarzy. Mój oddech stawał się coraz krótszy, cięższy. Jakby ktoś zamknął dopływ tlenu. Jakbym zapomniał, jak się oddycha...
Upadłem na trawę, wciągając głośno duszne powietrze. Wtedy znowu Ją usłyszałem.
- Harry, skarbie – szepnęła.
Podniosłem wzrok. Krzyknąłem cicho przez ściśnięte gardło, gdy Jej twarz zamajaczyła mi przed oczyma. Zacząłem odsuwać się w pośpiechu, już zupełnie przestając dostarczać organizmowi tlenu. Jej obraz rozmył się, znikając równie szybko, jak się pojawił. Oparłem się o pień drzewa, zaciskając zęby. Oddychaj. Wciągnąłem nosem powietrze. Przerażenie powoli opuszczało moje ciało, wraz z drgawkami. Spokojnie. Schowałem twarz w dłoniach płacząc cicho. To zaczynało robić się chore. Kto by pomyślał, że ja – sławny Harry Styles, będę biegał o pierwszej w nocy po parku, słysząc Ją i widząc? Podciągnąłem nogi do klatki, opierając brodę o kolana. Już dobrze. Szybkim ruchem dłoni odgarnąłem z czoła mokre włosy, zaś rękawem czarnej bluzy przetarłem twarz. Żyjesz.
Nie mam pojęcia ile czasu minęło, gdy opierałem się o masywnego dęba z trudem łapiąc oddech. Dopiero gdy wstałem, czując ból w całym ciele, odetchnąłem z ulgą. Wszystko zaczęło się prostować. Byłem prawie pewien, że aż do następnej nocy zostałem uwolniony od koszmarów.
Zrobiłem pierwszy, jeszcze trochę niepewny krok przed siebie. Po chwili szedłem już wolno z dłońmi w kieszeniach. Co się ze mną dzieje? Nie wiem, jak opisać wam to, co spotkało mnie chwilę później, byście zrozumieli, co czułem. Skręciłem w prawą dróżkę, układając sobie w głowie zdarzenia tamtego wieczoru. I wtedy ujrzałem kogoś za drzewem. Osoba siedziała z podkurczonymi nogami, płacząc cicho. Pewnie uciekłbym stamtąd jak najszybciej, gdyby nie fakt, że w świetle księżyca dostrzegłem krew na jej dłoniach. Tak, to była ona. Miała włosy do łopatek, rajstopy i tunikę, która ledwo zakrywała jej tyłek.
- Cholera – szepnąłem przerażony.
Dziewczyna szybko spojrzała na mnie, przybierając postawę gotową do ucieczki. Na jej prawym policzku zauważyłem ogromnego siniaka i krew. Dużo krwi. Co byście zrobili na moim miejscu? Uciekli, czy zostali? Ja wybrałem drugą opcję. Sam nie wiem, czemu nie odwróciłem się wtedy i nie uciekłem. Impuls kretyna. Podszedłem do niej na miękkich nogach.
- Odejdź! - wychrypiała. Kolejna łza wypłynęła z jej spuchniętych od płaczu oczu, spływając po ranie. Kropla przybrała czerwony kolor, by po chwili spaść na odkryty obojczyk nastolatki.
- Co ci się stało? - wyszeptałem przez ściśnięte gardło.
- Zostaw mnie – załkała, podrywając się z miejsca.
Słyszałem jej głośny płacz, przerywany rozdzierającym krzykiem. Biegła przed siebie. Uciekała przede mną. W roztargnieniu rzuciłem się za nią. Nie wiem, co chciałem zyskać dzięki temu. Nie wiem, co chciałem zrobić, po dogonieniu jej. Tak poza tematem, to gdyby ktoś przyglądał nam się z oddali, pewnie miałby niezły ubaw. Dwoje spoconych, zapłakanych ludzi, biega za sobą, krzycząc wniebogłosy.
- Stój! - wrzasnąłem.
Dziewczyna nie zatrzymała się. Jedyne, co udało mi się osiągnąć, to jej spojrzenie. Zerknęła na mnie przez ramię, zwalniając.
- Poczekaj! - powtórzyłem.
Nagle stanęła jak wryta. Jakby coś przed nią wyrosło i za wszelką cenę nie chciała w to uderzyć. Odwróciła się w moją stronę, osłupiała.
- Harry? - szepnęła z niedowierzaniem.
- Co? - mruknąłem zdyszany, stając przed nią.
- Jesteś Harry. Harry Styles – mruknęła.
Przez chwilę przetwarzałem jej słowa.
- Tak, jestem Harry – odparłem. - Co ci się stało?
- Nic... nic mi nie jest – powiedziała.
- Przecież widzę, że tutaj masz... masz... krew – wyciągnąłem w jej stronę drżącą rękę.
Wtedy ona krzyknęła przeraźliwie, odbiegając ode mnie znowu. A już było tak blisko... Po raz kolejny pobiegłem za nią niczym torpeda. Przecież nie mogłem zostawić tej dziewczyny w takim stanie! Nie mogłem! Widziałem ją, upadającą na ziemię kilka metrów przede mną. Uderzyła głową o twardy korzeń, wystający z ziemi. Zamarłem. Moje ciało przeszyło tysiące dreszczy. Rusz się, idioto. Podbiegłem do niej z łamiącym się sercem. Błagam, niech ona żyje. Drżącymi dłońmi podniosłem dziewczynę z ziemi. Miała rozcięty łuk brwiowy i – co prawda nie jestem lekarzem – ale chyba zemdlała. Bez chwili zastanowienie podźwignąłem ją na ręce, wstając z ziemi.
- Jak masz na imię? - spróbowałem się z nią porozumieć.
Wciąż miała zamknięte oczy, ale moje słowa docierały do niej, ponieważ przez spierzchnięte, rozcięte usta, wyszeptała:
- Tylko nie szpital, błagam. Nie.
- Zwariowałaś? Musisz jechać do szpitala! - powiedziałem mocniej, poprawiając ją w ramionach. Mimo że wydawała mi się przeraźliwie chuda, to nie było mi łatwo iść, trzymając ją ostrożnie.
- Nie, błagam, nie. Tylko nie szpital – wychrypiała ledwie dosłyszalnie.
- Musisz – warknąłem, przyspieszając kroku. Na mojej bluzie powoli tworzyła się plama krwi dziewczyna, która opierała swoją twarz o moją klatkę.
- Błagam, Harry, proszę, nie bierz mnie do szpitala. Ja... ja błagam – mówiła z trudem.
W oczach pojawiły mi się łzy. Była taka delikatna i kruchutka, nie potrafiła się nawet dobrze przeciwstawić.
- Zrozum, że tylko tam ci pomogą – mruknąłem łamiącym się głosem. Po raz kolejny podrzuciłem ja delikatnie w ramionach.
- Nic nie rozumiesz. Nie mogę. Błagam, nie... nie... - szepnęła.
Nie dokończyła mówić, ponieważ jej głowa opadła bezwładnie na mój obojczyk. Poddała się. Zacisnąłem zęby, znowu przyspieszając kroku.
- Proszę... - wyczytałem z ruchu jej zakrwawionych warg.
- Dobrze, już dobrze – szepnąłem, gdy łza pociekła mi po policzku, znacząc nierówną ścieżkę. Cokolwiek ją spotkało, nie zasłużyła na to. Z największą delikatnością, przycisnąłem ją ostrożnie do siebie, robiąc coraz szybsze kroki. Dojdziemy, mała. Dojdziemy.
*** oczami Harrego ***
Słyszałem swój coraz cięższy oddech, który wypełniam moje płuca ciężkim, nocnym powietrzem. Wszystko naokoło przepojone było tlenem tak parnym, że aż dusznym. Biegłem przed siebie, daleko od całego świata. Chciałem znaleźć się w ciemnym zaułku, w którym nikt by mnie nie znalazł. Kolorowe wspomnienia przebiegały przez mój umysł, niczym stado dzikich koni. Za wszelką cenę chciałem wypchnąć je z głowy, lecz nadaremnie. Wszędzie widziałem Jej uśmiech. Słyszałem piskliwy głosik, który zadawał mi okrutne pytanie. Przyspieszyłem. Odgłos moich kroków stawał się coraz szybszy, coraz bardziej przepełniony chęcią ucieczki.Biegnij, Styles! Biegnij! O ile było to możliwe, pędziłem jeszcze szybciej. Głośny krzyk wyrwał się z mojego gardła, mówiąc więcej niż tysiąc słów. Byłem przerażony. Słone krople potu spływały mi po czole, by następnie wedrzeć się na teren oczu. Chwilę później przetarłem je spoconą dłonią. Loki przylepiały się do rozpalonej twarzy. Mój oddech stawał się coraz krótszy, cięższy. Jakby ktoś zamknął dopływ tlenu. Jakbym zapomniał, jak się oddycha...
Upadłem na trawę, wciągając głośno duszne powietrze. Wtedy znowu Ją usłyszałem.
- Harry, skarbie – szepnęła.
Podniosłem wzrok. Krzyknąłem cicho przez ściśnięte gardło, gdy Jej twarz zamajaczyła mi przed oczyma. Zacząłem odsuwać się w pośpiechu, już zupełnie przestając dostarczać organizmowi tlenu. Jej obraz rozmył się, znikając równie szybko, jak się pojawił. Oparłem się o pień drzewa, zaciskając zęby. Oddychaj. Wciągnąłem nosem powietrze. Przerażenie powoli opuszczało moje ciało, wraz z drgawkami. Spokojnie. Schowałem twarz w dłoniach płacząc cicho. To zaczynało robić się chore. Kto by pomyślał, że ja – sławny Harry Styles, będę biegał o pierwszej w nocy po parku, słysząc Ją i widząc? Podciągnąłem nogi do klatki, opierając brodę o kolana. Już dobrze. Szybkim ruchem dłoni odgarnąłem z czoła mokre włosy, zaś rękawem czarnej bluzy przetarłem twarz. Żyjesz.
Nie mam pojęcia ile czasu minęło, gdy opierałem się o masywnego dęba z trudem łapiąc oddech. Dopiero gdy wstałem, czując ból w całym ciele, odetchnąłem z ulgą. Wszystko zaczęło się prostować. Byłem prawie pewien, że aż do następnej nocy zostałem uwolniony od koszmarów.
Zrobiłem pierwszy, jeszcze trochę niepewny krok przed siebie. Po chwili szedłem już wolno z dłońmi w kieszeniach. Co się ze mną dzieje? Nie wiem, jak opisać wam to, co spotkało mnie chwilę później, byście zrozumieli, co czułem. Skręciłem w prawą dróżkę, układając sobie w głowie zdarzenia tamtego wieczoru. I wtedy ujrzałem kogoś za drzewem. Osoba siedziała z podkurczonymi nogami, płacząc cicho. Pewnie uciekłbym stamtąd jak najszybciej, gdyby nie fakt, że w świetle księżyca dostrzegłem krew na jej dłoniach. Tak, to była ona. Miała włosy do łopatek, rajstopy i tunikę, która ledwo zakrywała jej tyłek.
- Cholera – szepnąłem przerażony.
Dziewczyna szybko spojrzała na mnie, przybierając postawę gotową do ucieczki. Na jej prawym policzku zauważyłem ogromnego siniaka i krew. Dużo krwi. Co byście zrobili na moim miejscu? Uciekli, czy zostali? Ja wybrałem drugą opcję. Sam nie wiem, czemu nie odwróciłem się wtedy i nie uciekłem. Impuls kretyna. Podszedłem do niej na miękkich nogach.
- Odejdź! - wychrypiała. Kolejna łza wypłynęła z jej spuchniętych od płaczu oczu, spływając po ranie. Kropla przybrała czerwony kolor, by po chwili spaść na odkryty obojczyk nastolatki.
- Co ci się stało? - wyszeptałem przez ściśnięte gardło.
