***
oczami Zayn'a ***
Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Otuliłem się ramionami, podkurczając nogi do klatki.
- Niall, zamknij okno. Co to ma być? Antarktyda? - wymruczałem.
Z zamkniętymi oczyma szukałem kołdry, by móc się przykryć i odgrodzić od tej Syberii. Jednak moja dłoń natrafiła na coś szeleszczącego i chłodnego. To pewnie paczka po chipsach - pomyślałem. Odrzuciłem przedmiot na bok, nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku.
- Horan, cholera, rusz się. Zamarznę tutaj - warknąłem.
Cisza.
- Jeżeli zaraz nie zamkniesz okna to przysięgam, że będę cię głodził przez następny tydzień! - zawyłem, wciskając twarz w łóżko.
I znowu odpowiedziało mi milczenie.
- Ty farbowany blondynie! - wrzasnąłem, podrywając się z miejsca.Moment... co ja robię na kanapie w salonie? Rozejrzałem się uważnie dookoła, marszcząc czoło. Zauważyłem, że na podłodze leży koc. Chwyciłem go szybko, by chwilę później otulić nim moje zmarznięte ciało. Pod materiałem leżała kartka. Mała, wymiętolona kartka z jakimś napisem. Podniosłem ją, zaciekawiony. Gdy przeczytałem treść wiadomości, serce mi zamarło. Poderwałem się z kanapy, odrzucając bordowy koc na bok. Mój oddech stał się płytki, a po rozgrzanych już plecach przebiegały lodowate dreszcze. Wpadłem do pokoju, który dzieliłem z Horan'em, przetrząsając każdy zakamarek.
- Niall! Niall, wstawaj! - krzyczałem, miotając się po pomieszczeniu.
- Zamknij się – burknął, otulając się szczelniej kołdrą.
- Wstawaj, do cholery! - ściągnąłem z niego białą pościel, łapiąc za kostki. Jednym pociągnięciem zwaliłem go z łóżka. Chłopak uderzył głową o szafkę, wydając z siebie głośny jęk.
- Zayn! - warknął, masując obolałe miejsce.
Już miał rzucać się na mnie z rękoma, lecz coś go powstrzymało. Zatrzymał się w pół kroku, uważnie mierząc mnie wzrokiem.
- Co ci się stało? - spytał cicho, gdy ja prawie wywarzałem drzwi do naszej łazienki.
- Obudź Liama - rzuciłem tylko przez ramię, wybiegając z pokoju.
Następną ofiarą mojej paniki okazał się Louis. Wparowałem do jego pokoju, krzykiem nakazując mu, żeby wstał.
- Spadaj – zawył, wkładając głowę pod poduszkę. Zacisnął pięści na materiale, przyciskając go silnie.
- Harry, Boże, wstawaj! - jęknąłem, biegnąc do łóżka drugiego chłopaka.
Loczek otworzył jedno oko, przyglądając mi się śpiącym wzrokiem.
- Wstań, proszę, Abigail zniknęła... - szepnąłem, chowając twarz w dłoniach.
Więcej nie musiałem mówić. Styles przeklął głośno, próbując zrzucić z siebie kołdrę. Chaotyczne ruchy kończynami wcale mu w tym nie pomagały. Gdy pościel wreszcie znalazła się na podłodze, popędził do łóżka Tomlinsona. Wskoczył na mebel, uderzając Tommo w ramię.
- Ał! - zawył Lou.
- Wstawaj, kurwa – warknął Hazza, wybiegając z pomieszczenia.
Podniosłem się z podłogi, podążając za chłopakiem.
- Zayn? O co chodzi? - zaspany Lou zmierzył mnie mglistym spojrzeniem.
- Stary, obudź się. Abigail zniknęła – powtórzyłem te okropne słowa, zamykając za sobą drzwi.
Słyszałem jeszcze jak chłopak klnie pod nosem, a chwilę później zjawił się w salonie. Siedział tam już Niall, który zaciekle rozmawiał o czymś z Liamem.
- Wytłumaczysz nam, o co chodzi? - Payne zerknął na mnie, przerywając pogawędkę.
- Abi uciekła – wymamrotałem, opadając na kanapę.
Obok mnie leżała mała karteczka, która kilka minut wcześniej wywołała u mnie wstrząs. Przesunąłem wzrokiem po zgrabnych literkach, czując jak w gardle zbiera mi się na płacz.
- Patrzcie – wyciągnąłem przed siebie rękę z papierkiem.
Louis chwycił go pierwszy. Sekundę później wbił we mnie smutne spojrzenie, wzdychając ciężko.
- Co tam pisze? - Niall wyciągał szyję, by coś zobaczyć.
- „Byliście dla mnie za dobrzy. Zapomnijcie o mnie. Przepraszam za kłopoty. Abigail” - wymruczał Harry pod nosem.
- Żartujesz prawda? - szepnął blondyn, podchodząc do Loczka.
Gdy i on zapoznał się z treścią wiadomości, opadł na fotel, burcząc coś do siebie.Abi, dlaczego?*** oczami Harrego ***
Obserwowałem Zayn'a, który wciąż chodził w kółko, niby to przypominając sobie tekst nowej piosenki. Ale przecież nawet nie patrzył na kartkę z zapisanymi słowami. Robił kolejne kroki, mamrocząc coś pod nosem.
- Nie wytrzymam z nim! - wybuchnął wreszcie Niall.
- Co ja ci robię? - Malik zmierzył go zdziwionym spojrzeniem.
- Stań w miejscu. Po prostu stań – westchnął blondyn.
- Proszę bardzo – mulat zatrzymał się.
Mimo to już sekundę później znowu zaczął wydeptywać dziurę w materiale. Odchyliłem głowę, kręcąc nią z niedowierzaniem.
- Zayn, jeżeli chodzi o Abigail, to spokojnie, znajdziemy ją. A teraz usiądź do cholery, bo nie ręczę za siebie – warknął Liam.
- To ty przeklinasz? - zaśmiałem się.
- Zamknij się, Styles. Jestem w waszym wieku, nie traktujcie mnie jak ojca – Payne przewrócił oczami.
- Dobrze, tatusiu – posłałem mu przesadny uśmiech.
- Boże... - szepnął nagle Malik.
Utkwiliśmy w nim zaciekawione spojrzenia, czekając na dokończenie wypowiedzi.
