Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 8 lipca 2012

Rozdział 12


*** oczami Meggi ***
Nie wiem czemu zrobiłam to, co zrobiłam. To był chyba odruch. Zgarnęłam ze stolika telefon i wybiegłam za przyjaciółką. Dogoniłam ją dopiero koło parku.
- Rumia! Zaczekaj! Porozmawiajmy! - wydusiłam między ogromnymi wdechami zmęczenia.
- Nic chcę z wami rozmawiać, zdrajczynie. Phi, przyjaciółki – powiedziała unikając mojego wzroku.
Szłam obok niej, ramię w ramię.
- Błagam cię, no. Rumia! Pozwolisz to zniszczyć? Nie chcesz ratować najbliższych dwóch miesięcy? Nie żartuj!
Nagle dziewczyna przystanęła, schowała twarz w dłoniach i osunęła się na pobliską ławkę.
- Meggi, czemu to wszystko takie trudne? Czemu nie mogłyśmy się cieszyć tymi wakacjami, zamiast siedzieć i truć się przez jakąś piątkę chłopaków?
- Wezmę to na siebie. To moja wina – palnęłam siadając przy niej.
- Nie, to nasza wina. Ty zaczęłaś z nimi rozmawiać, kontaktować się, a my? My się tym zaraziłyśmy. Kurde!
- Żałujesz, że ich znasz? - zapytałam.
Rumia spojrzała na mnie załzawionymi oczyma.
- Nie, nie żałuję. Są świetni. I wiem, że to głupio zabrzmi, bo znamy się zaledwie tydzień, to czuję, że są naszymi przyjaciółmi.
- A szczególnie Hazza, co? - zaśmiałam się.
Na twarzy dziewczyny zagościł uśmiech. Zachichotała.
- Oj, przestań. Harry, nie Harry, lubię ich wszystkich.
- Mhm, tylko, że jego szczególnie – drążyłam – Co do niego czujesz?
- Meg, to trudne pytanie. Cholera, on jest taki przystojny! Te jego loki, oczy, uśmiech. Haha, nie myślałam, że są jeszcze takie ideały. Przy nim czuję palpitacje serca, mdłości, gorąco, stres. To trochę krępujące – zarumieniła się – Tak, to strasznie dziwne, że gdy tylko widzę te jego zielone ślepia od razu zwala mnie z nóg, nie sądzisz?
Wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Tak, trochę dziwne. Nadal jesteś na mnie zła, o to z Lou?
- Nie, nie. To była chyba... ach, nie ważne.
- Mów – uszczypnęłam ją w ramię.
- Au. To chyba zazdrość, że ja nie byłam tobą, a Lou nie był Harrym.
Ledwo co powstrzymałam histeryczny śmiech rzucający się we mnie w środku. Gdybym mogła zaczęłabym miotać się po trawniku rzucana chichotem, odwalałbym taniec radości i... najchętniej wtuliłabym się w mojego księcia, Williama.
- To co, zgoda?
- Jasne! - odparła tuląc mnie.
- I... mogę się całować z Lou?
- Ha, jeszcze pytasz? Rób co chcesz, znaczy...
- Dobrze, nie zrobię głupstw, mamusiu – mruknęłam z uśmiechem.
Wróciłyśmy do domu w świetnym humorze. W sumie, to trochę dziwne. Najpierw wyzywamy się od idiotek, wariatek i szuj, a potem? Potem wracamy razem z parku śmiejąc się z niczego. To dziwne, ale to jest przyjaźń. Zee była w euforii razem z nami. Tak, dobrze myślicie – postanowiłyśmy dać szansę tajemniczej piątce. Ja i Lou, Zoey i Niall-głodomor, Rumia i Harry – nie, to nie było już zakazane. To były wakacyjne miłości.
Resztę popołudnia, a raczej następne trzy godziny spędziłyśmy na graniu w Monopoly. Potem grę przerwał tajemniczy telefon do Rumii.