- Zostaw mnie – załkała, podrywając się z miejsca.
Słyszałem jej głośny płacz, przerywany rozdzierającym krzykiem. Biegła przed siebie. Uciekała przede mną. W roztargnieniu rzuciłem się za nią. Nie wiem, co chciałem zyskać dzięki temu. Nie wiem, co chciałem zrobić, po dogonieniu jej. Tak poza tematem, to gdyby ktoś przyglądał nam się z oddali, pewnie miałby niezły ubaw. Dwoje spoconych, zapłakanych ludzi, biega za sobą, krzycząc wniebogłosy.
- Stój! - wrzasnąłem.
Dziewczyna nie zatrzymała się. Jedyne, co udało mi się osiągnąć, to jej spojrzenie. Zerknęła na mnie przez ramię, zwalniając.
- Poczekaj! - powtórzyłem.
Nagle stanęła jak wryta. Jakby coś przed nią wyrosło i za wszelką cenę nie chciała w to uderzyć. Odwróciła się w moją stronę, osłupiała.
- Harry? - szepnęła z niedowierzaniem.
- Co? - mruknąłem zdyszany, stając przed nią.
- Jesteś Harry. Harry Styles – mruknęła.
Przez chwilę przetwarzałem jej słowa.
- Tak, jestem Harry – odparłem. - Co ci się stało?
- Nic... nic mi nie jest – powiedziała.
- Przecież widzę, że tutaj masz... masz... krew – wyciągnąłem w jej stronę drżącą rękę.
Wtedy ona krzyknęła przeraźliwie, odbiegając ode mnie znowu. A już było tak blisko... Po raz kolejny pobiegłem za nią niczym torpeda. Przecież nie mogłem zostawić tej dziewczyny w takim stanie! Nie mogłem! Widziałem ją, upadającą na ziemię kilka metrów przede mną. Uderzyła głową o twardy korzeń, wystający z ziemi. Zamarłem. Moje ciało przeszyło tysiące dreszczy. Rusz się, idioto. Podbiegłem do niej z łamiącym się sercem. Błagam, niech ona żyje. Drżącymi dłońmi podniosłem dziewczynę z ziemi. Miała rozcięty łuk brwiowy i – co prawda nie jestem lekarzem – ale chyba zemdlała. Bez chwili zastanowienie podźwignąłem ją na ręce, wstając z ziemi.
- Jak masz na imię? - spróbowałem się z nią porozumieć.
Wciąż miała zamknięte oczy, ale moje słowa docierały do niej, ponieważ przez spierzchnięte, rozcięte usta, wyszeptała:
- Tylko nie szpital, błagam. Nie.
- Zwariowałaś? Musisz jechać do szpitala! - powiedziałem mocniej, poprawiając ją w ramionach. Mimo że wydawała mi się przeraźliwie chuda, to nie było mi łatwo iść, trzymając ją ostrożnie.
- Nie, błagam, nie. Tylko nie szpital – wychrypiała ledwie dosłyszalnie.
- Musisz – warknąłem, przyspieszając kroku. Na mojej bluzie powoli tworzyła się plama krwi dziewczyna, która opierała swoją twarz o moją klatkę.
- Błagam, Harry, proszę, nie bierz mnie do szpitala. Ja... ja błagam – mówiła z trudem.
W oczach pojawiły mi się łzy. Była taka delikatna i kruchutka, nie potrafiła się nawet dobrze przeciwstawić.
- Zrozum, że tylko tam ci pomogą – mruknąłem łamiącym się głosem. Po raz kolejny podrzuciłem ja delikatnie w ramionach.
- Nic nie rozumiesz. Nie mogę. Błagam, nie... nie... - szepnęła.
Nie dokończyła mówić, ponieważ jej głowa opadła bezwładnie na mój obojczyk. Poddała się. Zacisnąłem zęby, znowu przyspieszając kroku.
- Proszę... - wyczytałem z ruchu jej zakrwawionych warg.
- Dobrze, już dobrze – szepnąłem, gdy łza pociekła mi po policzku, znacząc nierówną ścieżkę. Cokolwiek ją spotkało, nie zasłużyła na to. Z największą delikatnością, przycisnąłem ją ostrożnie do siebie, robiąc coraz szybsze kroki. Dojdziemy, mała. Dojdziemy.
Kamień
spadł mi z serca, gdy ciepło ogromnego budynku otuliło nasze
ciała. Nastolatka wciąż leżała bezwładnie, oddychając cicho.
Po raz setny podczas tej trzykilometrowej podróży, podrzuciłem ją
delikatnie w ramionach. Mój wzrok padł na schody przed nami. Jasna
cholera. Te
kilkanaście schodków, które zawsze pokonywaliśmy z chłopakami
biegiem, wtedy były istną katuszą. Ostatnimi siłami stawiałem
stopy coraz wyżej, błagając o kolejne dawki siły. Nogi uginały
się pode mną ze zmęczenia, a oczy piekły od płaczu. Nie wspomnę
już, co działo się z moimi rękoma, bo nikt jeszcze nie wymyślił
słowa, które opisywałoby ten ból. Zacisnąłem zęby, pokonując
ostatnie wzniesienie. Głośnym odetchnieniem ulgi przerwałem ciszę
na korytarzu. Drzwi, do których zmierzałem od godziny, znajdowały
się kilkanaście metrów przede mną. Robiłem coraz wolniejsze
kroki, dziewczyna wysuwała mi się z rąk, a łzy ciekły po
policzkach. Dasz radę, Styles. Za
daleko zaszedłeś, by teraz się poddać. Po
raz kolejny moje westchnienie zawirowało wokół. Łokciem
nacisnąłem klamkę, pociągając głośno nosem. Gdyby nie ta
malutka iskierka siły, która ledwie się we mnie tliła, pewnie
wpadlibyśmy do mieszkania, jak dwie martwe lalki. Nie
było innego stwierdzenia, prawda? Zacisnąłem
oczy, z niewiarygodnym trudem utrzymując się jeszcze na nogach.
- Liam, Zayn, chłopaki – wyszeptałem.
Zrobiłem kolejne kilka kroków przed siebie, by po chwili krzyknąć na całe gardło:
- Wstawać! Chodźcie tu!
Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, nim zaspany Payne wychylił się ze swojego pokoju.
- Nie drzyj się- burknął.
Stałem w kącie, pogrążony w ciemności. Nie dziwię się, że chłopak nie dostrzegł, co się dzieje. Dopiero gdy snop światła księżyca, wślizgnął się do mieszkania, padając na mnie i dziewczynę, zauważyłem jego reakcję. Momentalnie pobladł, robiąc kilka chwiejnych kroków przed siebie.
- Harry... - szepnął chłopak ledwie dosłyszalnie.
- Obudź chłopaków, błagam, obudź – mruknąłem.
- Już – wyjąkał, lecz wciąż stał w miejscu, przyglądając się skatowanej osóbce na moich rękach.
- Rusz się, do cholery – warknąłem, wyciągając przed siebie nogi. Jeszcze krok, chwila, dasz radę, zobaczysz, jeszcze krok. Stanąłem przed białą kanapą, delikatnie odkładając dziewczynę. Nie czułem rąk, a nogi odmówiły swojej roli. Upadłem obok mebla, dysząc ciężko. Słyszałem marudzenia chłopaków.
- Odwal się, Liam, wiesz która jest godzina? - burczał Zayn
- Wstawaj, proszę, obudź się. Błagam – mówił zaniepokojony Liam.
Opierałem głowę o sofę, w myślach dziękując Bogu za siłę. Po dłuższej chwili, którą ja spędziłem na głębokich modlitwach, cała czwórka stawiła się w salonie. Niall rozczochrany jak nieboskie stworzenie, w rozciągniętym podkoszulku i bokserkach wyglądał prawie identycznie, jak Louis, z tym wyjątkiem, że Tommo ledwie trzymał się na nogach z niewyspania. Nie wiesz, ile ja przeszedłem. Zayn opierał się o ścianę z zamkniętymi oczyma. Byłem wprost pewien, że jest jeszcze na granicy snu. Jedynie Liam wyglądał... nie, nie wyglądał normalnie, ani dobrze. Był przytomny, tak to ujmę. Stał między Horanem, a Lou, oddychając ciężko.
- Co się dzieje? - wymruczał Malik, obejmując się ramionami.
- Spójrz, to się dowiesz – odparłem cicho.
Chłopak niechętnie podniósł powieki, lustrując wzrokiem pomieszczenie. Gdy jego spojrzenie padło na pobitą dziewczynę, wyprostował się gwałtownie, blednąc.
- Co do... - wymruczał.
- Wody – wychrypiałem, przerywając mu.
- Niall, przynieś wodę – szepnął Liam, nawet nie patrząc na blondyna.
Horan ledwo doszedł do kuchni. Był blady jak ściana, a w wyrazie jego twarzy czaiło się ogromne zdumienie pomieszane z niedowierzaniem.
- Hazza, zmień jej pozycję, bo w ten sposób zgniecie sobie rękę – wymruczał Louis, nie odrywając wzroku od osóbki.
Spojrzałem na nią szybko, czując, jak serce łomocze mi w klatce. Faktycznie, dziewczyna leżała w dziwnej pozycji, co zapewne rano skończyłoby się minimalną kontuzją. Delikatnie ją poprawiłem. Wtedy... weź się w garść, Styles... wtedy ona zaczęła mówić przez sen. A raczej przez koszmar.
- Flo, uciekaj! Nie... błagam... nie dotykaj mnie... proszę. Zostaw ją! Flo, Flo! - krzyczała.
Nialler wszedł do salonu ze szklanką wody, ledwo idąc na drżących nogach.
- Flo, błagam, uciekaj. Proszę. Biegnij! - wrzeszczała dalej, płacząc. Wciąż była w krainie koszmarów. Zayn przyklęknął przy łóżku, łapiąc jej dłoń. Nastolatka zacisnęła swoje smukłe palce na jego ręce, aż jej zbielały.
- Nie... zostaw ją... nie rób jej tego. Tato...
W tamtym momencie po pokoju rozległ się odgłos tłuczonej szklanki. Woda trzymana przez Horana rozlała się po podłodze, a szkło rozprysło się we wszystkie strony.
- Tato? - powtórzył za nią blondyn. W jego głosie słychać było dzikie przerażenie.
Nikt nie odpowiedział. Malik poprawił się przy kanapie, spoglądając zniesmaczony na swoją dłoń. Jego palce zaczęły przybierać fioletowy kolor.
- Au – jęknął.
Nagle nastolatka przestała ściskać, krzyczeć, szamotać się. Upadła znowu, powracając do łagodniejszej części snu. Zayn z westchnieniem ulgi, zaczął masować swoją dłoń, na co ja tylko przewróciłem oczyma. Malik, tchórzu. Oparłem głową o kanapę, oddychając głośno.
- Harry, co to ma znaczyć? - mruknął Lou.
- A nie widać? - odparłem.
- Nie, jakoś nie szczególnie. Styles, o co chodzi? Co się stało? I czemu ty do cholery szlajałeś się w nocy po mieście? - warknął Zayn.
- Musiałem się przejść. Zauważyłem ją, pobitą, zakrwawioną, przerażoną do szpiku kości. Pobiegłem za nią, a ona się przewróciła. Straciła przytomność, czy coś w tym stylu i... - mówiłem szybko.
- Coś w tym stylu? - Liam podniósł brew.
- A czy ja wyglądam na lekarza? Nie wiem, zasłabła czy coś. Błagała, żebym nie zawoził jej do szpitala. Była taka kruchutka i delikatna. Nie mogłem na siłę zaciągnąć ją do lekarzy.
- I nie mogłeś też jej tam zostawić – dodał Tommo, zaciskając oczy.
- Dokładnie.
Payne usiadł na podłodze, chowając twarz w dłoniach. Po chwili pozostała trójka zajęła miejsca koło niego.
- Louis, twój kumpel ma ojca lekarza, prawda? - mruknął wreszcie Daddy Direction.
- Tak, a co? - spytał Lou.
- Zadzwonisz do niego i poprosisz, żeby tu przyjechał. Trzeba ją opatrzyć. Zayn, przynieś apteczkę, zrobimy co w naszej mocy, ale bez doktora się nie obejdzie. Niall, przynieś koc z mojego pokoju. Ten ciemny, gruby. Harry, idź się wykąpać, czy coś ze sobą zrobić, bo nic nie mówiąc, wyglądasz jak siedem nieszczęść. Ja przy niej zostanę i jeśli się obudzi, pogadam z nią. Do roboty, chłopcy. Nie mamy już po sześć lat, niektóre sprawy trzeba brać na klatę. Liam, jesteś wspaniały.
Wstałem ociężale z podłogi. Świat zawirował mi niebezpiecznie przed oczami. Odruchowo przykucnąłem, łapiąc się za głowę.
- Harry? - doszedł mnie zaniepokojony głos Daddy.
Nie odpowiedziałem. Zacisnąłem ręce na brzuchu, czując przeokropne ssanie.
- Zayn, Niall, zróbcie jakieś kanapki. Albo jajecznicę. Albo cokolwiek, co może uratować Hazzę – zawołał Payne, do przyjaciół.Boże, dziękuję Ci za takiego przyjaciela.
- Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś genialny? - wyszeptałem.
- Coś tam wspominałeś – uśmiechnął się blado. - Idź.
Wyprostowałem się, posyłając znane mu spojrzenie. Dziękuję.
- Nie ma za co – odparł cicho, przesuwając się w stronę kanapy.
Westchnąłem ciężko, kierując się do łazienki. Brawo, Styles. Dałeś radę.
*** oczami Zayna ***
Patrzyłem na drobną osóbkę, leżącą na sofie. Była taka krucha i delikatna. Niczym motyl. Wciąż siedzieliśmy w mroku. Nikt z nas nie odważył się zapalić światła; to mogłoby obudzić dziewczynę. Przyjrzałem jej się uważnie. Miała pobitą, zakrwawioną twarz, ale mimo to widać było, że była ładna.
- Ile ona może mieć lat? - szepnął Niall, stając za mną.
- Nie wiem, Horan. Strzelam, że szesnaście – odparłem, zupełnie już przerywając robienie kanapek. - Boże... – usłyszałem tylko jego przerażony głos.
- Wiem – oparłem cichutko, odrywając wzrok od niej.
- Ciekawe, jak ma na imię – kontynuował blondyn.
- Może to głupie, ale wydaje mi się, że ma niepowtarzalne imię. Niezwykłe – powiedziałem.
- Ona cała jest niezwykła. Zauważyłeś bransoletkę na jej dłoni?
- Nie, a co? - odwróciłem się w jego stronę.
- Jest tam napisane „Dla najwspanialszej siostry na świecie, Flo”.
- Czyli młoda ma siostrę.
- I tatę – szepnął chłopak.
- Niestety. Czy tylko ja odniosłem wrażenie, że on robił jej jakąś krzywdę? - zapytałem.
- Jakąś krzywdę? Zayn, spójrz na nią. Przecież ona będzie miała kilka poważnych blizn w najgorszym przypadku – powiedział blondyn.
- Racja.
- Szybciej z tymi kanapkami, okej? - powiedział Liam, zaglądając do kuchni.
- Już się robi, tatuśku – Niall wymusił sztuczny uśmiech. Był to tak blady i słaby grymas, że aż mi serce pękało.
Wszyscy udawaliśmy, że damy radę, że ocalimy tę dziewczynę przed okropnością świata. Ale to była bajka. Nędzna bajka, wytwór naszej wyobraźni. Wystarczyło na nią spojrzeć. Skatowana. Torturowana. Pobita. Poniżona. Zignorowana. Najgorsza. Cierpiąca. Potrzebująca. Wypalona. Zniszczona. Ukarana. Niewinna. Bezbronna.... Zacisnąłem zęby, powracając do poprzedniej pracy. Łzy kapały na chleb, wsiąkając w niego. Miałem okropne wrażenie, że przez to stanie się gorzki, ohydny. Przecież te łzy były przeniknione bólem, cierpieniem i zgrozą. Dlaczego coś, co ich dotyczy miałoby takie nie być? Życie to nie bajka, a ludzie nie anioły. Maszyna jej nie skrzywdziła! Ktoś, kto chodzi, myśli, mówi, słyszy, widzi, czuje... ktoś pozwolił doprowadzić ją do takiego stanu. Ktoś to zrobił. Ktoś...
- Znajdę go – wycedziłem przez zęby.
Niall spojrzał na mnie krytycznie, lecz chwilę później odwrócił ponownie wzrok, mieszając herbaty. Unikał tego tematu. Nie chciał takiego problemu.
- Malik, mamy przesrane u Paula, prawda? - szepnął.
- Tak – odparłem, układając kanapki na talerzu.Manager za dychę, cholera jasna. Po raz kolejny spojrzałem na dziewczynę. Spała. Tak uroczo spała.
- Zayn, chodź – Horan szturchnął mnie delikatnie, niosąc tacę z kubkami wypełnionymi parującym płynem.
Chwyciłem talerz, na którym widniała góra kanapek i podążyłem na Niallerem. Wszyscy siedzieli na dywanie przed kanapą, posyłając sobie nerwowe spojrzenia. Harry zajął miejsce najbliżej dziewczyny, co chwilę przeczesując ręką mokre włosy. Denerwuje się.
- Jak z lekarzem? - spytał Liam.
Ja i blondyn postawiliśmy tace na podłodze między nami.
- Max powiedział, że jego tata, Fred, jest teraz za granicą. Nie może przyjechać – wyszeptał Louis.
- Cholera – warknąłem.
- Zayn, gdzie apteczka? - Loczek wbił we mnie zaciekawione spojrzenie. Pobiegłem szybko do łazienki, w poszukiwaniu pudełka. Wreszcie natknąłem się na biały kuferek z czerwonym krzyżykiem na wieczku. Złapałem je szybko, wracając do chłopaków. Styles wyjął plastry, wodę utlenioną, bandaże i kilka maści.
- Liam, potrzebuję pomocy – mruknął wreszcie chłopak, spoglądając na przedmioty.
- Trzeba ją chyba obudzić – wyszeptał Horan.
- Nie możemy – Styles natychmiastowo zaprzeczył.
- Harry, nie mamy innego wyjścia. Obudź ją – wtrącił się Liam, patrząc na Hazzę błagalnie.
Loczek ukucnął przed kanapą, zaciskając zęby. Dalej, dasz radę. Nie zwal tego, Styles. Chłopak dotknął rogu koca, którym przykryta była ona. Odchylił go, głaszcząc jej obojczyk.
- Obudź się... obudź... - mówił cicho, starając się być najdelikatniejszą osobą na świecie.
Dziewczyna poruszyła się niespokojnie.
- Odsuń się - powiedział Liam.
Styles spojrzał na niego zdziwiony. Chwilę później wszyscy przekonaliśmy się o inteligencji Payne'a. Nastolatka tuż po otworzeniu oczu, zaczęła krzyczeć i rzucać się. Harry dostał w twarz, osuwając się do tyłu. A się chłopie dzisiaj nacierpisz. Nagle coś kazało mi jej pomóc. Jakby żył we mnie mały głosik, który krzyczał podpowiedzi. Usiadłem obok niej, przyciskając do siebie. Po prostu przygarnąłem ją ramionami do swojego ciała, nie pozwalając się ruszać. Przez chwilę starała się rzucać, ale potem albo zrozumiała, że nie jestem tym kimś, kto ją skrzywdził, albo opadła z sił już zupełnie. Mimo to nie odwzajemniła uścisku. Siedziała sztywno, wpatrując się w coś przed sobą. Na jej twarzy malowało się tylko niewyobrażalne cierpienie, przeplecione z bólem i przerażeniem. Nawet na nas nie spojrzała. Czułem, jak jej ciało napina się i pozostaje w bezruchu. Cały czas była gotowa do ucieczki, jej mięśnie naprężyły się, przygotowane na skok. Jeszcze mocniej przycisnąłem ją do siebie, starając się za wszelką cenę nie uciskać ran.
- Jak masz na imię? - wydusił wreszcie Niall.
Zerknąłem na chłopaka, który był jeszcze bledszy niż dziewczyna.
- Co ci się stało? - dołączył się Louis.
- Ile masz? Skąd jesteś? Odezwij się – padały kolejne słowa.
A ona tylko siedziała spięta w moich ramionach, oddychając cicho. Przyjrzałem się jej profilowi. Miała zadarty, mały nosek, pełne usta i kręcone włosy.
- Zapalę światło, dobrze? - wydusił Harry.
Dziewczyna skinęła ledwie zauważalnie głową, nawet na moment nie pozwalając mięśniom odpocząć. Loczek wstał powoli, jakby wciąż bał się, że szybszy ruch może spłoszyć dziewczynę. Podszedł do włącznika, po czym równie ostrożnie nacisnął go. Pokój oblało światło lampy. Przeleciałem wzrokiem twarze chłopaków, lecz jedna para oczu mówiła coś więcej... Louis rozdziawił usta, przestając oddychać. Był wręcz obłędnie zdziwiony. Wpatrywał się w dziewczynę, widocznie próbując coś powiedzieć. Ciągle zamykał i otwierał buzię, ale nie usłyszałem nic, prócz jego nierównego oddechu.
- Lou? - wyszeptałem.
Nastolatka poruszyła się niespokojnie, odrywając wzrok od czegoś przed sobą. Spojrzała na Tomlinsona, minimalnie się rozluźniając. Minimalnie.
- Ty jesteś... ty... - jąkał się Tommo, wciąż świdrując wzrokiem skatowaną osóbkę.
- Kim ona jest? - Liam wbił w niego uważne spojrzenie.
- Ona... - ledwie słyszałem przestraszony głos Louisa. - Ona...
- Ona? - ciągnął Horan.
- Abigail – wyczytałem z ruchu warg przerażonego przyjaciela.
- Liam, Zayn, chłopaki – wyszeptałem.
Zrobiłem kolejne kilka kroków przed siebie, by po chwili krzyknąć na całe gardło:
- Wstawać! Chodźcie tu!
Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, nim zaspany Payne wychylił się ze swojego pokoju.
- Nie drzyj się- burknął.
Stałem w kącie, pogrążony w ciemności. Nie dziwię się, że chłopak nie dostrzegł, co się dzieje. Dopiero gdy snop światła księżyca, wślizgnął się do mieszkania, padając na mnie i dziewczynę, zauważyłem jego reakcję. Momentalnie pobladł, robiąc kilka chwiejnych kroków przed siebie.
- Harry... - szepnął chłopak ledwie dosłyszalnie.
- Obudź chłopaków, błagam, obudź – mruknąłem.
- Już – wyjąkał, lecz wciąż stał w miejscu, przyglądając się skatowanej osóbce na moich rękach.
- Rusz się, do cholery – warknąłem, wyciągając przed siebie nogi. Jeszcze krok, chwila, dasz radę, zobaczysz, jeszcze krok. Stanąłem przed białą kanapą, delikatnie odkładając dziewczynę. Nie czułem rąk, a nogi odmówiły swojej roli. Upadłem obok mebla, dysząc ciężko. Słyszałem marudzenia chłopaków.
- Odwal się, Liam, wiesz która jest godzina? - burczał Zayn
- Wstawaj, proszę, obudź się. Błagam – mówił zaniepokojony Liam.