- A jeżeli coś się jej stało? - w oczach bruneta widziałem paniczny strach.
- Stary – Louis podszedł do niego, łapiąc go za ramiona. - Daj spokój. Nic się jej nie stało, jasne? Zobacz, jeszcze ją spotkamy i wszystko się wyjaśni. Uspokój się, bo w niczym nie pomaga to twoje nerwowe chodzenie w tę i z powrotem. Spójrz na mnie, Zayn. Dwa wdechy. A teraz uśmiechnij się i chodź na próbę. Paul nas zabije, jeżeli się spóźnimy, a wtedy to już na pewno nie znajdziesz tej ślicznotki.
- Trzymajcie mnie, Louis zmądrzał? - zaśmiałem się, wychodząc z chłopakami z pomieszczenia.
- Jeszcze jedno słowo i nie wpuszczę cię do pokoju – odgryzł się.
- To nasz pokój, jakby co.
- Już nie, panie Styles – zaśmiał się, wskakując na scenę. - Próbę czas zacząć!
*** oczami Zayn'a ***Rude loki okalające zmęczoną twarz. Zielone oczy w oprawie ciemnych rzęs, rzucających cień na blade policzki. Popękane, zakrwawione usta, przez które przypływały płytkie oddechy. Silny uścisk w moim pasie. I moje imię, wypowiadane cichym, przestraszonym głosikiem... - Zayn?
Wzdrygnąłem się na dźwięk głosu Nialla. Otworzyłem oczy, siadając szybko.
- Spałeś? - spytał, przekrzywiając głowę. Jego błękitne spojrzenie wprost mnie świdrowało.
- Nie, ekhm, nie spałem – wyjąkałem.
- Co jest? - łóżko ugięło się delikatnie, gdy chłopak usiadł obok mnie.
- Nic – odparłem szybko, przeczesując dłonią włosy.
- Znam cię, coś się dzieje. Powiesz mi, co?
- Nie mogę bez niej – westchnąłem, kładąc się plecami w poprzek łóżka.
- Bez Abi, tak? Fakt, była czarująca – Horan położył się w ten sam sposób. - To urocze, że tak się o nią martwisz.
- Nie martwię. Wcale. Naprawdę, Niall. Nie obchodzi mnie, co się z nią dzieje. Przysięgam. Dla mnie liczy się tylko Perrie i...
- Stój! - przerwał mi. - Jak możesz tak mówić? Dlaczego mnie kłamiesz? Non stop mówisz o Abigail, a kiedy ostatnio wspomniałeś o Pers? Wasz związek chyba się rozpada, prawda? Nie mów, że nie martwisz się o Abi, bo widzę troskę w twoich oczach na samo jej imię. Zrobiłbyś wszystko, by dowiedzieć się, co się z nią stało. Nie kłam, Zayn.
- Masz rację – przyznałem, chowając twarz w dłoniach.
- Ktoś tu ma motyle w brzuchu – przeciągnął zdanie, śmiejąc się cicho.
- Przesadziłeś, Niall. Nie mam żadnych motyli w brzuchu. Po prostu się martwię.
- Dobra, racja – uśmiechnął się delikatnie, wstając z łóżka. - No, panie Zayn Martwię Się O Abigail Jak Cholera Malik, zostawiam cię sam na sam ze swoimi myślami. Cześć.
W pomieszczeniu rozległ się jeszcze dźwięk zamykanych drzwi, a chwilę potem znowu zamknąłem oczy, przypominając sobie rudowłosą dziewczynę.Na czym to ja skończyłem? A tak. Moje imię, wypowiadane cichym, przestraszonym głosikiem... *** oczami Meggi ***
- Jeść! - zawył Niall, przeciągając wyraz do granic możliwości.
Zaśmiałam się, gdy blondyn wpadł do kuchni, od razu chwytając w objęcia Zoey.
- Tak bardzo tęskniłem – zamruczał jej do ucha, by chwilę później przygryźć jego płatek.
Dziewczyna zamknęła oczy, wzdychając cicho.
- Dobra, dobra, ale takie mizianie się to nie przy mnie, okej? - wybuchnęłam śmiechem. - Zresztą, jeszcze chwilę temu mówiłeś coś o jedzeniu.
Jego oczy zabłysnęły wesoło, a już chwilę później dokładnie analizował zawartość lodówki. Co kilkanaście sekund po pomieszczeniu rozlegał się głośny okrzyk radości, gdy blondyn znajdował kolejne smakołyki.
- Nie wychodź za niego. Same straty – zaśmiałam się do Zee, wychodząc z kuchni.
- Słyszałem to! - wyseplenił Horan z buzią pełną sałatki.
- Tak, tak, jasne – mruknęłam pod nosem, idąc do salonu.
Uśmiechnęłam się, widząc Harrego i Rumię. Loczek obejmował ją czule, szepcząc do ucha coś, co wywoływało u niej rumieniec. Chłopak co chwilę przerywał swoją wypowiedź, muskając usta i szyję mojej przyjaciółki. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Byli tacy uroczy. Hazza przesunął kciukiem po dolnej wardze rudowłosej, na co ta przymknęła oczy.
- Przeszkadzam? - powiedziałam rozbawiona.
- Tak! - zawył Harry.
Wiedziałam, że żartuje. Podeszłam do niego, po czym wtuliłam się w jego umięśnioną klatkę.
- Hej, mała – uśmiechnął się do mnie ciepło, odsuwając. - Gdzie nasz słodki malec?
- Słodki malec śpi na górze – szturchnęłam Harrego w ramię, posyłając mu szeroki uśmiech.
- Idę do niego – zawołał z tryumfem.
- Nie! - zatrzymałam go szybko. - Dwie godziny męczyłam się, żeby go uśpić. Jeżeli go obudzisz, będziesz tu siedział przez cały tydzień, przejmując moje obowiązki!
- Dobra, poddaję się – jego śmiech wypełnił pokój.
Nagle rozległ się głośny krzyk, tupot i huk. Naraz. Zmarszczyłam czoło, biegnąc w stronę źródła dźwięku. Gdy tylko dopadłam Zayn'a, Louisa i Liama, którzy stali w holu hałasując, zaczęłam ich uciszać.
- Błagam, zamknijcie się, William śpi – szeptałam, trzymając dłoń na ustach Malika.
