Powoli wsunęłam się do domu. Rumia stała oparta o blat w kuchni z poważną miną. Odstawiłam zakupy rozglądając się dookoła.
- Rumia, gdzie jest Zoey? - spytałam.
- Na górze, robi porządki w pokojach. Meggi, mam pytanie.
- Dajesz - mruknęłam rozkładając produkty po szafkach.
- Kim był ten chłopak? - zapytała nie podnosząc wzroku.
- Jaki chłopak?! - panikowałam.
- Ten, który cię odprowadził - wyjaśniła.
- Nikt taki - powiedziałam wysilając się na sztuczny uśmiech.
- Mam nadzieję. Chciałam ci tylko przypomnieć, że...
- Wiem, wiem. Żadnych miłości, rozumiem. Wysypały mi się zakupy, pomógł mi je pozbierać i odprowadził mnie. Nie bój się - przerwałam jej.
Usłyszałam głośne kroki. Razem z Rumią spojrzałam w stronę schodów. Zoey ubrana była w jeansowe spodenki, bluzkę oversize i czerwone balerinki. Włosy zawinęła na końcach w zgrabne loki, a usta pomalowała błyszczykiem.
- Wow... Zoey, wyglądasz bosko! - powiedziałam.
- Serio? Dzięki - uśmiechnęła się pokazując olśniewająco białe zęby - A tak w ogóle, to ile można robić zakupy?! Nie było cię godzinę! Przyniosłaś lody?
Przybiegła do siatek i zaczęła je przeglądać.
- Zaliczyłam wypadek, sorki. Lody stały się breją.
- No nic. Idziemy?
- Musimy się przebrać - mruknęłam pociągając Rumię za ramię.
- Poczekam - odparła Zoey rozkładając resztę pozostałości po zakupach.
Weszłam mozolnie do swojego pokoju i od razu rzuciłam się na łóżko. Po chwili wstałam, podeszłam do szafy z markotną miną. Co ja mam na siebie założyć? Po dłuższej chwili wybrałam prześwitującą białą koszulkę, jeansowe spodenki, wisiorek z piórkami i czarne baleriny. Włosy związałam w niezdarnego koka, po czym położyłam się na łóżko.
- Meggi, idiotko! Przecież ty nawet nie wiesz ile ten Louis ma lat! Ogarnij się! - myślałam. Rzuciłam poduszką w kąt i zeszłam na dół. Nie mogłam dać po sobie znać, że jestem wściekła na siebie. Uśmiechnęłam się sztucznie zbiegając po schodach.
*** oczami Rumii ***
Wiedziałam, że Margaret kłamie. Widziałam to w niej. Miała zarumienione policzki, drżały jej ręce i była zła. Coś czuła do tego chłopaka. Na dole spotkałam moje przyjaciółki już przygotowane. Wyglądały dobrze. Ja chyba też. Założyłam jeansowe spodenki, zieloną bluzkę z dekoltem w serek i kremowe martensy. Włosy zostawiłam w artystycznym nieładzie. Bez słowa wyszłyśmy z domu. Zamknęłam drzwi spoglądając podejrzliwie na Meggi. Gdyby ktoś jej nie znał mógłby pomyśleć, że jest happy. Była uśmiechnięta, radosna i szczęśliwa. Jednak w oczach widać było od razu, że jest przygnębiona.
- Witaj Londynie! - krzyknęła Zee (Zoey).
Złapała nas na ręce biegnąc. Wszystkie razem ruszyłyśmy w stronę parku. Śmiałam się w głos, Zoey zresztą także. Meggi chyba poprawił się humor, ponieważ uśmiechała się i co chwilę chichotała. Nie potrzebnie się przejmowałam tym chłopakiem. Ufam Meggi.
Nosiłam Zoey na barana robiąc pośmiewisko na cały park. Blondynka leżała na pobliskiej ławce płacząc ze śmiechu.
- Dalej Rumia, dalej. Wio koniku! - śmiała się Zoey poklepując mnie pod barkach.
- Tak jest szefie - zachichotałam i popędziłam przez kolejną alejkę.
Margaret wyjęła telefon i zaczęła nas nakręcać.
- To na pamiątkę - krzyknęła do nas.
- Hahahaha, tego na pewno nie zapomnę! - wrzeszczała Zoey.
Czułam jak trzęsie się ze śmiechu.
- Uwaga, turbulencje! - wrzasnęłam przebiegając wzdłuż trawnika.
- Napiszę o was książkę, tytuł: "Idiota i debil" - zawołała Meggi, gdy przystanęłyśmy niedaleko niej.
- Chyba "Supermen i Batman" - krzyknęła Zoey schodząc na ziemię.
Wszystkie razem wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.
__________________________________________________________________________________
Coco&Chanel
No i jest drugi rozdział. Zaraz będzie także 3 ;)
Miłego czytania. ^.^
Poprawki robione przy: What Makes You Beautifull - chyba wiecie kogo :D
Q.Q
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz