Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział 24

*** oczami Meggi ***
Leżałam przytulona do torsu Louisa, szczęśliwa i bezpieczna. Chłopak miał potargane włosy i rozmarzony wyraz twarzy. Byliśmy tacy radośni... nim pewna myśl nie zakłóciła tego spokoju. Biła ona wszystkie inne uczucia, pragnąc wyjścia na światło dzienne. Truła mnie od środka, pobudzała i dręczyła. Zacisnęłam usta, nie chcąc powiedzieć tego teraz. Ale nie dała za wygraną. Musiałam to wyjawić.
- Louis... muszę ci coś powiedzieć - szepnęłam.
- Hm? - mruknął rozanielony.
- Bo... my tu przyjechałyśmy..​. tylko na dwa miesiące. Na wakacje - usiadłam pochopnie na piętach, chcąc jak najszybciej wyrzucić to z siebie. - Za kilkanaście dni wyjedziemy stąd do domu, do Manchesteru. Lou, tylko błagam cię, nie denerwuj się. Wiesz, że cię kocham i nie chcę cię opuszczać, ale muszę, musimy.
Lou wpatrywał się we mnie zdziwiony, przestraszony, struchlały. Widziałam, jak jego ciało drży minimalnie, a usta zaciskają się w bladą kreskę. Nie, nie bądź zły, błagam - myślałam. Moje palce ściskały nerwowo pościel, szukając jakiekolwiek pomocy w białym materiale. Chłopak odwrócił nagle głowę w stronę okna, które teraz wydawało mi się najokropniejszym​ oknem na świecie. Zastanawiałam się, co Louis sobie myślał...



*** oczami Louisa ***
Mosty naszej miłości paliły się i wybuchały. Przykry zapach spalonych nadziei uderzał mnie w nozdrza, przyprawiając o niesamowity ból w klatce piersiowej. W miejscu, gdzie powinienem mieć serce. W mojej głowie prowadzona była bitwa. Brutalna i krwawa wojna, bluzgająca okropnością na wspomnienia. Nasze kolorowe, uśmiechnięte twarze, zamieniały się w czarno-białe obrazy, które tonęły w Morzu Smutku. Wyjeżdżają. Odchodzą. Tak po prostu zostawiają nas i jadą do domu. Do swojego świata. Ale to one są naszym światem! Nie mogą wyjechać! NIE!
Podniosłem się nagle z łóżka, tak silnie zaciskając pięści, że paznokcie wbijały mi się w wewnętrzną stronę dłoni. Miotałem się po pokoju, rozrzucając co popadnie. Poduszki i pluszowe miśki latały po całym pokoju. Książki i płyty Meg leżały w różnych miejscach. Kontem oka dostrzegłem nasze zdjęcie, stojące na środku komody. Złapałem je w nagłym porywie, po czym ściskałem w dłoniach. Łzy wściekłości spływały po moich policzkach.
Cichce skrzypnięcie łóżka, głuche odgłosy kroków dziewczyny i jej drżący oddech na mojej szyji, przywróciły mnie trochę od normalności.
- Lou, przepraszam - szepnęła.
Nie potrafiłem nic powiedzieć, ale mogłem pokazać. Ostentacyjnie wypuściłem z rąk zdjęcie. Upadło o podłogę z cichym odgłosem. Meggi wciągnęła powietrze, po czym wybuchnęła płaczem.
- Louis, błagam... - łkała.
Złapała mnie silnie na ramiona, usilnie pragnąc, abym spojrzał jej w oczy. Spojrzałem. I pękłem. Niebieskie, zapłakane oczka przycisnęły mnie tak silnie, a zarazem tak delikatnie, że nie wytrzymałem. Złapałem ją w ramiona, napawając się tak dobrze znanym mi zapachem wanilii.
- Meggi, kocham cię - mruknąłem.
- Przepraszam cię, przepraszam.
- Nie wyjeżdżaj, błagam cię, Meg. Nie krzywdź - wydusiłem z siebie.
- Muszę - powiedziała, a chwilę później wybuchnęła tak głośnym i dramatycznym płaczem, że ścisnąłem ją jeszcze mocniej.
- Louis, muszę - powtórzyła.
- Wiem, kochanie. Wymyśllimy coś. Zobaczysz - pocieszałem ją, sam nie wierząc w to, co mówię.
- Muszę iść. Spotkanie - jęknąłem, odsuwając ją delikatnie.
- Wrócisz, prawda? - załkała.
- Oczywiście - szepnąłem, po czym pocałowałem ją w głowę, starając się nie płakać. - Pa.
I wyszedłem, wciąż starając się nic po sobie nie poznać. Chłopaki nie płaczą, tak? Ale jaki to by był chłopak, gdyby nie przejmował się wyjazdem takiej dziewczyny, jak Meg? Żaden.



