Wprost czułam, jak wszelki smutek płonie we mnie, natarczywie prosząc o kontynuację tej rozpaczy. Wspinał się po sercu, tworząc na nim wielokrotne rany, z których aż płynęła beznadziejność i banalność całej tej sytuacji.
Siedzieliśmy na łóżku. Tak, siedzieliśmy. Ja i on. Harry. Harry Styles siedział ze mną na moim łóżku - mogłam powtarzać to w kółko, napawając się jakimiś iskrami nadziei, iskrzącymi się między słowami.
Przytulał mnie. Obejmował silnie, przywłaszczając sobie każdą komórkę mojego ciała. Tak, Hazza, jestem twoja. Rób co chcesz, tylko nie odchodź. I nie rań.
- Rumia... - szeptał ciągle. - Rumia, co ci odbiło?
Ale ja nie odpowiadałam. Łzy spływały po moich bladych policzkach, wyznaczając coraz to nowe ścieżki. Jak ja się beznadziejnie czułam!
- Rumia... odpowiedz mi, spójrz na mnie - całował mnie we włosy, otaczając troskliwie ramieniem.
Zwisaliśmy z krawędzi łóżka, pragnąc swojej obecności.
- Harry - jęknęłam, po czym ponownie wybuchnęłam płaczem.
- Ćś... - zamruczał mi do ucha, gładząc drugą dłonią zaopatrzoną rękę.
Gdy tylko zobaczył swoje imię na mojej dłoni, najpierw podbiegł do mnie, wytulił mnie jak misia, zaopatrzył rękę, pocałował i posadził na łóżku. I siedzimy tak od czterdziestu minut, jak banda świrów. Zakochanych świrów, poprawka.
- Kochanie, powiedz mi, dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego? - w tych jego zielonych oczach zamigotały łzy. Nie, Hazza nie płacz, chociaż ty bądź twardy. W związku ktoś musi być twardy.
Kolejna łza. Kolejna bitwa w samym środku serca, którego stolicą jest Uczucia. Zniszcie to miasto. Zburzcie je. Nie chcę nic czuć. Chcę zasnąć. Sama. Albo z nim. Ale chcę zasnąć...
Przymknęłam powieki, oddychając cicho.
- Rumia, wszystko ok? - szepnął Harry.
- Chce mi się spać - odszepnęłam, następnie ziewając.
- Za chwilę. Najpierw wypadałoby to ogarnąć - rozejrzał się krytycznie po pokoju.
- Nie mam siły, przepraszam - jęknęłam, po czym ułożyłam się na łóżku, podciągając nogi pod brodę, przykryłam się kołdrą i nie wiadomo kiedy, zasnęłam...
*** oczami Meggi ***
Lou nie reaguje na fanki!
Tommo staje się nieobecny.
Louis nie wychodzi z apartamentu!
Szanowny Twitter informował mnie, co się dzieje z moim... eks or chłopakiem. Ha, fantastycznie. Co drugie zdanie, pojawia się pytanie w mojej głowie "Lou to mój chłopak, czy były?". Fascynujące.
Siedziałam na parapacie, na krótym ułożyłam poduszki, laptopa i siebie. Mija trzecia godznia, od kiedy nie zmieniłam miejsca. Genialnie!
Czytałam kolejne tweety fanek.
Lou ma nas gdzieś! Co za tupet!
Louis niszczy One Direction.
Ogarnijcie się! Tommo ma gorszy okres, a wy od razu o psuciu 1D. -.-"
Directionercki nie powinny oskarżać swojego idola.
Zaraz zacznie się wojna. O co? O nico! Lou nie wychodzi z apartamentu, och, okropne! Litości.
Nigdy go nie lubiłam.
A ja co miałam napisać? "Przestańcie, to przeze mnie Louis popadł w depresje. I dobrze mi z tym. A co tam. Hejtujcie."
Tak, na pewno miałabym życie. Jak nic. Jeszcze by mi pewnie bukiety róż przysyłały... z bombami.
Weszłam na profil mojego eks/chłopaka. Widniał tam tweet.
Moje serce nie przestało wspominać. I kochać.
I miliony odzewu do tego. Ijo, ijo, ijo, karetka, Meg dostaje zawału. No Lou, głupku jeden, nie rób mi tego. Nie rób, błagam!
Położyłam laptopa na stoliczku obok, na którym, oprócz komputera, znajdowała się nietknięta kolacja. Zwlokłam się z parapetu, przekręciłam głową, wsłuchując się w krzyk moich stawów. Przepraszam, będę zmieniała pozycje, obiecuję.
Złapałam telefon, na ekranie którego widniało (jak zwykle zresztą) dziesięć SMS'ów od Tommo i kilka nieodebranych połączeń od tej samej osoby. Mówiłam już, co czuję, gdy patrzę na te informacje? Nie? To powiem: dziką rozpacz. Wszechogromny smutek rozlewający się po moim ciele, niczym żrący środek mordujący wszelkie słowa samopocieszenia.
Padłam na łóżko, dławiąc łzy w poduszkę. Niech ten świat się zatrzyma, ja wysiadam.
Ktoś zapukał do drzwi. Od kilku dni po raz pierwszy usłyszałam ten dźwięki. Podniosłam się powoli ze zdziwieniem. Tak, pewnie Zoey stara się mnie dotlenić. Nie dziękuję, jakbyście nie zauważyli, duszę się w tym zaciapanym smutkiem pokoju od tygodnia. I dobrze mi tu. A na pewno lepiej niż na zewnątrz. Chodź nie byłam poza pokojem od... wow, straciłam poczucie czasu. Zatracasz się, człeku, zatracasz.
Pukanie stawało się coraz to silniejsze.
- Meggi?