- Jasne – Lou uśmiechnął się nieśmiało, wymijając mnie.
Zagryzłam wargę, zostawiając twarz mulata w spokoju.
- Chodźmy do salonu – powiedziałam do pozostałych chłopaków.
Chwilę później siedzieliśmy w siódemkę w salonie, uciszając się nawzajem, by nie obudzić mojego syna, przy którym siedziała Rumia na wszelki wypadek, gdyby jednak nasze śmiechy wyrwały go ze snu. Niall leżał z Zoey na kanapie. Dziewczyna wtulała się w blondyna, uśmiechając delikatnie. Horan co chwilę całował ją we włosy. W jego oczach widać było bezgraniczną radość. Tak bardzo się kochają... Zayn siedział na podłodze, oparty o fotel, na którym - elokwentnie mówiąc – rozwalił się Harry. Liam zaś przybrał dziwną pozę na drugim fotelu. Przyglądałam się się przez chwilę, próbując zrozumieć, jakim cudem jest mu wygodnie. Siedziałam na podłodze, opierając się głową o kanapę. Louis zajął miejsce niedaleko mnie. Wciąż czułam jego wzrok na sobie i przyznaję, trochę mnie to peszyło. Wreszcie odważyłam się na niego spojrzeć. Patrzyliśmy się na siebie, a czas jakby stanął w miejscu. W tamtym momencie znowu widziałam mojego Lou. Błyszczące oczy, niestarannie ułożone włosy, równy rząd białych zębów, lekki zarost... Skądś pana znam, panie Tomlinson.
- Meg? Słuchasz mnie? - z transu wybił mnie głos Zoey.
Spojrzałam na nią zaciekawiona.
- William chyba płacze – posłała mi delikatny uśmiech.
- Już idę – odparłam, podnosząc się szybko.
- Ja pójdę – Louis zatrzymał mnie gestem dłoni.
- Nie, Lou, naprawdę, zostań tutaj – protestowałam, próbując go wyminąć.
- Meggi... - chłopak złapał mnie za ręce, zatrzymując.
Czułam jego smukłe palce, oplatające moje nadgarstki. Dreszcze przebiegły mi po plecach, powodując jeszcze większe zakłopotanie. Tommo spuścił wzrok, unosząc kąciki ust. Przygryzłam wargę zębami, czując jak fale gorąca uderzają w moje ciało.
- A więc ty też... - zaśmiał się cicho, puszczając mnie.
- Co ja też? - przyjrzałam mu się zdziwiona.
Nie uzyskałam jednak odpowiedzi. Niezręczną ciszę przerwał głośny płacz mojego dziecka. Boże, co z ciebie za nieodpowiedzialna matka! Twój synek cię potrzebuje, a ty przeżywasz tu jakieś nie wiadomo co ze swoim eks. Brawo! Popędziłam schodami na górę, prawie wyważając drzwi do mojego pokoju. Rumia kołysała w ramionach Will'a, śpiewając mu jakąś dziwną piosenkę. Nie wiadomo nigdy,
Co się stanie w krainie
Pełnej marzeń i nadziei
Nie wiadomo, mój synu. - Co ty mu śpiewasz? - uśmiechnęłam się, biorąc chłopca na ręce.
- Nie wiem, gdzieś to słyszałam. Zresztą, uspokaja się przy tym – odparła, kładąc się na moim łóżku.
- Uwielbiam was – zaśmiałam się cicho, przytulając do siebie dziecko, które z każdą kolejną minutą stawało się coraz bardziej senne.
- Kogo? - spojrzała na mnie zdziwiona.
- No ciebie i Harrego. Wyglądacie tak słodko.
- Kocham go jak nikogo. Naprawdę, nie wyobrażam sobie życia bez niego... bez nich.
- Tak trzymać – szepnęłam.
William zamknął oczka, oddychając miarowo. Śpij, skarbie...
- Jak jest z tobą i Louisem, hm? - rudowłosa posłała mi pytające spojrzenie.
- Och, nie wiem. Wydaje mi się, że wciąż coś do niego czuję. Nie mówię, że to miłość, nie. To coś...
- Innego – dokończyła za mnie Rumia.
- Dokładnie.
- Myślisz, że coś z tego wyjdzie? - uśmiechnęła się smutno.
- Może kiedyś, za kilka miesięcy, lat, znowu go pokocham. Nie mówię nie.
- Cieszę się, bo wiesz... tęsknię za waszym widokiem – zaśmiała się na tyle cicho, by nie zbudzić Williama, którego właśnie umiejętnie odkładałam do łóżeczka.
Gdy chłopiec leżał już spokojnie przy swoim misiu, chwyciłam moją przyjaciółkę za nadgarstek, ciągnąc w stronę wyjścia.
- Idź. Ja z nim zostanę – uśmiechnęłam się, zamykając za nią drzwi.
Usiadłam na krawędzi łóżka, spoglądając na śliczną twarz mojego synka. Kocham cię.
*** oczami Harrego ***
Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, przeklinając głośno. Czego ode mnie chcesz, idiotko?! Oparłem się o maskę auta, wzdychając głośno. No, Styles, weź się w garść. Zawarłeś układ, prawda? Nie bądź tchórzem. Przesunąłem palcem po ekranie, by odebrać połączenie.
- Harry? - zapiszczała do słuchawki.
- Cześć – rzuciłem oschle.
- Mógłbyś być czasem milszy, wiesz? Nie zapominaj o naszym układzie – westchnęła zrezygnowana.
- Układ układem, rozsądek rozsądkiem – burknąłem.
- Nie mów, że ci się nie podoba. Przecież to najlepsze, co mogło nas spotkać! - na sam dźwięk jej wysokiego głosu, robiło mi się niedobrze.
- Nas? Jakich nas? Chyba ciebie. Ja nie chcę cię znać. Odczep się ode mnie – warknąłem.
- Jak możesz? Jeżeli oni się dowiedzą, co chcesz zrobić, będziesz miał przerąbane.
- Już mam. Nie zapominaj, że mam dziewczynę – wycedziłem.
- Tym lepiej. Im bardziej ona pocierpi, tym lepiej. Dobrze o tym wiesz. Tu chodzi o...
- Przestań. Po cholerę do mnie w ogóle dzwonisz? - przerwałem jej, wściekły.
