***
oczami Nialla ***
Czarne włosy okalały jej idealną twarz. Delikatny makijaż tylko podkreślał niezwykłą urodę dziewczyny. Siedziałem wpatrzony w Zoey, podziwiając jej piękno.
- Niall, co się stało z Meg i Lou? - spytała, wtulając się we mnie jeszcze bardziej.
Siedzieliśmy na dachu naszego apartamentu wpatrując się w zachodzące Słońce. Obejmowałem dziewczynę ramieniem, rozkoszując się jej zapachem.
- Harry mówił nam, że Meggi przyszła porozmawiać z Louisem, ale zobaczyła w salonie Eleanor w obcisłej, wydekoltowanej sukience. Rozpłakała się i odbiegła. Lou pobiegł za nią, ale już odjechała taksówką. Potem wrócił do pokoju, a El chciała namówić go do powrotu do niej. W końcu wyrzucił ją z domu - opowiedziałem.
Przyjrzałem się uważnie dziewczynie. Przygryzała nerwowo usta, bawiąc się palcami.
- Oni wrócą do siebie, prawda? - szepnęła, wtulając się w moją szyję.
- A kto powiedział, że się rozeszli? - posłałem jej uśmiech, całując w czubek nosa.
- Niall, kocham cię - szepnęła.
Zbliżyła usta do moich, po czym zatonąłem w jej pełnych wargach. Przygarnąłem ją do siebie, pragnąc coraz bardziej. Zoey przyklękła przede mną, kontynuując pocałunek.
Wsunąłem dłonie w jej włosy, nie mogąc nacieszyć się jej obecnością.
- Zoey... - głośne chrząknięcie oderwało nas od siebie.
W drzwiach stał Liam przyglądając się dziewczynie.
- Tak? - spytała, wstając.
- Rumia do ciebie dzwoni - odparł, pokazując Zee jej telefon.
- Już idę - powiedziała, podbiegając do aparatu.
Liam zniknął w salonie, a ja ułożyłem się wygodniej na poduszkach poukładanych na dachu.
- Cześć, Rumia - powiedziała Zoey do słuchawki. - Co?! Jezu... już jadę! Jaki szpital? Dobrze, dobrze, pa.
Rozłączyła się drżącą ręką, zakrywając sobie usta.
- Zoey - podbiegłem do niej. - Kochanie, co się stało?
- Niall... - zachlipała, przytulając się do mnie. - Meggi chciała popełnić samobójstwo.
- Żartujesz?! - wykrzyknąłem, przyglądając się jej zapłakanej twarzy.
- Nie... - załkała. - Niall, zawieź mnie do szpitala!
- Którego? - zapytałem, wybiegając z dziewczyną do domu.
- Tego na Apple Street - wyszeptała, wychodząc ze mną na zewnątrz.
*** oczami Rumii ***
Moja blond przyjaciółka leżała na łóżku szpitalnym blada jak trup. No dobra, to złe porównanie. Okropne. Meg chciała popełnić samobójstwo - ta myśl nie dawała mi spokoju.
Siedziałam przy jej łóżku od ponad godziny. Co jak co, od domu chłopaków do Appel Street trochę się jedzie. Ściskałam Meggi za rękę powstrzymując łzy.
Meggi wchodząca do domu, zalana w trzy du..., właśnie. Śpiewająca coś tam pod nosem, wymachująca butelką taniego wina na lewo i prawo. Oraz ja, starająca się zaprowadzić ją do jej pokoju, wsłuchując się w histeryczny śmiech dziewczyny. Czkała bez przerwy. Zawlekłam ją do pomieszczenia, ułożyłam na łóżku i zabrałam tę przeklętą butelkę, po czym wylałam jej zawartość. Rano poszłam zanieść Meg szklankę wody z witaminą, tak na kaca, a ona leżała na łóżku z buteleczką środków nasennych w dłoni. Zadzwoniłam po karetkę i tak oto tu jestem. I siedzę przy niej. Czuwam. Pilnuję sama nie wiem czego.