*** oczami Rumii ***
Siedziałyśmy na kanapie, oglądając jakiś romantyk. Popcorn leżał na podłodze, nachosy wbijały nam się w plecy, a chusteczki spoczywały nienaruszonne na szklanej ławie.
- Wyspałyście się? - zapytałam, robiąc kolejny łyk piwa.
- Tak, Niall ma bardzo wygodny tors - zachichotała Zee, chrupiąc nachosa.
- Dla mnie sen się nie liczył - mruknęła Meg, sącząc alkohol.
- Czyżbyś myślała o tym, o czym ja myślę? - zaczkałam podekscytowana.
- Mhm... - mruknęła.
- OPOWIADAJ! - wykrzyknęłyśmy z Zee naraz, siadając naprzeciw blondynki. Telewizor został brutalnie zgaszony, a kolejne butelki piwa otwarte.
- Co ja mam opowiadać... - podpuszczała nas Meg.
- WSZYSTKO - ponownie zawrzeszczałyśmy​ obie.
- No było genialnie. Co więcej?
- Meggi, no - Zee zrobiła oczy kopniętego kotka.
- Przecież powiedziałam - zaśmiała się, upijając łyk zimnego napoju.
- Idź ty - uszczypnęłm ją.

- Co było dalej, kochanieńka? - zaśmiała się upita Zoey.
- A potem... powiedziałam Louisowi o wyjeździe - szepnęłam, odstawiając butelkę na stolik i chowając twarz w dłoniach.
- O kurwa - burknęłam, popijając piwo.
Zoey wstała, zataczając się. Wymachiwała butelką na lewo i prawo, czkając oraz mamrocząc coś pod nosem.
- Zee, usiądź - upomniałam ją.
- Cicho! - czknęła głośno. - Za wyjazd! Za nasz kochany Manche...tes...c​he... - jąkała się, nie mogąc ustać w miejscu.
- Usiądź i przestań pieprzyć! - krzyknęła Meggi, sadzając ją silnie na kanapie. Wyrwała dziewczynie butelkę, zebrała resztę piwa i wyrzuciła.
- To nie jest zabawne! Wyjeżdżamy, zostawiamy tu chłopaków! - wrzasnęła blondynka.
- Rozumiemy, Meg - bruknęłam, jedząc resztki nachosów.
- Jakoś nie widać. Kocham Louisa, chłopaków. To okropne! Ja... ja nie chcę wracać - mruknęła Meg, siadając ponownie na kanapie.
- Co?! - wykrzyknęłam, mając nadzieję, że przyjaciółka żartuje. Bo to nie mogła być przecież prawda...