- Tata kazał ci przekazać, że masz się stawić za tydzień w biurze. Ma przedstawić ci następne działania – zaświergotała, a ja miałem ochotę zrzucić ją z Mount Everest. To jest karalne? Oby nie.
- W dupie mam wasze działania i plany! Nie chcę już tego, jasne?! - wykrzyknąłem to telefonu.
- Nie masz wyboru. Chociaż nie, masz. Tylko dobrze wiesz, ile osób na tym ucierpi – wprost widziałem, jak mruga sztucznymi rzęsami, tworząc dzióbek z ust.Niedobrze mi...- Wiem – westchnąłem z rezygnacją. - Muszę kończyć. Cześć.
- Papa! - zaświergotała.Dajcie mi wiadro...Zręcznie rozłączyłem się z Nią, oddychając ciężko. Tym razem przynajmniej, nie biegasz po parku w środku nocy. Robisz postępy, Styles.
- Tu jesteś – Rumia wyszła z domu, podchodząc do mnie. - Szukałam cię, czemu wyszedłeś?
- Musiałem się przewietrzyć – uśmiechnąłem się, obejmując ją w pasie. Dziewczyna wtuliła się we mnie, wzdychając cicho. Kłam dalej, no kłam. Wcale nie musisz jej mówić, że ta idiotka do ciebie dzwoniła. No bo po co, nie?
- Kocham cię – szepnęła Rumia, jeszcze bardziej wciskając się w moją klatkę.
Złapałem jej brodę w dwa palce, zmuszając by na mnie spojrzała. Po chwili nasze usta zetknęły się w pocałunku. Całe moje ciało wstrząsnęły dreszcze, gdy je drobne dłonie wsunęły się pod moją koszulkę.
- Skarbie? - mruknąłem, gdy przejechała palcem po tasiemce moich bokserek.
- Hm? - z jej ust wydobył się cichy pomruk, wzbudzający we mnie miliony uczuć.
- Wiesz, że stoimy na dworze, oparci o maskę auta, oglądani przez wszystkich sąsiadów z tej ulicy? - zaśmiałem się cicho.
- Przeszkadza ci to? - zawtórowała mi, badając dłońmi moją klatkę.
- Nie, a tobie? - wyszeptałem w jej usta.
- Też nie... - wydusiła, a już chwilę później wpiła się w moje wargi.
Miałem wrażenie, że zaraz zedrę z niej tę zwiewną koszulkę. Wsunąłem dłoń w tylną kieszeń jej jeansowych spodenek. Mruknęła cicho, gdy przycisnąłem swoje palce do jej tyłka. Zaśmiałem się, skradając jej buziaka.
- To nie fair – powiedziała nagle, przygryzając wargę.
- Co jest nie fair? - spytałem, rozbawiony.
- W moim domu siedzi sześć osób. Nie mam szans się zrewanżować.
- Możesz tutaj – wyszeptałem w jej usta.
- Naprawdę? Mam wrażenie, że ta pani z naprzeciwka zaraz pójdzie po lornetkę.
- Niech patrzy, będzie miała temat do plotek – uśmiechnąłem się szeroko.
- Ryzykant Styles? - wybuchnęła śmiechem.
- Ćśś... - zamknąłem jej usta pocałunkiem.
- Co pan ze mną robi, panie Haroldzie? - wydusiła, gdy oderwałem się od jej warg.
- Mógłbym pani zadać to samo pytanie, proszę pani – odpowiedziałem.
- Mhm...
Tylko tyle usłyszałem. Chwilę później jej dłonie ponownie wślizgnęły się pod mój T-shirt. Opuszki jej palców przyprawiały mnie o gęsią skórkę. Badała każdy skrawek mojej skóry, nie przestając maltretować moich ust. Westchnąłem cicho, gdy skończyła.
- Rumia... - szepnąłem.
- Hm?
- Wyjedźmy w weekend nad jezioro. Ja, ty, Zoey, Niall, Louis, Meggi, Zayn, Perrie, Liam, Danielle...
- A William? - spytała, przyglądając mi się uważnie.
- Will zostanie z dziadkami, z Roxaną, z moją siostrą, z... nie wiem. Coś wymyślimy. Ewentualnie weźmiemy go ze sobą.
- Zobaczymy – uśmiechnęła się, wtulając we mnie. - Ale pomysł jest dobry. Chodź, porozmawiamy z resztą...
Rumia złapała mnie za rękę, ciągnąc w stronę domu. Nie mogłem się powstrzymać, by nie spojrzeć na jej tyłek. Zboczniec z ciebie, Styles...
Z tego mnie znają.
***Możecie nas zabić, proszę bardzo. Nie dodawałyśmy rozdziału, bo w sumie utknęłyśmy w miejscu + brak czasu. Liczymy na komentarze i przepraszamy ♥
Margol xx
Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Otuliłem się ramionami, podkurczając nogi do klatki.
- Niall, zamknij okno. Co to ma być? Antarktyda? - wymruczałem.
Z zamkniętymi oczyma szukałem kołdry, by móc się przykryć i odgrodzić od tej Syberii. Jednak moja dłoń natrafiła na coś szeleszczącego i chłodnego. To pewnie paczka po chipsach - pomyślałem. Odrzuciłem przedmiot na bok, nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku.
- Horan, cholera, rusz się. Zamarznę tutaj - warknąłem.
Cisza.
- Jeżeli zaraz nie zamkniesz okna to przysięgam, że będę cię głodził przez następny tydzień! - zawyłem, wciskając twarz w łóżko.
I znowu odpowiedziało mi milczenie.
- Ty farbowany blondynie! - wrzasnąłem, podrywając się z miejsca.Moment... co ja robię na kanapie w salonie? Rozejrzałem się uważnie dookoła, marszcząc czoło. Zauważyłem, że na podłodze leży koc. Chwyciłem go szybko, by chwilę później otulić nim moje zmarznięte ciało. Pod materiałem leżała kartka. Mała, wymiętolona kartka z jakimś napisem. Podniosłem ją, zaciekawiony. Gdy przeczytałem treść wiadomości, serce mi zamarło. Poderwałem się z kanapy, odrzucając bordowy koc na bok. Mój oddech stał się płytki, a po rozgrzanych już plecach przebiegały lodowate dreszcze. Wpadłem do pokoju, który dzieliłem z Horan'em, przetrząsając każdy zakamarek.
- Niall! Niall, wstawaj! - krzyczałem, miotając się po pomieszczeniu.
- Zamknij się – burknął, otulając się szczelniej kołdrą.
- Wstawaj, do cholery! - ściągnąłem z niego białą pościel, łapiąc za kostki. Jednym pociągnięciem zwaliłem go z łóżka. Chłopak uderzył głową o szafkę, wydając z siebie głośny jęk.
- Zayn! - warknął, masując obolałe miejsce.
Już miał rzucać się na mnie z rękoma, lecz coś go powstrzymało. Zatrzymał się w pół kroku, uważnie mierząc mnie wzrokiem.
- Co ci się stało? - spytał cicho, gdy ja prawie wywarzałem drzwi do naszej łazienki.
- Obudź Liama - rzuciłem tylko przez ramię, wybiegając z pokoju.
Następną ofiarą mojej paniki okazał się Louis. Wparowałem do jego pokoju, krzykiem nakazując mu, żeby wstał.
- Spadaj – zawył, wkładając głowę pod poduszkę. Zacisnął pięści na materiale, przyciskając go silnie.
- Harry, Boże, wstawaj! - jęknąłem, biegnąc do łóżka drugiego chłopaka.
Loczek otworzył jedno oko, przyglądając mi się śpiącym wzrokiem.
- Wstań, proszę, Abigail zniknęła... - szepnąłem, chowając twarz w dłoniach.
Więcej nie musiałem mówić. Styles przeklął głośno, próbując zrzucić z siebie kołdrę. Chaotyczne ruchy kończynami wcale mu w tym nie pomagały. Gdy pościel wreszcie znalazła się na podłodze, popędził do łóżka Tomlinsona. Wskoczył na mebel, uderzając Tommo w ramię.
- Ał! - zawył Lou.
- Wstawaj, kurwa – warknął Hazza, wybiegając z pomieszczenia.
Podniosłem się z podłogi, podążając za chłopakiem.
- Zayn? O co chodzi? - zaspany Lou zmierzył mnie mglistym spojrzeniem.
- Stary, obudź się. Abigail zniknęła – powtórzyłem te okropne słowa, zamykając za sobą drzwi.
Słyszałem jeszcze jak chłopak klnie pod nosem, a chwilę później zjawił się w salonie. Siedział tam już Niall, który zaciekle rozmawiał o czymś z Liamem.
- Wytłumaczysz nam, o co chodzi? - Payne zerknął na mnie, przerywając pogawędkę.
- Abi uciekła – wymamrotałem, opadając na kanapę.
Obok mnie leżała mała karteczka, która kilka minut wcześniej wywołała u mnie wstrząs. Przesunąłem wzrokiem po zgrabnych literkach, czując jak w gardle zbiera mi się na płacz.
- Patrzcie – wyciągnąłem przed siebie rękę z papierkiem.
Louis chwycił go pierwszy. Sekundę później wbił we mnie smutne spojrzenie, wzdychając ciężko.
- Co tam pisze? - Niall wyciągał szyję, by coś zobaczyć.
- „Byliście dla mnie za dobrzy. Zapomnijcie o mnie. Przepraszam za kłopoty. Abigail” - wymruczał Harry pod nosem.
- Żartujesz prawda? - szepnął blondyn, podchodząc do Loczka.
Gdy i on zapoznał się z treścią wiadomości, opadł na fotel, burcząc coś do siebie.Abi, dlaczego?*** oczami Harrego ***
Obserwowałem Zayn'a, który wciąż chodził w kółko, niby to przypominając sobie tekst nowej piosenki. Ale przecież nawet nie patrzył na kartkę z zapisanymi słowami. Robił kolejne kroki, mamrocząc coś pod nosem.
- Nie wytrzymam z nim! - wybuchnął wreszcie Niall.
- Co ja ci robię? - Malik zmierzył go zdziwionym spojrzeniem.
- Stań w miejscu. Po prostu stań – westchnął blondyn.
- Proszę bardzo – mulat zatrzymał się.
Mimo to już sekundę później znowu zaczął wydeptywać dziurę w materiale. Odchyliłem głowę, kręcąc nią z niedowierzaniem.
- Zayn, jeżeli chodzi o Abigail, to spokojnie, znajdziemy ją. A teraz usiądź do cholery, bo nie ręczę za siebie – warknął Liam.
- To ty przeklinasz? - zaśmiałem się.
- Zamknij się, Styles. Jestem w waszym wieku, nie traktujcie mnie jak ojca – Payne przewrócił oczami.
- Dobrze, tatusiu – posłałem mu przesadny uśmiech.
- Boże... - szepnął nagle Malik.
Utkwiliśmy w nim zaciekawione spojrzenia, czekając na dokończenie wypowiedzi.
- A jeżeli coś się jej stało? - w oczach bruneta widziałem paniczny strach.
- Stary – Louis podszedł do niego, łapiąc go za ramiona. - Daj spokój. Nic się jej nie stało, jasne? Zobacz, jeszcze ją spotkamy i wszystko się wyjaśni. Uspokój się, bo w niczym nie pomaga to twoje nerwowe chodzenie w tę i z powrotem. Spójrz na mnie, Zayn. Dwa wdechy. A teraz uśmiechnij się i chodź na próbę. Paul nas zabije, jeżeli się spóźnimy, a wtedy to już na pewno nie znajdziesz tej ślicznotki.
- Trzymajcie mnie, Louis zmądrzał? - zaśmiałem się, wychodząc z chłopakami z pomieszczenia.
- Jeszcze jedno słowo i nie wpuszczę cię do pokoju – odgryzł się.
- To nasz pokój, jakby co.
- Już nie, panie Styles – zaśmiał się, wskakując na scenę. - Próbę czas zacząć!
*** oczami Zayn'a ***Rude loki okalające zmęczoną twarz. Zielone oczy w oprawie ciemnych rzęs, rzucających cień na blade policzki. Popękane, zakrwawione usta, przez które przypływały płytkie oddechy. Silny uścisk w moim pasie. I moje imię, wypowiadane cichym, przestraszonym głosikiem... - Zayn?
Wzdrygnąłem się na dźwięk głosu Nialla. Otworzyłem oczy, siadając szybko.
- Spałeś? - spytał, przekrzywiając głowę. Jego błękitne spojrzenie wprost mnie świdrowało.
- Nie, ekhm, nie spałem – wyjąkałem.