- Meggi, o Boże! - wykrzyczała łamiącym się głosem Zee, wpadając do sali.
Zakryła sobie usta dłonią, po czym dopadła blondynki, roniąc łzy.
Niall stanął za swoją dziewczyną, złapał ja za ramiona i przygarnął do siebie, jak dziecko. Tulił, szeptał, pocieszał. Tak, cały Niall.
Zacisnęłam usta, głaszcząc Meg po włosach. Obudź się, błagam, obudź...
*** oczami Louisa ***
- Szybciej Harry! - krzyknąłem. - Ruszajcie się!
Zayn, Hazza i Liam podążali za mną szybkim krokiem, zaglądając do każdej sali, jaką mijaliśmy.
Dobiegłem do wysokiej lady, z napisem RECEPCJA.
- Gdzie jest Meggi?! - wrzasnąłem na niską kobietę w schludnym koku.
- Poproszę imię, nazwisko, wiek i przypadek poszukiwanej osoby – wyrecytowała.
- Meggi. Meggi Creavit, 18 lat, blondynka, próba... cholera – jęknąłem, chowając twarz w dłoniach.
- Więc kogo panowie szukacie? - zapytała recepcjonistka.
- Szukamy Meggi Creavit, osiemnastolatka, próba samobójcza – odparł Harry z zimną krwią.
Kobieta poszukała czegoś w papierach.
- Sala numer 20 – wykrztusiła wreszcie ta powolna jędza.
Pobiegłem ile sił w nogach. 16, 17, 18,19... 20.. jest!
Niczym burza wpadłem do sali.
- Kochanie – jęknąłem, dobiegając do łóżka dziewczyny.
- A co to za zbiorowisko? Dziewczyna musi odpoczywać, wyjdźcie stąd! Ale już! - stara pielęgniarka o mocnym makijażu, zaczęła się drzeć na nas.
Powolnym krokiem wszyscy wyszli, ale ja zostałem. Nie zostawię jej, nie myśl sobie babeczko.
- A ty, młody chłopcze? Masz zamiar tu nocować? - wrzeszczała dalej.
- Choćby i zamieszkać – warknąłem, zamykając jej drzwi przed nosem. Fuck You Babo.
Usiadłem na krzesełku obok łóżka.
- Meg, kochanie... - szeptałem, całując ją w rękę.
Blondynka powoli otworzyła najpiękniejsze oczy na świecie.
- Meggi? - zawołałem.
- Lou... - wychrypiała, uśmiechając się delikatnie.
- Meg, dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? - jęknąłem łamiącym się głosem.
- Louis, znalazłeś sobie inną. Nic nie miało już sensu – sapnęła.
- Kochanie, nigdy, przenigdy nie znalazłbym sobie innej. El chciała, żebym do niej wrócił, ale wyrzuciłem ją z domu. Meggi, to nie tak. Kocham cię, rozumiesz? Kocham! - powiedziałem, hamując opór w gardle.
- Kocham cię, Lou... - szepnęła, po czym zamknęła oczy, ponownie zasypiając.
Czarne włosy okalały jej idealną twarz. Delikatny makijaż tylko podkreślał niezwykłą urodę dziewczyny. Siedziałem wpatrzony w Zoey, podziwiając jej piękno.
- Niall, co się stało z Meg i Lou? - spytała, wtulając się we mnie jeszcze bardziej.
Siedzieliśmy na dachu naszego apartamentu wpatrując się w zachodzące Słońce. Obejmowałem dziewczynę ramieniem, rozkoszując się jej zapachem.
- Harry mówił nam, że Meggi przyszła porozmawiać z Louisem, ale zobaczyła w salonie Eleanor w obcisłej, wydekoltowanej sukience. Rozpłakała się i odbiegła. Lou pobiegł za nią, ale już odjechała taksówką. Potem wrócił do pokoju, a El chciała namówić go do powrotu do niej. W końcu wyrzucił ją z domu - opowiedziałem.