*** oczami Harrego ***
Siedzieliśmy na podłodze w apartamencie. Ja w środku, a reszta naokoło mnie z bananami na twarzach. Z czego oni się tak cieszyli? A tak właściwie, to czemu do cholery, to ja dzwonię, a nie Louis?!
- Halo? - usłyszałem anielski głos w słuchawce.
Przez chwilę siedziałem z rozdziawionymi ustami wsłuchując się w swoje przyspieszone bicie serca. Żeby ta rudowłosa piękność wiedziała, jak na mnie działa, to...
- Hej, Rumia – wydusiłem wreszcie.
Na twarzach chłopaków zagościło podekscytowanie. A szczególnie na twarz Louisa i Nialla.
- O, cześć, Hazza – mruknęła do słuchawki.
Kurde, nie mogę się rozpłynąć na miejscu.
- Wiesz, mamy taki plan, żebyście wpadły do nas za godzinę. Meggi, Zoey i oczywiście ty, Rumia. Niall zamówiłby pizzę, włączylibyśmy jakiś dobry horror, co wy na to? Hmm? - uff, powiedziałem to i nie zamieniłem się w zakochaną kałużę na miejscu. Zakochaną? Harry, daj sobie na luz, chłopie.
- Poczekaj, zapytam dziewczyn – odpowiedziała.
Przez chwilę cisza w słuchawce przerwana raz cichym piskiem, być może z radości.
- Tak, jasne przyjdziemy – rzekła.
- Świetnie! - ucieszyłem się.
- Emm... Harry? Mam pytanie.
- Pytaj o co chcesz – serce zaczęło walić mi jak szalone. Dziwne, że mówię jeszcze jak człowiek, zamiast palnięcia jakiegoś dennego „yyy... yyy”. To naprawdę cud, mówić przy takiej dziewczynie składnie i przekonywająco.
- Czy mógłbyś na osobności powiedzieć Lou, żeby zadzwonił do Meggi? Podobno ma mu coś ważnego do powiedzenia.
A więc o to chodzi. Liczyłem na coś typu „A może tylko ty i ja? Razem, w ten wieczór?”. No cóż, tyle musiało mi wystarczyć.
- Jasne. Do zobaczenia za godzinę, u nas! - powiedziałem.
- Hej! - rozłączyła się.
- No, cukiereczki wy moje, mamy załatwioną wieczorną randkę! - wrzasnąłem.
Nial poderwał się z miejsca i zaczął tańczyć dziki taniec radości.
- Ja i Zee, ona „kocham cię” powie mi! Oooo, Zoey i ja, tralalalala! - śpiewał.
- Shut up, misiek! - warknął Tomlinson z uśmiechem.
- Meggi, ouu, Meg, dla ciebie przepłynę tysiąc rzek, przejdę tysiąc gór, dla całusów twych cały wór! - darł się Louis.
- Kurde, z kim ja żyję?! - zapytałem tarzając się ze śmiechu.
- Z nami, Loczek, z nami! - krzyknęli wszyscy rzucając się na mnie.
- Robimy kanapkę?! - wydarł się Zayn.
- Kanapka?! Gdzie?! - zawołał Nial pędząc do kuchni.
Zaśmialiśmy się znowu.
- Lou, hahaha, Louis, kocie, hahahaha, przestańcie mnie łaskotać!, hahaha, Louisie Williamie, haha, Tomlinsonie, zadzwoń, hahahaha, do Meggi!, haha, ma ci coś, hahaha, powiedzieć, haha!
- Meggi? Już biegnę, mruczku. Dzięki!
I pobiegł, a mnie zostawił w torturach Zayna i Liama.

*** oczami Lou ***
Szybko wybrałem ukochany numer pod nazwą „Meggi xx”. Przycisnąłem zieloną słuchawkę. Musiałem siedzieć na łóżku, ponieważ głos tej blond-piękności dosłownie zwalał mnie z nóg.
- Lou! Hej! Dzięki, że zadzwoniłeś! - zaczęła potokiem słów.
No, Louis, wdech, wydech i gadaj! No mów coś, wariacie!
- Cześć – wydusiłem – Miałaś mi coś powiedzieć.
Kurde, Louis, nie było bardziej dennego tekstu. A nie, sorry, był „Chcesz mi coś powiedzieć?”. Przynajmniej nie powiedziałeś najgorszego. Bądź z siebie dumny, Lou.
- O tak! Bo wiesz... jak za godzinę mamy do was przyjść to może po jakimś czasie... przejdziemy się? - usłyszałem zdenerwowanie w jej anielskim głosie.
Jej! Ona, ja, wieczór... Tylko się nie rozpływaj!
- Oczywiście! Ty, ja, zawsze się na to zgodzę – zaśmiałem się.
Po chwili w słuchawce rozległ się przyjazny śmiech. Upadłem na łóżko. Serce waliło mi jak młot.
- Świetnie. Jeszcze jedno, wtedy w restauracji powiedziałam „zero miłości”. Odwołuję to, przystojniaku – krótkie cmoknięcie – Kocham cię!
Pik, pik. Rozłączyła się. Fuck! Ja zaraz dostanę zawału!
Hazza wpadł do pokoju.
- I jak? I jak? - usiadł przy mnie.
- Harry, ona powiedziała, że mnie kocha, że jestem przystojniakiem i, że tak mniej więcej, możemy być razem.
- Jak ja ci zazdroszczę! Żeby Rumia tak powiedziała! Masz farta, kocie, szczęściarz z ciebie – zaraz po tym usłyszałem dźwięk SMS. Styles wyciągnął telefon z kieszeni musztardowych spodni.
- Rumia – szepnął przerażony.
Po chwili aparat wypadł mu z dłoni. Loczek siedział z rozdziawioną buzią.
- Chłopaki! Zee mnie kocha! Słyszycie?! - wydarł się Niall z kuchni.
Dorwałem się do telefonu Harrego. Otworzył SMS od Rumii. A jego treść? Pewnie się domyślacie.
„Hazza, kocham cię! Twoja Rumia xoxoxox”.



______________________________________________________ 
Dobra, to tak - 3 komentarze = super śmieszny rozdział
Tak, mamy już kolejne rozdziały, ale, ale. Komentarze ;>
A tak wgl. to świetny jest kolejny rozdział. Razem z Chanel strasznie się śmiałyśmy z niego :)

Coco&Chanel <a! macie głosować na inny nick Chanel :D)

3 komentarze:

  1. super rozdział ;) i fajnie, że wszystkie są szczęśliwe ;d czekam na next ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Heyy super opowiadanie ;D
    Zapraszam :) http://opowiadanieonedirection-cherry.blogspot.it/

    OdpowiedzUsuń