- Co jest? - łóżko ugięło się delikatnie, gdy chłopak usiadł obok mnie.
- Nic – odparłem szybko, przeczesując dłonią włosy.
- Znam cię, coś się dzieje. Powiesz mi, co?
- Nie mogę bez niej – westchnąłem, kładąc się plecami w poprzek łóżka.
- Bez Abi, tak? Fakt, była czarująca – Horan położył się w ten sam sposób. - To urocze, że tak się o nią martwisz.
- Nie martwię. Wcale. Naprawdę, Niall. Nie obchodzi mnie, co się z nią dzieje. Przysięgam. Dla mnie liczy się tylko Perrie i...
- Stój! - przerwał mi. - Jak możesz tak mówić? Dlaczego mnie kłamiesz? Non stop mówisz o Abigail, a kiedy ostatnio wspomniałeś o Pers? Wasz związek chyba się rozpada, prawda? Nie mów, że nie martwisz się o Abi, bo widzę troskę w twoich oczach na samo jej imię. Zrobiłbyś wszystko, by dowiedzieć się, co się z nią stało. Nie kłam, Zayn.
- Masz rację – przyznałem, chowając twarz w dłoniach.
- Ktoś tu ma motyle w brzuchu – przeciągnął zdanie, śmiejąc się cicho.
- Przesadziłeś, Niall. Nie mam żadnych motyli w brzuchu. Po prostu się martwię.
- Dobra, racja – uśmiechnął się delikatnie, wstając z łóżka. - No, panie Zayn Martwię Się O Abigail Jak Cholera Malik, zostawiam cię sam na sam ze swoimi myślami. Cześć.
W pomieszczeniu rozległ się jeszcze dźwięk zamykanych drzwi, a chwilę potem znowu zamknąłem oczy, przypominając sobie rudowłosą dziewczynę.Na czym to ja skończyłem? A tak. Moje imię, wypowiadane cichym, przestraszonym głosikiem... *** oczami Meggi ***
- Jeść! - zawył Niall, przeciągając wyraz do granic możliwości.
Zaśmiałam się, gdy blondyn wpadł do kuchni, od razu chwytając w objęcia Zoey.
- Tak bardzo tęskniłem – zamruczał jej do ucha, by chwilę później przygryźć jego płatek.
Dziewczyna zamknęła oczy, wzdychając cicho.
- Dobra, dobra, ale takie mizianie się to nie przy mnie, okej? - wybuchnęłam śmiechem. - Zresztą, jeszcze chwilę temu mówiłeś coś o jedzeniu.
Jego oczy zabłysnęły wesoło, a już chwilę później dokładnie analizował zawartość lodówki. Co kilkanaście sekund po pomieszczeniu rozlegał się głośny okrzyk radości, gdy blondyn znajdował kolejne smakołyki.
- Nie wychodź za niego. Same straty – zaśmiałam się do Zee, wychodząc z kuchni.
- Słyszałem to! - wyseplenił Horan z buzią pełną sałatki.
- Tak, tak, jasne – mruknęłam pod nosem, idąc do salonu.
Uśmiechnęłam się, widząc Harrego i Rumię. Loczek obejmował ją czule, szepcząc do ucha coś, co wywoływało u niej rumieniec. Chłopak co chwilę przerywał swoją wypowiedź, muskając usta i szyję mojej przyjaciółki. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Byli tacy uroczy. Hazza przesunął kciukiem po dolnej wardze rudowłosej, na co ta przymknęła oczy.
- Przeszkadzam? - powiedziałam rozbawiona.
- Tak! - zawył Harry.
Wiedziałam, że żartuje. Podeszłam do niego, po czym wtuliłam się w jego umięśnioną klatkę.
- Hej, mała – uśmiechnął się do mnie ciepło, odsuwając. - Gdzie nasz słodki malec?
- Słodki malec śpi na górze – szturchnęłam Harrego w ramię, posyłając mu szeroki uśmiech.
- Idę do niego – zawołał z tryumfem.
- Nie! - zatrzymałam go szybko. - Dwie godziny męczyłam się, żeby go uśpić. Jeżeli go obudzisz, będziesz tu siedział przez cały tydzień, przejmując moje obowiązki!
- Dobra, poddaję się – jego śmiech wypełnił pokój.
Nagle rozległ się głośny krzyk, tupot i huk. Naraz. Zmarszczyłam czoło, biegnąc w stronę źródła dźwięku. Gdy tylko dopadłam Zayn'a, Louisa i Liama, którzy stali w holu hałasując, zaczęłam ich uciszać.
- Błagam, zamknijcie się, William śpi – szeptałam, trzymając dłoń na ustach Malika.
- Jasne – Lou uśmiechnął się nieśmiało, wymijając mnie.
Zagryzłam wargę, zostawiając twarz mulata w spokoju.
- Chodźmy do salonu – powiedziałam do pozostałych chłopaków.
Chwilę później siedzieliśmy w siódemkę w salonie, uciszając się nawzajem, by nie obudzić mojego syna, przy którym siedziała Rumia na wszelki wypadek, gdyby jednak nasze śmiechy wyrwały go ze snu. Niall leżał z Zoey na kanapie. Dziewczyna wtulała się w blondyna, uśmiechając delikatnie. Horan co chwilę całował ją we włosy. W jego oczach widać było bezgraniczną radość. Tak bardzo się kochają... Zayn siedział na podłodze, oparty o fotel, na którym - elokwentnie mówiąc – rozwalił się Harry. Liam zaś przybrał dziwną pozę na drugim fotelu. Przyglądałam się się przez chwilę, próbując zrozumieć, jakim cudem jest mu wygodnie. Siedziałam na podłodze, opierając się głową o kanapę. Louis zajął miejsce niedaleko mnie. Wciąż czułam jego wzrok na sobie i przyznaję, trochę mnie to peszyło. Wreszcie odważyłam się na niego spojrzeć. Patrzyliśmy się na siebie, a czas jakby stanął w miejscu. W tamtym momencie znowu widziałam mojego Lou. Błyszczące oczy, niestarannie ułożone włosy, równy rząd białych zębów, lekki zarost... Skądś pana znam, panie Tomlinson.
- Meg? Słuchasz mnie? - z transu wybił mnie głos Zoey.
Spojrzałam na nią zaciekawiona.