Przyjrzałem się uważnie dziewczynie. Przygryzała nerwowo usta, bawiąc się palcami.
- Oni wrócą do siebie, prawda? - szepnęła, wtulając się w moją szyję.
- A kto powiedział, że się rozeszli? - posłałem jej uśmiech, całując w czubek nosa.
- Niall, kocham cię - szepnęła.
Zbliżyła usta do moich, po czym zatonąłem w jej pełnych wargach. Przygarnąłem ją do siebie, pragnąc coraz bardziej. Zoey przyklękła przede mną, kontynuując pocałunek.
Wsunąłem dłonie w jej włosy, nie mogąc nacieszyć się jej obecnością.
- Zoey... - głośne chrząknięcie oderwało nas od siebie.
W drzwiach stał Liam przyglądając się dziewczynie.
- Tak? - spytała, wstając.
- Rumia do ciebie dzwoni - odparł, pokazując Zee jej telefon.
- Już idę - powiedziała, podbiegając do aparatu.
Liam zniknął w salonie, a ja ułożyłem się wygodniej na poduszkach poukładanych na dachu.
- Cześć, Rumia - powiedziała Zoey do słuchawki. - Co?! Jezu... już jadę! Jaki szpital? Dobrze, dobrze, pa.
Rozłączyła się drżącą ręką, zakrywając sobie usta.
- Zoey - podbiegłem do niej. - Kochanie, co się stało?
- Niall... - zachlipała, przytulając się do mnie. - Meggi chciała popełnić samobójstwo.
- Żartujesz?! - wykrzyknąłem, przyglądając się jej zapłakanej twarzy.
- Nie... - załkała. - Niall, zawieź mnie do szpitala!
- Którego? - zapytałem, wybiegając z dziewczyną do domu.
- Tego na Apple Street - wyszeptała, wychodząc ze mną na zewnątrz.
*** oczami Rumii ***
Moja blond przyjaciółka leżała na łóżku szpitalnym blada jak trup. No dobra, to złe porównanie. Okropne. Meg chciała popełnić samobójstwo - ta myśl nie dawała mi spokoju.
Siedziałam przy jej łóżku od ponad godziny. Co jak co, od domu chłopaków do Appel Street trochę się jedzie. Ściskałam Meggi za rękę powstrzymując łzy.
Meggi wchodząca do domu, zalana w trzy du..., właśnie. Śpiewająca coś tam pod nosem, wymachująca butelką taniego wina na lewo i prawo. Oraz ja, starająca się zaprowadzić ją do jej pokoju, wsłuchując się w histeryczny śmiech dziewczyny. Czkała bez przerwy. Zawlekłam ją do pomieszczenia, ułożyłam na łóżku i zabrałam tę przeklętą butelkę, po czym wylałam jej zawartość. Rano poszłam zanieść Meg szklankę wody z witaminą, tak na kaca, a ona leżała na łóżku z buteleczką środków nasennych w dłoni. Zadzwoniłam po karetkę i tak oto tu jestem. I siedzę przy niej. Czuwam. Pilnuję sama nie wiem czego.
- Meggi, o Boże! - wykrzyczała łamiącym się głosem Zee, wpadając do sali.
Zakryła sobie usta dłonią, po czym dopadła blondynki, roniąc łzy.
Niall stanął za swoją dziewczyną, złapał ja za ramiona i przygarnął do siebie, jak dziecko. Tulił, szeptał, pocieszał. Tak, cały Niall.
Zacisnęłam usta, głaszcząc Meg po włosach. Obudź się, błagam, obudź...
*** oczami Louisa ***
- Szybciej Harry! - krzyknąłem. - Ruszajcie się!
Zayn, Hazza i Liam podążali za mną szybkim krokiem, zaglądając do każdej sali, jaką mijaliśmy.
Dobiegłem do wysokiej lady, z napisem RECEPCJA.
- Gdzie jest Meggi?! - wrzasnąłem na niską kobietę w schludnym koku.