Opierałem głowę o sofę, w myślach dziękując Bogu za siłę. Po dłuższej chwili, którą ja spędziłem na głębokich modlitwach, cała czwórka stawiła się w salonie. Niall rozczochrany jak nieboskie stworzenie, w rozciągniętym podkoszulku i bokserkach wyglądał prawie identycznie, jak Louis, z tym wyjątkiem, że Tommo ledwie trzymał się na nogach z niewyspania. Nie wiesz, ile ja przeszedłem. Zayn opierał się o ścianę z zamkniętymi oczyma. Byłem wprost pewien, że jest jeszcze na granicy snu. Jedynie Liam wyglądał... nie, nie wyglądał normalnie, ani dobrze. Był przytomny, tak to ujmę. Stał między Horanem, a Lou, oddychając ciężko.
- Co się dzieje? - wymruczał Malik, obejmując się ramionami.
- Spójrz, to się dowiesz – odparłem cicho.
Chłopak niechętnie podniósł powieki, lustrując wzrokiem pomieszczenie. Gdy jego spojrzenie padło na pobitą dziewczynę, wyprostował się gwałtownie, blednąc.
- Co do... - wymruczał.
- Wody – wychrypiałem, przerywając mu.
- Niall, przynieś wodę – szepnął Liam, nawet nie patrząc na blondyna.
Horan ledwo doszedł do kuchni. Był blady jak ściana, a w wyrazie jego twarzy czaiło się ogromne zdumienie pomieszane z niedowierzaniem.
- Hazza, zmień jej pozycję, bo w ten sposób zgniecie sobie rękę – wymruczał Louis, nie odrywając wzroku od osóbki.
Spojrzałem na nią szybko, czując, jak serce łomocze mi w klatce. Faktycznie, dziewczyna leżała w dziwnej pozycji, co zapewne rano skończyłoby się minimalną kontuzją. Delikatnie ją poprawiłem. Wtedy... weź się w garść, Styles... wtedy ona zaczęła mówić przez sen. A raczej przez koszmar.
- Flo, uciekaj! Nie... błagam... nie dotykaj mnie... proszę. Zostaw ją! Flo, Flo! - krzyczała.
Nialler wszedł do salonu ze szklanką wody, ledwo idąc na drżących nogach.
- Flo, błagam, uciekaj. Proszę. Biegnij! - wrzeszczała dalej, płacząc. Wciąż była w krainie koszmarów. Zayn przyklęknął przy łóżku, łapiąc jej dłoń. Nastolatka zacisnęła swoje smukłe palce na jego ręce, aż jej zbielały.
- Nie... zostaw ją... nie rób jej tego. Tato...
W tamtym momencie po pokoju rozległ się odgłos tłuczonej szklanki. Woda trzymana przez Horana rozlała się po podłodze, a szkło rozprysło się we wszystkie strony.
- Tato? - powtórzył za nią blondyn. W jego głosie słychać było dzikie przerażenie.
Nikt nie odpowiedział. Malik poprawił się przy kanapie, spoglądając zniesmaczony na swoją dłoń. Jego palce zaczęły przybierać fioletowy kolor.
- Au – jęknął.
Nagle nastolatka przestała ściskać, krzyczeć, szamotać się. Upadła znowu, powracając do łagodniejszej części snu. Zayn z westchnieniem ulgi, zaczął masować swoją dłoń, na co ja tylko przewróciłem oczyma. Malik, tchórzu. Oparłem głową o kanapę, oddychając głośno.
- Harry, co to ma znaczyć? - mruknął Lou.
- A nie widać? - odparłem.
- Nie, jakoś nie szczególnie. Styles, o co chodzi? Co się stało? I czemu ty do cholery szlajałeś się w nocy po mieście? - warknął Zayn.
- Musiałem się przejść. Zauważyłem ją, pobitą, zakrwawioną, przerażoną do szpiku kości. Pobiegłem za nią, a ona się przewróciła. Straciła przytomność, czy coś w tym stylu i... - mówiłem szybko.
- Coś w tym stylu? - Liam podniósł brew.
- A czy ja wyglądam na lekarza? Nie wiem, zasłabła czy coś. Błagała, żebym nie zawoził jej do szpitala. Była taka kruchutka i delikatna. Nie mogłem na siłę zaciągnąć ją do lekarzy.
- I nie mogłeś też jej tam zostawić – dodał Tommo, zaciskając oczy.
- Dokładnie.
Payne usiadł na podłodze, chowając twarz w dłoniach. Po chwili pozostała trójka zajęła miejsca koło niego.
- Louis, twój kumpel ma ojca lekarza, prawda? - mruknął wreszcie Daddy Direction.
- Tak, a co? - spytał Lou.
- Zadzwonisz do niego i poprosisz, żeby tu przyjechał. Trzeba ją opatrzyć. Zayn, przynieś apteczkę, zrobimy co w naszej mocy, ale bez doktora się nie obejdzie. Niall, przynieś koc z mojego pokoju. Ten ciemny, gruby. Harry, idź się wykąpać, czy coś ze sobą zrobić, bo nic nie mówiąc, wyglądasz jak siedem nieszczęść. Ja przy niej zostanę i jeśli się obudzi, pogadam z nią. Do roboty, chłopcy. Nie mamy już po sześć lat, niektóre sprawy trzeba brać na klatę. Liam, jesteś wspaniały.
Wstałem ociężale z podłogi. Świat zawirował mi niebezpiecznie przed oczami. Odruchowo przykucnąłem, łapiąc się za głowę.
- Harry? - doszedł mnie zaniepokojony głos Daddy.
Nie odpowiedziałem. Zacisnąłem ręce na brzuchu, czując przeokropne ssanie.
- Zayn, Niall, zróbcie jakieś kanapki. Albo jajecznicę. Albo cokolwiek, co może uratować Hazzę – zawołał Payne, do przyjaciół.Boże, dziękuję Ci za takiego przyjaciela.
- Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś genialny? - wyszeptałem.
- Coś tam wspominałeś – uśmiechnął się blado. - Idź.
Wyprostowałem się, posyłając znane mu spojrzenie. Dziękuję.
- Nie ma za co – odparł cicho, przesuwając się w stronę kanapy.
Westchnąłem ciężko, kierując się do łazienki. Brawo, Styles. Dałeś radę.
*** oczami Zayna ***
Patrzyłem na drobną osóbkę, leżącą na sofie. Była taka krucha i delikatna. Niczym motyl. Wciąż siedzieliśmy w mroku. Nikt z nas nie odważył się zapalić światła; to mogłoby obudzić dziewczynę. Przyjrzałem jej się uważnie. Miała pobitą, zakrwawioną twarz, ale mimo to widać było, że była ładna.
- Ile ona może mieć lat? - szepnął Niall, stając za mną.
- Nie wiem, Horan. Strzelam, że szesnaście – odparłem, zupełnie już przerywając robienie kanapek. - Boże... – usłyszałem tylko jego przerażony głos.
- Wiem – oparłem cichutko, odrywając wzrok od niej.
- Ciekawe, jak ma na imię – kontynuował blondyn.
- Może to głupie, ale wydaje mi się, że ma niepowtarzalne imię. Niezwykłe – powiedziałem.
- Ona cała jest niezwykła. Zauważyłeś bransoletkę na jej dłoni?
- Nie, a co? - odwróciłem się w jego stronę.
- Jest tam napisane „Dla najwspanialszej siostry na świecie, Flo”.
- Czyli młoda ma siostrę.
- I tatę – szepnął chłopak.
- Niestety. Czy tylko ja odniosłem wrażenie, że on robił jej jakąś krzywdę? - zapytałem.
- Jakąś krzywdę? Zayn, spójrz na nią. Przecież ona będzie miała kilka poważnych blizn w najgorszym przypadku – powiedział blondyn.
- Racja.
- Szybciej z tymi kanapkami, okej? - powiedział Liam, zaglądając do kuchni.
- Już się robi, tatuśku – Niall wymusił sztuczny uśmiech. Był to tak blady i słaby grymas, że aż mi serce pękało.
Wszyscy udawaliśmy, że damy radę, że ocalimy tę dziewczynę przed okropnością świata. Ale to była bajka. Nędzna bajka, wytwór naszej wyobraźni. Wystarczyło na nią spojrzeć. Skatowana. Torturowana. Pobita. Poniżona. Zignorowana. Najgorsza. Cierpiąca. Potrzebująca. Wypalona. Zniszczona. Ukarana. Niewinna. Bezbronna.... Zacisnąłem zęby, powracając do poprzedniej pracy. Łzy kapały na chleb, wsiąkając w niego. Miałem okropne wrażenie, że przez to stanie się gorzki, ohydny. Przecież te łzy były przeniknione bólem, cierpieniem i zgrozą. Dlaczego coś, co ich dotyczy miałoby takie nie być? Życie to nie bajka, a ludzie nie anioły. Maszyna jej nie skrzywdziła! Ktoś, kto chodzi, myśli, mówi, słyszy, widzi, czuje... ktoś pozwolił doprowadzić ją do takiego stanu. Ktoś to zrobił. Ktoś...
- Znajdę go – wycedziłem przez zęby.
Niall spojrzał na mnie krytycznie, lecz chwilę później odwrócił ponownie wzrok, mieszając herbaty. Unikał tego tematu. Nie chciał takiego problemu.
- Malik, mamy przesrane u Paula, prawda? - szepnął.
- Tak – odparłem, układając kanapki na talerzu.Manager za dychę, cholera jasna. Po raz kolejny spojrzałem na dziewczynę. Spała. Tak uroczo spała.
- Zayn, chodź – Horan szturchnął mnie delikatnie, niosąc tacę z kubkami wypełnionymi parującym płynem.
Chwyciłem talerz, na którym widniała góra kanapek i podążyłem na Niallerem. Wszyscy siedzieli na dywanie przed kanapą, posyłając sobie nerwowe spojrzenia. Harry zajął miejsce najbliżej dziewczyny, co chwilę przeczesując ręką mokre włosy. Denerwuje się.
- Jak z lekarzem? - spytał Liam.
Ja i blondyn postawiliśmy tace na podłodze między nami.
- Max powiedział, że jego tata, Fred, jest teraz za granicą. Nie może przyjechać – wyszeptał Louis.
- Cholera – warknąłem.
- Zayn, gdzie apteczka? - Loczek wbił we mnie zaciekawione spojrzenie. Pobiegłem szybko do łazienki, w poszukiwaniu pudełka. Wreszcie natknąłem się na biały kuferek z czerwonym krzyżykiem na wieczku. Złapałem je szybko, wracając do chłopaków. Styles wyjął plastry, wodę utlenioną, bandaże i kilka maści.
- Liam, potrzebuję pomocy – mruknął wreszcie chłopak, spoglądając na przedmioty.
- Trzeba ją chyba obudzić – wyszeptał Horan.
- Nie możemy – Styles natychmiastowo zaprzeczył.
- Harry, nie mamy innego wyjścia. Obudź ją – wtrącił się Liam, patrząc na Hazzę błagalnie.
Loczek ukucnął przed kanapą, zaciskając zęby. Dalej, dasz radę. Nie zwal tego, Styles. Chłopak dotknął rogu koca, którym przykryta była ona. Odchylił go, głaszcząc jej obojczyk.
- Obudź się... obudź... - mówił cicho, starając się być najdelikatniejszą osobą na świecie.
Dziewczyna poruszyła się niespokojnie.
- Odsuń się - powiedział Liam.