- William chyba płacze – posłała mi delikatny uśmiech.
- Już idę – odparłam, podnosząc się szybko.
- Ja pójdę – Louis zatrzymał mnie gestem dłoni.
- Nie, Lou, naprawdę, zostań tutaj – protestowałam, próbując go wyminąć.
- Meggi... - chłopak złapał mnie za ręce, zatrzymując.
Czułam jego smukłe palce, oplatające moje nadgarstki. Dreszcze przebiegły mi po plecach, powodując jeszcze większe zakłopotanie. Tommo spuścił wzrok, unosząc kąciki ust. Przygryzłam wargę zębami, czując jak fale gorąca uderzają w moje ciało.
- A więc ty też... - zaśmiał się cicho, puszczając mnie.
- Co ja też? - przyjrzałam mu się zdziwiona.
Nie uzyskałam jednak odpowiedzi. Niezręczną ciszę przerwał głośny płacz mojego dziecka. Boże, co z ciebie za nieodpowiedzialna matka! Twój synek cię potrzebuje, a ty przeżywasz tu jakieś nie wiadomo co ze swoim eks. Brawo! Popędziłam schodami na górę, prawie wyważając drzwi do mojego pokoju. Rumia kołysała w ramionach Will'a, śpiewając mu jakąś dziwną piosenkę. Nie wiadomo nigdy,
Co się stanie w krainie
Pełnej marzeń i nadziei
Nie wiadomo, mój synu. - Co ty mu śpiewasz? - uśmiechnęłam się, biorąc chłopca na ręce.
- Nie wiem, gdzieś to słyszałam. Zresztą, uspokaja się przy tym – odparła, kładąc się na moim łóżku.
- Uwielbiam was – zaśmiałam się cicho, przytulając do siebie dziecko, które z każdą kolejną minutą stawało się coraz bardziej senne.
- Kogo? - spojrzała na mnie zdziwiona.
- No ciebie i Harrego. Wyglądacie tak słodko.
- Kocham go jak nikogo. Naprawdę, nie wyobrażam sobie życia bez niego... bez nich.
- Tak trzymać – szepnęłam.
William zamknął oczka, oddychając miarowo. Śpij, skarbie...
- Jak jest z tobą i Louisem, hm? - rudowłosa posłała mi pytające spojrzenie.
- Och, nie wiem. Wydaje mi się, że wciąż coś do niego czuję. Nie mówię, że to miłość, nie. To coś...
- Innego – dokończyła za mnie Rumia.
- Dokładnie.
- Myślisz, że coś z tego wyjdzie? - uśmiechnęła się smutno.
- Może kiedyś, za kilka miesięcy, lat, znowu go pokocham. Nie mówię nie.
- Cieszę się, bo wiesz... tęsknię za waszym widokiem – zaśmiała się na tyle cicho, by nie zbudzić Williama, którego właśnie umiejętnie odkładałam do łóżeczka.
Gdy chłopiec leżał już spokojnie przy swoim misiu, chwyciłam moją przyjaciółkę za nadgarstek, ciągnąc w stronę wyjścia.
- Idź. Ja z nim zostanę – uśmiechnęłam się, zamykając za nią drzwi.
Usiadłam na krawędzi łóżka, spoglądając na śliczną twarz mojego synka. Kocham cię.
*** oczami Harrego ***
Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, przeklinając głośno. Czego ode mnie chcesz, idiotko?! Oparłem się o maskę auta, wzdychając głośno. No, Styles, weź się w garść. Zawarłeś układ, prawda? Nie bądź tchórzem. Przesunąłem palcem po ekranie, by odebrać połączenie.
- Harry? - zapiszczała do słuchawki.
- Cześć – rzuciłem oschle.
- Mógłbyś być czasem milszy, wiesz? Nie zapominaj o naszym układzie – westchnęła zrezygnowana.
- Układ układem, rozsądek rozsądkiem – burknąłem.
- Nie mów, że ci się nie podoba. Przecież to najlepsze, co mogło nas spotkać! - na sam dźwięk jej wysokiego głosu, robiło mi się niedobrze.
- Nas? Jakich nas? Chyba ciebie. Ja nie chcę cię znać. Odczep się ode mnie – warknąłem.
- Jak możesz? Jeżeli oni się dowiedzą, co chcesz zrobić, będziesz miał przerąbane.
- Już mam. Nie zapominaj, że mam dziewczynę – wycedziłem.
- Tym lepiej. Im bardziej ona pocierpi, tym lepiej. Dobrze o tym wiesz. Tu chodzi o...
- Przestań. Po cholerę do mnie w ogóle dzwonisz? - przerwałem jej, wściekły.
- Tata kazał ci przekazać, że masz się stawić za tydzień w biurze. Ma przedstawić ci następne działania – zaświergotała, a ja miałem ochotę zrzucić ją z Mount Everest. To jest karalne? Oby nie.
- W dupie mam wasze działania i plany! Nie chcę już tego, jasne?! - wykrzyknąłem to telefonu.
- Nie masz wyboru. Chociaż nie, masz. Tylko dobrze wiesz, ile osób na tym ucierpi – wprost widziałem, jak mruga sztucznymi rzęsami, tworząc dzióbek z ust.Niedobrze mi...- Wiem – westchnąłem z rezygnacją. - Muszę kończyć. Cześć.
- Papa! - zaświergotała.Dajcie mi wiadro...Zręcznie rozłączyłem się z Nią, oddychając ciężko. Tym razem przynajmniej, nie biegasz po parku w środku nocy. Robisz postępy, Styles.
- Tu jesteś – Rumia wyszła z domu, podchodząc do mnie. - Szukałam cię, czemu wyszedłeś?
- Musiałem się przewietrzyć – uśmiechnąłem się, obejmując ją w pasie. Dziewczyna wtuliła się we mnie, wzdychając cicho. Kłam dalej, no kłam. Wcale nie musisz jej mówić, że ta idiotka do ciebie dzwoniła. No bo po co, nie?
- Kocham cię – szepnęła Rumia, jeszcze bardziej wciskając się w moją klatkę.
Złapałem jej brodę w dwa palce, zmuszając by na mnie spojrzała. Po chwili nasze usta zetknęły się w pocałunku. Całe moje ciało wstrząsnęły dreszcze, gdy je drobne dłonie wsunęły się pod moją koszulkę.