- Poproszę imię, nazwisko, wiek i przypadek poszukiwanej osoby – wyrecytowała.
- Meggi. Meggi Creavit, 18 lat, blondynka, próba... cholera – jęknąłem, chowając twarz w dłoniach.
- Więc kogo panowie szukacie? - zapytała recepcjonistka.
- Szukamy Meggi Creavit, osiemnastolatka, próba samobójcza – odparł Harry z zimną krwią.
Kobieta poszukała czegoś w papierach.
- Sala numer 20 – wykrztusiła wreszcie ta powolna jędza.
Pobiegłem ile sił w nogach. 16, 17, 18,19... 20.. jest!
Niczym burza wpadłem do sali.
- Kochanie – jęknąłem, dobiegając do łóżka dziewczyny.
- A co to za zbiorowisko? Dziewczyna musi odpoczywać, wyjdźcie stąd! Ale już! - stara pielęgniarka o mocnym makijażu, zaczęła się drzeć na nas.
Powolnym krokiem wszyscy wyszli, ale ja zostałem. Nie zostawię jej, nie myśl sobie babeczko.
- A ty, młody chłopcze? Masz zamiar tu nocować? - wrzeszczała dalej.
- Choćby i zamieszkać – warknąłem, zamykając jej drzwi przed nosem. Fuck You Babo.
Usiadłem na krzesełku obok łóżka.
- Meg, kochanie... - szeptałem, całując ją w rękę.
Blondynka powoli otworzyła najpiękniejsze oczy na świecie.
- Meggi? - zawołałem.
- Lou... - wychrypiała, uśmiechając się delikatnie.
- Meg, dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? - jęknąłem łamiącym się głosem.
- Louis, znalazłeś sobie inną. Nic nie miało już sensu – sapnęła.
- Kochanie, nigdy, przenigdy nie znalazłbym sobie innej. El chciała, żebym do niej wrócił, ale wyrzuciłem ją z domu. Meggi, to nie tak. Kocham cię, rozumiesz? Kocham! - powiedziałem, hamując opór w gardle.
- Kocham cię, Lou... - szepnęła, po czym zamknęła oczy, ponownie zasypiając.
__________________________________________________________________________
Achh :') Wzruszające ;d
Teraz się postarajcie z komentarzami ;d To ważny rozdział!
See ya soon ;p
xoxo Coco&Channel :*
...I żyli długo i szczęśliwie XD Piękny rozdział! Takie emocjonujący ;p Nie mogę się doczekać nn
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://from-hatred-to-love.blogspot.com
Świetny rozdział... ;* Czekałam tylko na to aż w końcu to się wydarzy ;D Apple Street co za oryginalność jak ja to u was wielbię xd Czekam na kolejny ^^
OdpowiedzUsuńi żyli długo i szczęśliwie
OdpowiedzUsuńAlpen Gold usmiechnij się... nie wiem po co to napisałam ale co tam ;PP..... Długo rozdziałów coś nowych nie ma.
Czekam na kolejne
Wiecie co wam powiem. Znudziło mnie czekanie na nowe rozdziały.... szkoda bo opowieść zapowiadała się ciekawie. Codziennie czekam na nowe. I wiecie co? Znajdę sobie innego równie fajnego bloga z opowieściami o 1D.
OdpowiedzUsuńSzkoda... to BYŁ naprawdę ciekawy blog.
Anna
No to fajnie :) Dziękuję że jesteś cierpliwa -.- Może poprawiają go? nie mają czasu? Zresztą mają dodawać jak tak na prwadę nowy jest króciutki i chciałyby go dopracować? Trochę szacunku =.=
UsuńEkhem, ekhem.
UsuńMyślicie, że my codziennie piszemy po 4 rozdziały na 8 stron?
Uwaga: chodzimy do szkoły, mamy testy, prace domowe (jak każdy), jakieś wyjazdy, sprawy rodzinne, choroby.
Więc naprawdę miło by było, gdybyście to zrozumieli.
Coco