Styles spojrzał na niego zdziwiony. Chwilę później wszyscy przekonaliśmy się o inteligencji Payne'a. Nastolatka tuż po otworzeniu oczu, zaczęła krzyczeć i rzucać się. Harry dostał w twarz, osuwając się do tyłu. A się chłopie dzisiaj nacierpisz. Nagle coś kazało mi jej pomóc. Jakby żył we mnie mały głosik, który krzyczał podpowiedzi. Usiadłem obok niej, przyciskając do siebie. Po prostu przygarnąłem ją ramionami do swojego ciała, nie pozwalając się ruszać. Przez chwilę starała się rzucać, ale potem albo zrozumiała, że nie jestem tym kimś, kto ją skrzywdził, albo opadła z sił już zupełnie. Mimo to nie odwzajemniła uścisku. Siedziała sztywno, wpatrując się w coś przed sobą. Na jej twarzy malowało się tylko niewyobrażalne cierpienie, przeplecione z bólem i przerażeniem. Nawet na nas nie spojrzała. Czułem, jak jej ciało napina się i pozostaje w bezruchu. Cały czas była gotowa do ucieczki, jej mięśnie naprężyły się, przygotowane na skok. Jeszcze mocniej przycisnąłem ją do siebie, starając się za wszelką cenę nie uciskać ran.
- Jak masz na imię? - wydusił wreszcie Niall.
Zerknąłem na chłopaka, który był jeszcze bledszy niż dziewczyna.
- Co ci się stało? - dołączył się Louis.
- Ile masz? Skąd jesteś? Odezwij się – padały kolejne słowa.
A ona tylko siedziała spięta w moich ramionach, oddychając cicho. Przyjrzałem się jej profilowi. Miała zadarty, mały nosek, pełne usta i kręcone włosy.
- Zapalę światło, dobrze? - wydusił Harry.
Dziewczyna skinęła ledwie zauważalnie głową, nawet na moment nie pozwalając mięśniom odpocząć. Loczek wstał powoli, jakby wciąż bał się, że szybszy ruch może spłoszyć dziewczynę. Podszedł do włącznika, po czym równie ostrożnie nacisnął go. Pokój oblało światło lampy. Przeleciałem wzrokiem twarze chłopaków, lecz jedna para oczu mówiła coś więcej... Louis rozdziawił usta, przestając oddychać. Był wręcz obłędnie zdziwiony. Wpatrywał się w dziewczynę, widocznie próbując coś powiedzieć. Ciągle zamykał i otwierał buzię, ale nie usłyszałem nic, prócz jego nierównego oddechu.
- Lou? - wyszeptałem.
Nastolatka poruszyła się niespokojnie, odrywając wzrok od czegoś przed sobą. Spojrzała na Tomlinsona, minimalnie się rozluźniając. Minimalnie.
- Ty jesteś... ty... - jąkał się Tommo, wciąż świdrując wzrokiem skatowaną osóbkę.
- Kim ona jest? - Liam wbił w niego uważne spojrzenie.
- Ona... - ledwie słyszałem przestraszony głos Louisa. - Ona...
- Ona? - ciągnął Horan.
- Abigail – wyczytałem z ruchu warg przerażonego przyjaciela.
Nastolatka
w jednej sekundzie skuliła się, jakby za chwilę ktoś miał ją
uderzyć. Mimo to jej mięśnie nie przestały pracować. W każdej
chwili była gotowa do skoku. Mogła uciec, kiedy tylko chciała. Ale
wciąż siedziała tutaj, a ja łudziłem się, że bardziej wtuliła
się w moje ramiona. A może wcale ci
się nie wydawało? Poczułem
ciepło jej ciała na swojej skórze. Tak, na pewno musiała się do
mnie zbliżyć. W pewnym momencie poczułem, że muszę ją chronić.
Za wszelką cenę powinienem osłaniać ją przed wszelkim złem. A
co jeśli tym złem jest twój przyjaciel? Wbiłem
wzrok w Louisa, nie przestając kontrolować choćby najmniejszego
ruchu dziewczyny. Chłopak nie mógł się nawet poruszyć. Zasłonił
sobie usta ręką, a łzy ciekły mu z oczu.
- Jesteś Abigail – wyjąkał wreszcie, minimalnie zbliżając się do rudowłosej.
Widziałem, jak ona za wszelką cenę chce ukryć się za kurtyną loków. Machnęła delikatnie głową, przez co rude sprężynki zasłoniły częściowo jej twarz. Tym razem nie miałem już złudzeń – definitywnie się we mnie wtuliła. Obróciła twarz w stronę mojego obojczyka, po chwili wciskając w niego głowę. Rękoma objęła mnie silnie w pasie, oddychając cicho. Czułem, jak jej krótkie oddechy muskają moją szyję, przyprawiając o jeszcze większą chęć bronienia jej. Rycerzyk się znalazł.
- Abi, odezwij się – kontynuował Tommo.
Jej drobne rączki jeszcze mocniej mnie ścisnęły, a powietrze, dotychczas otulające moją szyję, zniknęło. Wstrzymała oddech, wprost wciskając się w moje ciało. Z największym namaszczeniem położyłem dłonie na jej wystających łopatkach, przyciskając do siebie. Niall posłał mi zdziwione spojrzenie, na co ja tylko delikatnie wzruszyłem ramionami. Dlaczego mi tak zaufała? Bo z drugiej strony, jak nazwać to, co właśnie robiła? Ona, skatowana, pobita i wtulająca się we mnie. Musiała mi ufać. Musiała wierzyć, że jej nie skrzywdzę.
- Będzie dobrze – wyszeptałem jej do ucha.
Wzdrygnęła się, zwalniając uścisk.
- Nic ci nie zrobię, spokojnie – nie dawałem za wygraną.
Głośne odetchnienie ulgi ponownie owiało moją skórę. Dziewczyna poprawiła się na kanapie, jeszcze bardziej chowając za moją szyją.
- Jak masz na imię? - spytałem cicho.
Długo czekałem aż wykona jakikolwiek ruch. Pokój wypełniały tylko nasze urywane oddechy i nerwowe chrząkania, na które ona za każdym razem się wzdrygała. Po kilku wlekących się w nieskończoność minutach, rudowłosa odezwała się.
- Abigail – wymruczała ledwie dosłyszalnie.
Przez chwilę głęboko zastanawiałem się, czy dobrze usłyszałem. Louis odetchnął głośno, kładąc się na podłodze. Wplótł ręce w swoje włosy, kiwając głową.
- To ty jesteś Abi. Znam cię – powiedział wreszcie.
Nastolatka jeszcze mocniej się spięła. Czułem, jak silny uścisk jej kruchych dłoni zamienia się w żelazne miażdżenie. Mimo to nawet nie poprawiłem się na sofie. Siedziałem w tej samej niewygodnej pozycji, ciesząc się każdym jej oddechem. Jakiekolwiek rozluźnienie się z jej strony było moją wygraną. Najlepszą nagrodą na świecie. A już zupełnym Oskarem okazał się jej zachrypnięty głos, który nagle przerwał ciszę:
- Zayn, wody.
Dwa słowa. Dwa proste słowa, które dały mi powód do dumy. Ale chwila... skąd ona znała moje imię?! Zerknąłem na jej idealną twarz, ale nic mi to nie dało. Nie przypominałem sobie, bym kiedykolwiek ją spotkał. Rude loki, zielone oczy, pełne usta, zadarty nos... nie, nikogo takiego nie pamiętałem.
- Liam? - spojrzałem na chłopaka, posyłając mu pytające spojrzenie.
Chłopak skinął głową, wstając. Po chwili w dłoniach niejakiej Abigail znalazła się zapełniona szklanka. Nastolatka patrzyła spokojnie w wodę, nie odrywając policzka od mojego obojczyka.
- Pij – wyszeptałem.
Czułem, jak jej ciało przebiegają dreszcze. Mimo to zatopiła spierzchnięte, zakrwawione usta w płynie. Na jej twarzy malowała się ulga. To musiało być dla niej straszne; patrzyła na picie, spragniona, jakby żyła na pustyni, a nie mogła się napić, bo... no właśnie, bo co? Bo bała się, że ją otrujemy? Przecież to banalne. Chociaż nie, dla niej to musiał być horror. Boi się wszystkiego.
Duszkiem wypiła cały płyn, wzdychając cicho. Odebrałem szklankę w jej dłoni. Gdy nasze palce zetknęły się na ułamek sekundy, dziewczyna natychmiastowo wbiła we mnie wzrok. Przełknęła ślinę, ściskając mnie mocniej.
- Spokojnie – mruknąłem, odstawiając szklane naczynko na szafkę obok.
Chłopcy wciąż patrzyli na nią z szeroko otwartymi oczyma. Widziałem, że są zdumieni i... zniecierpliwieni? No tak! Opatrunki wciąż leżały nienaruszone na podłodze.
Minimalnie poprawiłem się na kanapie, czując jak ręce Abi puszczają mnie. Zatrzymałem jej dłonie w pół ruchu, ponownie przykładając do mojego pasa. Zrozumiała mój czyn, ponieważ znowu wtuliła się we mnie. Jesteś bezpieczna.
- Abigail, słuchaj, musimy cię opatrzyć – wydukałem.
Jej ciało naprężyło się do granic możliwości. Pas bolał mnie od jej żelaznego uścisku. Biegała przerażonym wzrokiem po mojej twarzy, szukając zapewne jakiegokolwiek ruchu, który świadczyłby, że wcale do tego nie dojdzie.
- Musimy – powtórzyłem z naciskiem.
Dziewczyna skinęła minimalnie głową, wstrzymując powietrze. Harry chwycił w dłoń wodę utlenioną i zaczął się do niej zbliżać. Z zapartym tchem przyglądałem się jego ręce, która nieubłaganie pokonywała dystans między nimi. Nagle stało się to, czego się obawiałem – Abi rzuciła się do tyłu. Wyrwała z moich objęć, z całej siły uderzając plecami o oparcie kanapy. Podciągnęła nogi do klatki, oplatając je rękoma. W jej oczach widziałem strach. Okropne, dzikie przerażenie, które z każdą sekundą narastało.
- Przestań – rzuciłem do chłopaka.
Harry wbił we mnie zdziwione spojrzenie.
- Przestań – powtórzyłem silniej.
Styles odetchnął z ulgą, jakby sam bał się bardziej niż dziewczyna. Podał mi wodę utlenioną z niemym pytaniem. „A ty to zrobisz?” No jasne, że zrobię! O ile ona nie ucieknie. Postawiłem buteleczkę między swoimi kolanami, powoli wyciągając ręce do dziewczyny. Przyglądała mi się, a jej ciało przestawało dygotać. Przysunęła się. Minimalnie, wprost niezauważalnie przeniosła się na lewą stronę. Dalej... Złapałem ją delikatnie za łokcie. Wciągnąłem cicho powietrze, by chwilę później zatrzymać je w płucach. Czekałem na jej reakcję.
Cisza.
W końcu, w jednej sekundzie, poczułem ją blisko siebie. Podciągnęła nogi na moje kolana, wtulając się w moje ciało. Ponownie miażdżyła mnie mi pas nerwowym uściskiem, a twarz chowała za moją szyją.
- Odchyl głowę – wydusiłem.
Abigail, wciąż napięta do granic możliwości, wykonała moją prośbę. Ostrożnie chwyciłem wodę utlenioną. Jej wzrok, z przerażonego zmienił się w błagający. Prosiła mnie, bym jej nie skrzywdził. Zbliżyłem buteleczkę do jej łuku brwiowego, zagryzając z nerwów wargi. Jej kruche ręce jeszcze mocniej zacisnęły się w moim pasie. Jęknąłem cicho z bólu. Nie bądź mięczakiem. Dalej, dasz radę. Po raz kolejny przyjrzałem się jej twarzy. Rude loki okalały idealną twarz, na której wciąż malowała się prośba...Jesteś wspaniała.*** oczami Abigail ***
Nie odrywałam wzroku od oczu Zayn'a. Emanowała z nich taka troska i obietnica bezpieczeństwa, że nie byłam w stanie się poruszyć. A z drugiej strony ból mi na to nie pozwalał. Piekące rany wypalały mnie, jak ogniste lasery, przenikające do środka ciała. Było mi niedobrze, ale to zapewne z nerwów. Za każdym razem, gdy chciałam spojrzeć na coś innego, niż oczy Zayn'a, wszystko się odtwarzało. Zdarzenia prześcigały się w biegu wspomnień. Wprost czułam, jak jego silna dłoń wisi nad moją głową. Zemdliło mnie. Jeszcze mocniej zacisnęłam ręce w pasie Malika. Ciepło jego skóry wymazywało z mojej głowy tamten dzień, a przynajmniej pokrywało go mgłą, przez którą nie przenikał ból fizyczny. Z rozkoszą wciągnęłam zapach jego perfum, otulający mnie tarczą ochronną. Każde miejsce na moim ciele, które dotykał Zayn, zostało potraktowane falą znieczulającego działania. Ból minimalnie zelżał, a ja odważyłam się znowu oddychać.