- Skarbie? - mruknąłem, gdy przejechała palcem po tasiemce moich bokserek.
- Hm? - z jej ust wydobył się cichy pomruk, wzbudzający we mnie miliony uczuć.
- Wiesz, że stoimy na dworze, oparci o maskę auta, oglądani przez wszystkich sąsiadów z tej ulicy? - zaśmiałem się cicho.
- Przeszkadza ci to? - zawtórowała mi, badając dłońmi moją klatkę.
- Nie, a tobie? - wyszeptałem w jej usta.
- Też nie... - wydusiła, a już chwilę później wpiła się w moje wargi.
Miałem wrażenie, że zaraz zedrę z niej tę zwiewną koszulkę. Wsunąłem dłoń w tylną kieszeń jej jeansowych spodenek. Mruknęła cicho, gdy przycisnąłem swoje palce do jej tyłka. Zaśmiałem się, skradając jej buziaka.
- To nie fair – powiedziała nagle, przygryzając wargę.
- Co jest nie fair? - spytałem, rozbawiony.
- W moim domu siedzi sześć osób. Nie mam szans się zrewanżować.
- Możesz tutaj – wyszeptałem w jej usta.
- Naprawdę? Mam wrażenie, że ta pani z naprzeciwka zaraz pójdzie po lornetkę.
- Niech patrzy, będzie miała temat do plotek – uśmiechnąłem się szeroko.
- Ryzykant Styles? - wybuchnęła śmiechem.
- Ćśś... - zamknąłem jej usta pocałunkiem.
- Co pan ze mną robi, panie Haroldzie? - wydusiła, gdy oderwałem się od jej warg.
- Mógłbym pani zadać to samo pytanie, proszę pani – odpowiedziałem.
- Mhm...
Tylko tyle usłyszałem. Chwilę później jej dłonie ponownie wślizgnęły się pod mój T-shirt. Opuszki jej palców przyprawiały mnie o gęsią skórkę. Badała każdy skrawek mojej skóry, nie przestając maltretować moich ust. Westchnąłem cicho, gdy skończyła.
- Rumia... - szepnąłem.
- Hm?
- Wyjedźmy w weekend nad jezioro. Ja, ty, Zoey, Niall, Louis, Meggi, Zayn, Perrie, Liam, Danielle...
- A William? - spytała, przyglądając mi się uważnie.
- Will zostanie z dziadkami, z Roxaną, z moją siostrą, z... nie wiem. Coś wymyślimy. Ewentualnie weźmiemy go ze sobą.
- Zobaczymy – uśmiechnęła się, wtulając we mnie. - Ale pomysł jest dobry. Chodź, porozmawiamy z resztą...
Rumia złapała mnie za rękę, ciągnąc w stronę domu. Nie mogłem się powstrzymać, by nie spojrzeć na jej tyłek. Zboczniec z ciebie, Styles...
Z tego mnie znają.
***Możecie nas zabić, proszę bardzo. Nie dodawałyśmy rozdziału, bo w sumie utknęłyśmy w miejscu + brak czasu. Liczymy na komentarze i przepraszamy ♥
Margol xx
streszczając to co mam do powiedzenia na początek : czytałam 7 blogów. różne : o 1d, o H.P (Harry'm Potterze i ogółem o nikim znanym wymyślone. I na początku wszystkie były świetne : wciągały, miały fajne wątki itp. ale potem było tylko gorzej.
OdpowiedzUsuńWasz bloog jest świetny. Wasze pismo jest fantastyczne, obrazowe, lekko i szybko się czyta. z Tych 7 blogów czytam teraz już tylko jeden. Wasz <3. tylko wasz mimo tylu rozdziałów cały czas wciąga, interesuje, nakręca wyobraźnie, a serce niecierpliwie czeka na dalsze rozdziały. Nawet jak piszecie o niczym to rozdział jest interesujący. Te wasze przemyślenia zawarte w myślach czy monologch bohaterów...czarująca Abi....sekret Hazzy...i cała reszta fascynujących bohaterów. kocham, uwielbiam i chwalę bo jest za co <3
rozumiem że macie bardzo dużo obowiązków, a jeszcze dołożyłyście sobie ten bloog. ja wiem, że to mega nie fer z mojej strony, ale bardzo, bardzo, bardzo was proszę. dodawajcie częściej te rozdziały, bo ja tu będę konać w męczarniach ze zniecierpliwienia przez Was. wchodzę prawie codziennie żeby sprawdzić, czy pojawiła się jakaś nowa notka. czytałam go już 2 razy w między czasie hehe :DNikomu raczej pewnie długie rozdziały nie przeszkadzają, jak dla mnie mogłyby się nie kończyć wręcz <3
Życzę powodzenia, weny, czasu, wielu komów i jeszcze większej ilości czytelników ;* ZuZa
Rozmumiem was że macie sporo na głowie jest Git xd Rozdział spoko ;D Podoba mi się że wstawiłyście zdjęcie Williama ;) On jest uroczy ;D Życzę weny i żebyście jak najhczęściej dodawąły rozdziały xd Pozdrawiam ;D
OdpowiedzUsuńZaczarowana <3
PS. Ola jak tam twoje okulary ?
Tak, dopiero teraz dodaję komentarz. Wybaczcie ;_;
OdpowiedzUsuńSuper jest. Opis sytuacji Harry'ego jest boski. Tajemniczy i bardzo ciekawi.
Jestem pod wrażeniem, że zdołałyście tak ładnie to napisać.
W jednym miejscu Niall mówi "Co tam pisze?". Trzeba poprawić, na "Co tam jest napisane?".
(Oczywiście, że musiałam się do czegoś przyczepić. Do szczegółu, bo jak rozdział jest tak dobry, to do czego innego? ;_;)
Ogólnie wszystko jest ślicznie ubrane w słowa i mam nadzieję, że kolejny pojawi się niedługo.
Hmm... Może jeszcze powiem, że zanim zaczęłam czytać, rozdział wydawał się długi, ale gdy już rozpoczęłam czytanie, to zleciało w minutkę.
Och, więc wspominałam już, że uwielbiam? No to teraz wspominam :)
DUŻO WENY! :*
`Patrycja.
Cudo!!!
OdpowiedzUsuńNominowałyśmy tego bloga do Liebster Awards :)
Więcej informacji tutaj:
http://annie1126.blogspot.com/