Nie potrafię opisać tego, co poczułam, gdy usłyszałam głos... Hazzy.
- Harry - jęknęłam, podbiegając do drzwi, niczym psychopatka.
Deptałam po czymkolwiek, byleby dostać się do tej nieszczęsnej klamki. Drżącymi dłońmi, otworzyłam drzwi. Harry stał w tych swoich szarych spodniach, fioletowej bluzie i białej koszulce z jakimiś tam napisami. Styles, co ty tu do cholery...?
- Cześć - starał się uśmiechnąć.
Nie wiem co mi się stało, ale... nie uwierzycie - wybuchnęłam śmiechem. Trzęsłam się, śmiejąc na cały głos, a Harry stał z takim przerażeniem na twarzy, że... że śmiałam się jeszcze bardziej.
- Meggi? Wszystko ok? - zapytał.
I normalnie się na niego rzuciłam, wtuliłam jak w miśka.
- Zdumiewające, ale cieszę się, że przyszedłeś - uśmiechnęłam się, odsuwając.
- Czemu zdumiewające? - zdobył się na uśmiech.
- Bo przeklinałam cię w myślach. Przepraszam - powiedziałam, siadając na podłodze i pokazując miejsce naprzeciwko siebie.
- Wybaczam - odparł, siadając.
I nagle wszystko ze mnie spłynęło. Już się nie śmiałam. Ja płakałam. Ale w środku. Bo obiecałam sobie, ża żaden z 1D nie zobaczy już moich łez.
- Co z Lou? - wyjąkałam, bawiąc się włochatym dywanem.
- Mam powiedzieć prawdę, czy skłamać? - spytał.
- Prawdę i tylko prawdę.
- Tragedia. Meg, musisz się z nim spotkać! - wykrzyknął.
Wstałam, po czym odwróciłam się do niego tyłem, stając przed oknem.
- Nie mogę - powiedziałam poważnie.
- Czemu?! - stanął za mną. - Powiedz, czemu? Meg, musisz!
- Harry, ja nic nie muszę - szepnęłam, odwracając się do niego. Staliśmy twarzą w twarz.
- Błagam, zrobię wszystko, tylko go wyciągnij z tego, w co popadł!
- Mam propozycję - szepnęłam.
- Jaką?
- Ja wyciągnę Lou, a ty Rumię - rzekłam.
- Umowa stoi, ale idziesz do Lou teraz - kącik jego ust uniósł się arogancko.
- Teraz? - jęknęłam, czując jak kolana się pode mną uginają.
- Teraz- odparł, po czym wyszedł.
Założyłam kremową tunikę, z uśmiechniętą buźką, czarne spodnie i czerwone martensy. I - uważajcie - umalowałam się. Uczesałam. Uśmiechnęłam do lustra. Jakie to były odelgłe mi czynności. Jakby ktoś porównywał dawną, zakochaną Meg do tej tu. Zaniedbanej, wymiętolonej i wyplutej Meggi, która sama siebie nie rozumie.
I zamówiłam taksówkę. Podjechałam pod ten popaprany apartament i wjechałam windą na przeklęte piętro. Zapukałam do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem. Zapukałam. Zadzwoniłam. I tak w kółko.
Aż wreszcie w drzwiach stanął książę William, a za nim – w głębi pokoju, dziewczyna w krótkiej sukience.
_______________________________________________________
Buh! ;D
I jest oto rozdział 18. Koniec trochę na "odwal", ale chyba się będzie podobał ^^
10 kom = nowy rozdział .
Więc tak kochani, bardzo dziękujemy za 11 komentarzy w poprzednim rozdziale ale nie sądzicie że kilka komentarzy w 5 min to nie jest podejrzane? :D Wiemy że niektóre osoby nie mogą się doczekać następnego rozdziału ale wolimy mieć 5 komentarzy od pojedynczych osób niż 89234090 od 1 :( Przepraszamy za niewygody i do następnego :*
Coco&Chanel
Jak zwykle super *,*
OdpowiedzUsuńale błagam, nie zwracajcie uwagi na komy....tak to nas chyba zakatujecie tym czekaniem -,-' moim zdaniem, to komentarzy i tak się dorobicie. macie zaj*bistego bloga, więc nie ma szans na braki. Mam nadzieję, że szybko pojawi się nowy rozdział ; *
dziewczyny wy się dopiero rozkręcacie. od jak dawna piszecie bloga? od jakiegoś emm miesiąca? ja was patrzę od jakiegoś tygodnia... zgadzam się z ZUZĄ: "chyba nas zakatujecie tym czekaniem"
OdpowiedzUsuńŚledzę was od jakiegoś tygodnia i powiem wam tak. Może was ludzie patrzą ale nie komentują? I tym czekaniem odsuwacie od siebie stałych czytelników. Np. ja czytam waszego bloga ale jestem zmęczona czekaniem na rozdziały...
i tyle
Qla
dokładnie Qla, też się z Tobą zgadzam...
Usuń"__Wiemy że niektóre osoby nie mogą się doczekać następnego rozdziału ale wolimy mieć 5 komentarzy od pojedynczych osób niż 89234090 od 1__" aa wcale że nieee bo wy chcecie mieć 10 komentarzy a nie 5. bo jak jest 5 od pojedyńczych osób to i taak by nie było rozdziału,,, więc trzeba sobie pomagać :D...
OdpowiedzUsuńŚwietny blog ;] Zajebist* rozdział ;* Nie mogę doczekać się następnego ;D
OdpowiedzUsuńczaddd.... kochaaam.
OdpowiedzUsuńlubię. ciekawy blog. tylko szybcieeej dodawajcie te rozdziały bo wam czytelnicy uciekną ;)
OdpowiedzUsuń