Drżąca dłoń Zayn'a z wodą utlenioną nieubłaganie zbliżała się do mojej twarzy. Miałam ochotę klęknąć przed nim i błagać, by nie bolało, by nie zrobił mi krzywdy.
- Spokojnie – usłyszałam jego zatroskany głos.
I było spokojniej. Przestałam trochę dygotać, zaczynając wierzyć, że jestem bezpieczna przynajmniej w najmniejszym procencie.
Palce chłopaka dotknęły skóry na moim czole, przyprawiając mnie o kolejną dawkę znieczulenia. Mimo tej błogości, chwilę później rana zaczęła mnie piec. Paliła, szczypała, rozrywała się na nowo. Czyli już ją zdezynfekował. Jęknęłam z bólu, wciskając się w niego. Każde miejsce, stykające się z jego ciałem, przestawało boleć; co prawda minimalnie, ale jednak. Może tylko mi się tak wydawało? Łzy pociekły mi z oczu, a kolejne westchnienie przepłynęło przez popękane usta.
- Za chwilę przestanie boleć – pocieszył mnie nastolatek.
Starałam się uwierzyć w jego słowa.
- Teraz plaster – zamruczał mi do ucha.
Wciągnęłam głośno powietrze, obawiając się kolejnej dawki bólu. Jednak to już mnie nie skrzywdziło. Podłużny opatrunek zakleił ranę, tamując trochę krwawienie.
- Niall, przynieś mokry ręcznik – poinstruował chłopaka Liam.
Znałam ich wszystkich. Czemu? Byłam ich ogromną fanką i kochałam całym sercem. Pewnie gdyby nie to, jak wyglądałam i się czułam, byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. W końcu spotkałam swoich idoli, którzy siedzieli koło mnie, posyłając sobie pytające spojrzenia. Horan wstał w podłogi, a chwilę później usłyszałam płynącą z kranu wodę.
Gdy blondyn ponownie zjawił się w salonie, podał Zayn'owi ręcznik. Malik podziękował mu cicho, dotykając mokrym materiałem moją twarz. Widziałam, jak na białym przedmiocie pojawiają się czerwone plamy. Aż tak bardzo krwawiłam? Mulat po raz ostatni dotknął mojego policzka ręcznikiem, odkładając go po chwili koło kanapy. Westchnął ciężko, a wydychane przez niego powietrze przyjemnie owiało moją twarz. Spojrzałam na kanapki na talerzach. W tamtym momencie, jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Zayn uśmiechnął się blado, szepcąc mi do ucha:
- Którą chcesz?
Wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu. I albo mi się wydaje, albo jeszcze mocniej go ścisnęłam, o ile to w ogóle możliwe. Zastanawiam się, jakim cudem nie zmiażdżyłam go jeszcze.
- Żadną – mruknęłam, wciskając twarz w jego obojczyk.
- Musisz coś zjeść. Opatrywanie reszty ran może cię wykończyć.
Dreszcze przebiegły po moich plecach. Przecież już jestem wykończona. Walczyłam z powiekami, które były cięższe niż ołów i opadały, zasłaniając mi świat. Wtuliłam się umięśnione ciało Malika, minimalnie się rozluźniając. Jakim cudem czułam się przy nim bezpieczna? Przecież on także mógł mnie skrzywdzić. W każdej chwili mogłam poczuć jego silną rękę na swoim ciele. Spięłam się. Znowu byłam gotowa uciec daleko, daleko stąd. Daleko od Zayn'a? Nie wyobrażałam sobie, by przestać czuć ciepło jego ciała. By opalone ręce nie obejmowały mnie delikatnie. By zgubić gdzieś tę tarczę, która chroniła mnie szczelnie. Zerknęłam na pozostałą czwórkę chłopaków. Oczy zamykały im się bardziej, niż mi. Poczułam okropne wyrzuty sumienia, które rozlewały się po całej mnie, dręcząc i błagając o wyjście na światło dzienne.
Harry podpierał ręką brodę, walcząc z sennością. Zresztą, reszta wyglądała podobnie. Musiała ich już opuścić adrenalina, a wyrwanie ze snu dawało się we znaki.
- Idźcie spać – wydusiłam przez ściśnięte strachem gardło.
Poprawiłam się minimalnie na kolanach Malika. Wtedy też poczułam niesamowite pieczenie. Gdzie? Wszędzie. Rany rozrywały się na nowo, a pozasychane strupy odkrywały znowu draśnięcia i zadrapania. Zacisnęłam oczy, w których pojawiły się upokarzające łzy. Już bardziej poniżonym nie można być. Ostatnimi siłami zacisnęłam ręce na pasie Zayn'a, przez co ten zasyczał cicho. Mimo to nie puścił mnie, ani nie kazał zelżeć uścisku. Wciąż kołysał moje ciało delikatnie, pozwalając bym istniała w błogiej ochronie. Płakałam. Cicho, głośno, na przemian. Wszystko mnie bolało. Do tego okropne wspomnienia z Tamtego Dnia wysnuwały się spod kopuły bezpieczeństwa, uderzając mnie w sam środek uczuć. Podciągnęłam nogi do klatki, uderzając kolanem brodę mulata. Załkałam, wciskając się w niego jak dziecko pozbawione miłości. Przecież ja jestem takim dzieckiem. Zacisnęłam zęby, spinając się do granic możliwości.
- Ćś, spokojnie, będzie dobrze – nad moim uchem rozległ się obezwładniający głos.
Ból chyba zależy od psychiki, bo gdy tylko znowu wmówiłam sobie, że jestem bezpieczna, wszelkie cierpienie zelżało, wracając do formy „da się wytrzymać”. Słone krople moczyły bokserkę Malika, która i tak była już pobrudzona moją krwią.
- Idźcie spać – powiedziałam głośniej, wprost chowając się w ramionach Zayn'a.
- Nie, nie możemy – odparł Liam, przecierając oczy rękoma.
- Proszę, idźcie – załkałam.
Z jednej strony nie chciałam, by byli niewyspani i męczyli się tu, siedząc przy nas bezczynnie, a z drugiej po prostu wstydziłam się przy nich płakać. Każda kolejna łza, wypływająca z moich zmęczonych oczu, była jak stopień w dół, prowadzący do coraz większego upokorzenia.
- Abigail ma rację, idźcie spać – poparł mnie Malik.
Chłopcy wymienili spojrzenia, ale żaden z nich nie przeciwstawił się. Po prostu wstali, odnieśli nienaruszone jedzenie do kuchni i skierowali się do swoich pokoi. Każdy zatrzymywał się w połowie drogi, próbując coś powiedzieć, ale zamykał tylko buzię z zabawnym klapnięciem, wymijał nas i uciekał. Niektórzy wprost biegli do swoich światów, w których mogliby poukładać sobie wydarzenia tego wieczoru. Mi też by się przydało. Liam zgasił szybko światło, wymykając się na korytarz.
- Abi, mogę się poprawić? - mruknął cicho Zayn, wiercąc się minimalnie.
Skinęłam głową, z ogromnym trudem puszczając go w pasie. Nastolatek położył się na boku, podkładając pod głowę poduszki. Gestem ręki poprosił, bym położyła się koło niego. Nawet nie wyobrażacie sobie, jaka wojna rozgrywała się w moim umyśle. Dać się skrzywdzić, czy też zaufać? Przecież nie mogłam tak po prostu przylgnąć ciałem do osoby, która teoretycznie w każdej chwili była w stanie mnie uderzyć i skrzywdzić. A praktycznie? Czy ten Zayn, Zayn Malik, który właśnie okazał mi skrawek zrozumienia i troski mógł zadać mi cierpienie? Popchnięta impulsem, położyłam się koło niego, modląc się o bezpieczeństwo i dobro. Chłopak przyciągnął mnie do siebie, wydychając z ulgą powietrze dotychczas wstrzymywane w płucach. Czułam jego dłonie, które oplatały mnie delikatnie, ponownie wytwarzając barierę ochronną.
- Jesteś bezpieczna, wiesz? - wyszeptał mi do ucha, przykrywając kocem.
- Wiem – tylko tyle zdołałam wymruczeć.
Chwilę później ból zniknął, a obraz na ścianie, w który bezsensownie się wpatrywałam, zamienił się w głęboką ciemność. Zasnęłam.
- Jesteś Abigail – wyjąkał wreszcie, minimalnie zbliżając się do rudowłosej.
Widziałem, jak ona za wszelką cenę chce ukryć się za kurtyną loków. Machnęła delikatnie głową, przez co rude sprężynki zasłoniły częściowo jej twarz. Tym razem nie miałem już złudzeń – definitywnie się we mnie wtuliła. Obróciła twarz w stronę mojego obojczyka, po chwili wciskając w niego głowę. Rękoma objęła mnie silnie w pasie, oddychając cicho. Czułem, jak jej krótkie oddechy muskają moją szyję, przyprawiając o jeszcze większą chęć bronienia jej. Rycerzyk się znalazł.
- Abi, odezwij się – kontynuował Tommo.
Jej drobne rączki jeszcze mocniej mnie ścisnęły, a powietrze, dotychczas otulające moją szyję, zniknęło. Wstrzymała oddech, wprost wciskając się w moje ciało. Z największym namaszczeniem położyłem dłonie na jej wystających łopatkach, przyciskając do siebie. Niall posłał mi zdziwione spojrzenie, na co ja tylko delikatnie wzruszyłem ramionami. Dlaczego mi tak zaufała? Bo z drugiej strony, jak nazwać to, co właśnie robiła? Ona, skatowana, pobita i wtulająca się we mnie. Musiała mi ufać. Musiała wierzyć, że jej nie skrzywdzę.
- Będzie dobrze – wyszeptałem jej do ucha.
Wzdrygnęła się, zwalniając uścisk.
- Nic ci nie zrobię, spokojnie – nie dawałem za wygraną.
Głośne odetchnienie ulgi ponownie owiało moją skórę. Dziewczyna poprawiła się na kanapie, jeszcze bardziej chowając za moją szyją.
- Jak masz na imię? - spytałem cicho.
Długo czekałem aż wykona jakikolwiek ruch. Pokój wypełniały tylko nasze urywane oddechy i nerwowe chrząkania, na które ona za każdym razem się wzdrygała. Po kilku wlekących się w nieskończoność minutach, rudowłosa odezwała się.
- Abigail – wymruczała ledwie dosłyszalnie.
Przez chwilę głęboko zastanawiałem się, czy dobrze usłyszałem. Louis odetchnął głośno, kładąc się na podłodze. Wplótł ręce w swoje włosy, kiwając głową.
- To ty jesteś Abi. Znam cię – powiedział wreszcie.
Nastolatka jeszcze mocniej się spięła. Czułem, jak silny uścisk jej kruchych dłoni zamienia się w żelazne miażdżenie. Mimo to nawet nie poprawiłem się na sofie. Siedziałem w tej samej niewygodnej pozycji, ciesząc się każdym jej oddechem. Jakiekolwiek rozluźnienie się z jej strony było moją wygraną. Najlepszą nagrodą na świecie. A już zupełnym Oskarem okazał się jej zachrypnięty głos, który nagle przerwał ciszę:
- Zayn, wody.
Dwa słowa. Dwa proste słowa, które dały mi powód do dumy. Ale chwila... skąd ona znała moje imię?! Zerknąłem na jej idealną twarz, ale nic mi to nie dało. Nie przypominałem sobie, bym kiedykolwiek ją spotkał. Rude loki, zielone oczy, pełne usta, zadarty nos... nie, nikogo takiego nie pamiętałem.
- Liam? - spojrzałem na chłopaka, posyłając mu pytające spojrzenie.
Chłopak skinął głową, wstając. Po chwili w dłoniach niejakiej Abigail znalazła się zapełniona szklanka. Nastolatka patrzyła spokojnie w wodę, nie odrywając policzka od mojego obojczyka.
- Pij – wyszeptałem.
Czułem, jak jej ciało przebiegają dreszcze. Mimo to zatopiła spierzchnięte, zakrwawione usta w płynie. Na jej twarzy malowała się ulga. To musiało być dla niej straszne; patrzyła na picie, spragniona, jakby żyła na pustyni, a nie mogła się napić, bo... no właśnie, bo co? Bo bała się, że ją otrujemy? Przecież to banalne. Chociaż nie, dla niej to musiał być horror. Boi się wszystkiego.
Duszkiem wypiła cały płyn, wzdychając cicho. Odebrałem szklankę w jej dłoni. Gdy nasze palce zetknęły się na ułamek sekundy, dziewczyna natychmiastowo wbiła we mnie wzrok. Przełknęła ślinę, ściskając mnie mocniej.
- Spokojnie – mruknąłem, odstawiając szklane naczynko na szafkę obok.
Chłopcy wciąż patrzyli na nią z szeroko otwartymi oczyma. Widziałem, że są zdumieni i... zniecierpliwieni? No tak! Opatrunki wciąż leżały nienaruszone na podłodze.
Minimalnie poprawiłem się na kanapie, czując jak ręce Abi puszczają mnie. Zatrzymałem jej dłonie w pół ruchu, ponownie przykładając do mojego pasa. Zrozumiała mój czyn, ponieważ znowu wtuliła się we mnie. Jesteś bezpieczna.
- Abigail, słuchaj, musimy cię opatrzyć – wydukałem.
Jej ciało naprężyło się do granic możliwości. Pas bolał mnie od jej żelaznego uścisku. Biegała przerażonym wzrokiem po mojej twarzy, szukając zapewne jakiegokolwiek ruchu, który świadczyłby, że wcale do tego nie dojdzie.
- Musimy – powtórzyłem z naciskiem.
Dziewczyna skinęła minimalnie głową, wstrzymując powietrze. Harry chwycił w dłoń wodę utlenioną i zaczął się do niej zbliżać. Z zapartym tchem przyglądałem się jego ręce, która nieubłaganie pokonywała dystans między nimi. Nagle stało się to, czego się obawiałem – Abi rzuciła się do tyłu. Wyrwała z moich objęć, z całej siły uderzając plecami o oparcie kanapy. Podciągnęła nogi do klatki, oplatając je rękoma. W jej oczach widziałem strach. Okropne, dzikie przerażenie, które z każdą sekundą narastało.
- Przestań – rzuciłem do chłopaka.
Harry wbił we mnie zdziwione spojrzenie.
- Przestań – powtórzyłem silniej.
Styles odetchnął z ulgą, jakby sam bał się bardziej niż dziewczyna. Podał mi wodę utlenioną z niemym pytaniem. „A ty to zrobisz?” No jasne, że zrobię! O ile ona nie ucieknie. Postawiłem buteleczkę między swoimi kolanami, powoli wyciągając ręce do dziewczyny. Przyglądała mi się, a jej ciało przestawało dygotać. Przysunęła się. Minimalnie, wprost niezauważalnie przeniosła się na lewą stronę. Dalej... Złapałem ją delikatnie za łokcie. Wciągnąłem cicho powietrze, by chwilę później zatrzymać je w płucach. Czekałem na jej reakcję.
Cisza.
W końcu, w jednej sekundzie, poczułem ją blisko siebie. Podciągnęła nogi na moje kolana, wtulając się w moje ciało. Ponownie miażdżyła mnie mi pas nerwowym uściskiem, a twarz chowała za moją szyją.
- Odchyl głowę – wydusiłem.
Abigail, wciąż napięta do granic możliwości, wykonała moją prośbę. Ostrożnie chwyciłem wodę utlenioną. Jej wzrok, z przerażonego zmienił się w błagający. Prosiła mnie, bym jej nie skrzywdził. Zbliżyłem buteleczkę do jej łuku brwiowego, zagryzając z nerwów wargi. Jej kruche ręce jeszcze mocniej zacisnęły się w moim pasie. Jęknąłem cicho z bólu. Nie bądź mięczakiem. Dalej, dasz radę. Po raz kolejny przyjrzałem się jej twarzy. Rude loki okalały idealną twarz, na której wciąż malowała się prośba...Jesteś wspaniała.*** oczami Abigail ***
Nie odrywałam wzroku od oczu Zayn'a. Emanowała z nich taka troska i obietnica bezpieczeństwa, że nie byłam w stanie się poruszyć. A z drugiej strony ból mi na to nie pozwalał. Piekące rany wypalały mnie, jak ogniste lasery, przenikające do środka ciała. Było mi niedobrze, ale to zapewne z nerwów. Za każdym razem, gdy chciałam spojrzeć na coś innego, niż oczy Zayn'a, wszystko się odtwarzało. Zdarzenia prześcigały się w biegu wspomnień. Wprost czułam, jak jego silna dłoń wisi nad moją głową. Zemdliło mnie. Jeszcze mocniej zacisnęłam ręce w pasie Malika. Ciepło jego skóry wymazywało z mojej głowy tamten dzień, a przynajmniej pokrywało go mgłą, przez którą nie przenikał ból fizyczny. Z rozkoszą wciągnęłam zapach jego perfum, otulający mnie tarczą ochronną. Każde miejsce na moim ciele, które dotykał Zayn, zostało potraktowane falą znieczulającego działania. Ból minimalnie zelżał, a ja odważyłam się znowu oddychać.
Drżąca dłoń Zayn'a z wodą utlenioną nieubłaganie zbliżała się do mojej twarzy. Miałam ochotę klęknąć przed nim i błagać, by nie bolało, by nie zrobił mi krzywdy.
- Spokojnie – usłyszałam jego zatroskany głos.
I było spokojniej. Przestałam trochę dygotać, zaczynając wierzyć, że jestem bezpieczna przynajmniej w najmniejszym procencie.
Palce chłopaka dotknęły skóry na moim czole, przyprawiając mnie o kolejną dawkę znieczulenia. Mimo tej błogości, chwilę później rana zaczęła mnie piec. Paliła, szczypała, rozrywała się na nowo. Czyli już ją zdezynfekował. Jęknęłam z bólu, wciskając się w niego. Każde miejsce, stykające się z jego ciałem, przestawało boleć; co prawda minimalnie, ale jednak. Może tylko mi się tak wydawało? Łzy pociekły mi z oczu, a kolejne westchnienie przepłynęło przez popękane usta.
- Za chwilę przestanie boleć – pocieszył mnie nastolatek.
Starałam się uwierzyć w jego słowa.
- Teraz plaster – zamruczał mi do ucha.
Wciągnęłam głośno powietrze, obawiając się kolejnej dawki bólu. Jednak to już mnie nie skrzywdziło. Podłużny opatrunek zakleił ranę, tamując trochę krwawienie.
- Niall, przynieś mokry ręcznik – poinstruował chłopaka Liam.
Znałam ich wszystkich. Czemu? Byłam ich ogromną fanką i kochałam całym sercem. Pewnie gdyby nie to, jak wyglądałam i się czułam, byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. W końcu spotkałam swoich idoli, którzy siedzieli koło mnie, posyłając sobie pytające spojrzenia. Horan wstał w podłogi, a chwilę później usłyszałam płynącą z kranu wodę.
Gdy blondyn ponownie zjawił się w salonie, podał Zayn'owi ręcznik. Malik podziękował mu cicho, dotykając mokrym materiałem moją twarz. Widziałam, jak na białym przedmiocie pojawiają się czerwone plamy. Aż tak bardzo krwawiłam? Mulat po raz ostatni dotknął mojego policzka ręcznikiem, odkładając go po chwili koło kanapy. Westchnął ciężko, a wydychane przez niego powietrze przyjemnie owiało moją twarz. Spojrzałam na kanapki na talerzach. W tamtym momencie, jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Zayn uśmiechnął się blado, szepcąc mi do ucha:
- Którą chcesz?
Wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu. I albo mi się wydaje, albo jeszcze mocniej go ścisnęłam, o ile to w ogóle możliwe. Zastanawiam się, jakim cudem nie zmiażdżyłam go jeszcze.
- Żadną – mruknęłam, wciskając twarz w jego obojczyk.
- Musisz coś zjeść. Opatrywanie reszty ran może cię wykończyć.
Dreszcze przebiegły po moich plecach. Przecież już jestem wykończona. Walczyłam z powiekami, które były cięższe niż ołów i opadały, zasłaniając mi świat. Wtuliłam się umięśnione ciało Malika, minimalnie się rozluźniając. Jakim cudem czułam się przy nim bezpieczna? Przecież on także mógł mnie skrzywdzić. W każdej chwili mogłam poczuć jego silną rękę na swoim ciele. Spięłam się. Znowu byłam gotowa uciec daleko, daleko stąd. Daleko od Zayn'a? Nie wyobrażałam sobie, by przestać czuć ciepło jego ciała. By opalone ręce nie obejmowały mnie delikatnie. By zgubić gdzieś tę tarczę, która chroniła mnie szczelnie. Zerknęłam na pozostałą czwórkę chłopaków. Oczy zamykały im się bardziej, niż mi. Poczułam okropne wyrzuty sumienia, które rozlewały się po całej mnie, dręcząc i błagając o wyjście na światło dzienne.
Harry podpierał ręką brodę, walcząc z sennością. Zresztą, reszta wyglądała podobnie. Musiała ich już opuścić adrenalina, a wyrwanie ze snu dawało się we znaki.
- Idźcie spać – wydusiłam przez ściśnięte strachem gardło.
Poprawiłam się minimalnie na kolanach Malika. Wtedy też poczułam niesamowite pieczenie. Gdzie? Wszędzie. Rany rozrywały się na nowo, a pozasychane strupy odkrywały znowu draśnięcia i zadrapania. Zacisnęłam oczy, w których pojawiły się upokarzające łzy. Już bardziej poniżonym nie można być. Ostatnimi siłami zacisnęłam ręce na pasie Zayn'a, przez co ten zasyczał cicho. Mimo to nie puścił mnie, ani nie kazał zelżeć uścisku. Wciąż kołysał moje ciało delikatnie, pozwalając bym istniała w błogiej ochronie. Płakałam. Cicho, głośno, na przemian. Wszystko mnie bolało. Do tego okropne wspomnienia z Tamtego Dnia wysnuwały się spod kopuły bezpieczeństwa, uderzając mnie w sam środek uczuć. Podciągnęłam nogi do klatki, uderzając kolanem brodę mulata. Załkałam, wciskając się w niego jak dziecko pozbawione miłości. Przecież ja jestem takim dzieckiem. Zacisnęłam zęby, spinając się do granic możliwości.
- Ćś, spokojnie, będzie dobrze – nad moim uchem rozległ się obezwładniający głos.
Ból chyba zależy od psychiki, bo gdy tylko znowu wmówiłam sobie, że jestem bezpieczna, wszelkie cierpienie zelżało, wracając do formy „da się wytrzymać”. Słone krople moczyły bokserkę Malika, która i tak była już pobrudzona moją krwią.
- Idźcie spać – powiedziałam głośniej, wprost chowając się w ramionach Zayn'a.
- Nie, nie możemy – odparł Liam, przecierając oczy rękoma.
- Proszę, idźcie – załkałam.
Z jednej strony nie chciałam, by byli niewyspani i męczyli się tu, siedząc przy nas bezczynnie, a z drugiej po prostu wstydziłam się przy nich płakać. Każda kolejna łza, wypływająca z moich zmęczonych oczu, była jak stopień w dół, prowadzący do coraz większego upokorzenia.
- Abigail ma rację, idźcie spać – poparł mnie Malik.
Chłopcy wymienili spojrzenia, ale żaden z nich nie przeciwstawił się. Po prostu wstali, odnieśli nienaruszone jedzenie do kuchni i skierowali się do swoich pokoi. Każdy zatrzymywał się w połowie drogi, próbując coś powiedzieć, ale zamykał tylko buzię z zabawnym klapnięciem, wymijał nas i uciekał. Niektórzy wprost biegli do swoich światów, w których mogliby poukładać sobie wydarzenia tego wieczoru. Mi też by się przydało. Liam zgasił szybko światło, wymykając się na korytarz.
- Abi, mogę się poprawić? - mruknął cicho Zayn, wiercąc się minimalnie.
Skinęłam głową, z ogromnym trudem puszczając go w pasie. Nastolatek położył się na boku, podkładając pod głowę poduszki. Gestem ręki poprosił, bym położyła się koło niego. Nawet nie wyobrażacie sobie, jaka wojna rozgrywała się w moim umyśle. Dać się skrzywdzić, czy też zaufać? Przecież nie mogłam tak po prostu przylgnąć ciałem do osoby, która teoretycznie w każdej chwili była w stanie mnie uderzyć i skrzywdzić. A praktycznie? Czy ten Zayn, Zayn Malik, który właśnie okazał mi skrawek zrozumienia i troski mógł zadać mi cierpienie? Popchnięta impulsem, położyłam się koło niego, modląc się o bezpieczeństwo i dobro. Chłopak przyciągnął mnie do siebie, wydychając z ulgą powietrze dotychczas wstrzymywane w płucach. Czułam jego dłonie, które oplatały mnie delikatnie, ponownie wytwarzając barierę ochronną.
- Jesteś bezpieczna, wiesz? - wyszeptał mi do ucha, przykrywając kocem.
- Wiem – tylko tyle zdołałam wymruczeć.
Chwilę później ból zniknął, a obraz na ścianie, w który bezsensownie się wpatrywałam, zamienił się w głęboką ciemność. Zasnęłam.
***
Nie ma to jak rozdział, który ma dziesięć stron, prawda? :)
Oj, oj, oj. Pracy była przy nim masa! Muzyka, zdjęcia, wydarzenia, bohaterowie. Ech, naprawdę masakra. Co z tego wyszło? Opinię zostawiamy Wam.
+ pytania do Was
1. Jak wyobrażacie sobie Abigail z wyglądu?
2. Co myślicie o Zayn'ie?
Oj, oj, oj. Pracy była przy nim masa! Muzyka, zdjęcia, wydarzenia, bohaterowie. Ech, naprawdę masakra. Co z tego wyszło? Opinię zostawiamy Wam.
+ pytania do Was
1. Jak wyobrażacie sobie Abigail z wyglądu?
2. Co myślicie o Zayn'ie?
3. Co myślicie o Harrym?
4. Czy rozdział jest za długi?
5. Wolicie rozdziały ze zdjęciami/muzyką/gifami, czy bez?
Prosimy o odpowiedzi, szczere opinie i baaaardzo długie komentarze. ♥
4. Czy rozdział jest za długi?
5. Wolicie rozdziały ze zdjęciami/muzyką/gifami, czy bez?
Prosimy o odpowiedzi, szczere opinie i baaaardzo długie komentarze. ♥
Margol xx
Kurde jacy oni są opiekuńczy... <3 No poprostu cudo. *_* A Zayn i Abi . Awwww! Jaram sie <3 Czyżby kolejna para? *_*
OdpowiedzUsuń1. Rude włosy, piegi.. zielone lub ciemne oczy... I bardzo szczupła. ;))
2. Zayn no po prostu . wow. Zaskoczył mnie <3 Był taki miły, wrażliwy i opiekuńczy <3 Kochany. <3 ( Ile tych serduszekk xd )
3. harry też dobrze zrobił, ze ja zabrał do domu.. Gdyby ją tam zostawił nie wybaczyłabym mu tego! A poza ty,m to jego zachowanie na początku było... dziwne? Może nie dziwne, ale takie nie zabardzo rozumiałam o co chodzi. Biedny ;(
4. ROZDZIAŁ JEST IDEALNY!!! MOGŁABYM TAK CZYATĆ I CZYTAĆ I CZYTAĆ. Kocham to jak piszesz córko <3
5. Zdecydowanie z. :D mozmna się wtedy tak wczuć.. <3
Kocham, kochma, kocham ten rozdział <3333
Rozdział cudowny ;* Musiałyście się naprawdę napracować żeby napisać to wszystko tak jak napisałyście, bo rozdział ma w sobie naprawdę dużo emocji. A chłopacy zachowali się naprawdę super nawet z tym lekkim oszołomieniem, ale w sytuacji w której się znaleźli to normalne.
OdpowiedzUsuńMam dziwne wrażenie, że to co się stało Abi ma związek z jej ojcem ..... No i nie wiemy jeszcze co z jej siostrą o której też tu wspomniałyście. :)
1) Hmmm Abi wyobrażam sobie jako drobną dziewczynę średniego wzrostu z dłuższymi, rudymi i lekko kręconymi włosami. Mocno zielonymi oczami, ale nie za dużymi ;)
2) Albo mi się wydaje albo między Zayn się zakochał ...... <3 hehe Był taki opiekuńczy, słodki i wgl ;*
3) Hazza dobrze zrobił, że jej nie zostawił, bo przecież jej mogło stać się coś poważnego, a stan w którym ją zastał do dobrych też nie należał.
4) Jest długi, ale to dobrze i mi nie przeszkadza ;>
5) Ja wolę z ^^
Wiem, że miałam napisać długi komentarz, no ale trochę nie wyszło, za co przepraszam i mam nadzieję że ten też nie jest aż taki zły.
Życzę weny i czekam na następny ♥
Może zacznę od pierwszego linka. Evanescence. Piękny zespół, tworzący niesamowitą muzykę. Znam piosenki na pamięć i nie mogę przestać słuchać. Muzyka ta bardzo pomaga się wczuć.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o zdjęcia i gify, to jak najbardziej, ale w linkach, nie na rozdziale ;)
Początek oczami Harry’ego świetny. Gubię się w tekście, a to chyba było zamierzone. By nie do końca wiadomo było, o co chodzi, ale świetnie wyszło.
Abi... Ja wyobrażam ją sobie jako niską dziewczynę, z okrągłą buzią i pomarańczowymi piegami. Miałaby gęste loki. Duuużo rudych loków ^^ No i nie byłaby bardzo szczupła. Taka w sam raz ;)
Harrold zachował się dobrze, spełniając wolę dziewczyny. Ta pewnie miała swoje powody, by nie zjawiać się w szpitalu. No i na szczęście uszanował jej prośbę.
”Impuls kretyna”... Buahahahaha :D Piękne sformułowanie ♥ Haha. Kocham po prostu xD
Zayn... ♥ Mmmm... Powiem tak: Abi miała szczęście xD Jego zachowanie na pewno było poniekąd dziwne, zważywszy na to, że przecież Perri no i... jakoś tak ogólnie. Za wszelką cenę, chciałby ochronić Abi. Poniekąd przyciągające, mrauuu ♥
Naturalnie rozdział nie jest za długi ;) Wasze opowiadanie można by czytać i czytać ^^
Ogólnie o rozdziale – wyśmienity. Zachowania chłopaków niekiedy były dziwne, no ale na pewno bardzo denerwowali się zaistniałą sytuacją i sami nie wiedzieli, co myśleć i robić.
Niesamowicie wciągający J Z pewnością kolejny też będzie super.
Czekam na następny. Jak zawsze! :D
Wasza Patrycja xoxo
PS. Życzę weny! ♥
PS2. Mówiłam już, że kocham? xD
Rozdział ja zwykle genialny ^^ To takie słodkie ze strony Harego i chłopaków ;)
OdpowiedzUsuń1. Moi, skromnym zdaniem Abigail będzie wysoką, szczupłą rudowłosa dziewczyną o zielonych oczach lekko zarumienionej twarzy czerwonym wąskich wargach i wgl. xD
2. Oj albo Zayn jest naprawdę takie dobroduszny i pomocny albo się zakochał ;] To takie urocze ;**
3. Harry zachował się jak prawdziwy bohater pomógł Abi mimo jej próśb aby tego nie robił. Jest naprawde świetny ^^
4. Długi jest trzeba przyznać ale dla mnie może byc xd
5. No bardzo by,m pragnęła dużo zdjęć muzyki i wgl. to pozwala nam wczuć się w klimat ;D TYo jest ma ostatnia wola alby mieć tu więcej muzyki, zdjęć i gifów ^.^
Pozdrawiam
Zaczarowana <3
Hej! xx
OdpowiedzUsuńNa wstępie przepraszam, że dopiero teraz dodaje komentarz, ale miałam pewne komplikacje. Ale już się poprawiam.
Rozdział genialny! <3 Kocham, kocham, kocham!
Swoją opinie wyrażę w odpowiedziach na pytania.
1. Abi śliczna, drobna, szczuplutka dziewczynka, z burzą falowanych włosów na głowie. Ma ładne paczadełka, onieśmielające a za razem hipnotyzujące spojrzenie, w którym można się zakochać, mały, lekko zadarty nosek, ładne usta. To względnie opisałam wygląd zewnętrzny, to teraz charakter i przeżycia. Ciężkie życie do czasu kiedy poznała chłopców, stara się wyglądać na samodzielną, samowystarczalną, tworzyć na około się tarcze, która odpiera pomoc z zewnątrz. Ciężko jest jej się otworzyć na pomoc Hazzy a następnie chłopców, możliwe, że jest to związane z jej przeżyciami wyniesionymi z domu (wszystko okaże się w kolejnych rozdziałach :D). Mam nadzieję, że po tych wszystkich wydarzeniach będzie potrafiła otworzyć się jeszcze na miłość, przyjaźń. :D
2. Wydaje mi się, że Zayn'owi Abi wpadła w oko. Możliwe, że przerodzi się to w coś poważniejszego. Ciężko jest teraz określić jak to będzie, skoro Zayn jest związany już od jakiegoś czasu z Perri.
3.Harry to dobrzy człowiek. Pomógł Abi chociaż jej nie znał( a może znał?). Ma wielkie serce otwarte na drugiego człowieka. Zastanawia mnie ta sytuacja związana z samym początkiem rozdziału, gdzie Hazz biegnie bez opamiętania, a w głowie kołują mu się najróżniejsze myśli... Nie wiem jak to zinterpretować... Mam kilka swoich ,, opcji'', bądź ,, wyobrażeń'', ale wszystko okaże się w kolejnych rozdziałach. :D
4. Rozdział jest długi, ale ja jestem zauroczona w tym opowiadaniu, więc czym dłuższe rozdziały tym lepiej. :D <3
5. Jak dla mnie to jestem oczywiście za gifami, zdjęciami, muzyką, gdyż to wzbogaca wyobrażenia o świecie przedstawionym w opowiadaniu. Jak najbardziej tak!! Z wielką chęcią zapoznam się z nowymi piosenkami, których jeszcze nie widziałam. :D
No to napisałam co myślę o rozdziale i ogólnie o blogu. Jestem wprost zachwycona, że elita ,, Morrow1D''(bohaterowie) się powiększa, że pojawiają się kolejne spektakularne wydarzenia. Z jak największą ciekawością i niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie
Gośka xx
P.S. Mam nadzieję, że wystarczająco długi komentarz. ;)<3 ;*