- To, co słyszałaś. Nie chcę wracać. Przemyślałam to wszystko. Nie wiem jak wy, ale ja zostaję.
- A...ale... a rodzice? Rodzeństwo? Co z Lucasem i Hannah?! Z domem, z Manchesterem! Meggi, zwariowałaś! - krzyczałam.
- Dla mnie domem jest Londyn - odpowiedziała.
- Haha, Manche...ste..ch​... - zaczkała Zee.
- Cicho! - warknęła niebieskooka. - Rumia, posłuchaj , nie potrafię tak po prostu wyjechać, rozumiesz? Nie zostawię Louisa!
- Jesteś pewna? - zapytałam poważna, stając przed nią. Byłam zła, wściekła. Sama nie wiem na kogo. Czy na nią, czy na Lou.
- Na sto procent - szepnęła.
- To teraz powiedz to swoim rodzicom - podałam jej stanowczo telefon. To była ostatnia szansa. Meggi nigdy nie potrafiłaby powiedzieć rodzicom, że do nich nie wraca. W życiu.

Spojrzała mi w oczy, a ja tylko wyciągnęłam bardziej rękę. Przejęła urządzenie, wystukując na klawiaturze numer mamy.

*** oczami Meggi ***
- Halo? - ciepły głos rodzicielki, spowodował łzawą blokadę w gardle.
- Cześć mamuś - powiedziałam ze sztuczną radością.
- Och, hej Meggi. Co tam? Jak u was? Wszystko dobrze? Jak pogoda?
- Mamuś, poczekaj. Muszę ci coś powiedzieć - przerwałam jej oschle.
- Coś się stało? O Boże, Meg, mów!
- Nie, nic złego, tylko... - spojrzałam na poważną Rumię. - Mamuś, ja nie wracam do Manchesteru. Zostaję tutaj, w Londynie.
Długa cisza w słuchawce została oprawiona moimi łzami. Obrazy zamazywały się, brakowało mi tchu. Powiedziałam to. Ja naprawdę potrafię krzywdzić. W ciągu kilku godzin skrzywdziłam mamę i Louisa. Boże... nie poznaję siebie. Gdzie dawna ja? Przytakująca, spokojna Meg? Londyn mnie zmienił? Jeśli tak, to po cholerę tu zostaję? No tak, Lou...
- Mamuś, mamuś, powiedz coś - łkałam.
- Dlaczego? - jej głos nie był już tak przepełniony miłością, jak na początku. Był zły i zimny. Nie wyczułam w nim nawet żadnej troski.
Tym razem to ja nie odpowiadałam przez dłuższy czas. Miałam tak po prostu rzucić jedno imię? Zrozumiałaby? Czy mama przyznałaby mi rację? Nie. Mogę się założyć, że zaczęłaby szydzić. Według niej marnowałabym młodość na jakichś chłopatasiów.
- Masz tam kogoś? Tam ci lepiej, tak? Zapomniałaś o nas? - mama rzucała ostrymi słowami.
- Nie, nie... znaczy... mamuś, ja tu po prostu chcę zostać. Ułożyć swoje życie.
- Bez nas?
- Przepraszam - odpowiedziałam, zastępując tym słowem wyraz, który nie mógł przejść mi przez gardło, mimo, że miało tylko trzy litery.
- Co mam powiedzieć Hannah? Ona odliczała dni do twojego przyjazdu! Co z dziewczynami? Też zostają?! - krzyczała.
- Powiedz Hannah, że przyjadę na ferie. Dziewczyny wracają. Tylko ja zostaję. Kocham cię mamuś, pa.
- Pa - burknęła.
Pik, pik. Połączenie zakończone. Przeszłość zamknięta. Zaczynamy żyć swoim życiem, Meggi.
__________________________________________________________________________


Zaczynam wielkie OPR !!
Edit1. 4 komy pod poprzednim postem??  SERIO? Nie jesteśmy wymagające, ani nic, ale NO PROSZĘ WAS..... Dla kogo my piszemy? O.o Dla Zaczrowanej, Zulci112 i Devilish. :3 KOCHAMY WAS :D:D 
 Nie chcemy tracić przez takie notki czytelników, ale jesteśmy do tego zmuszone ;c 
Czyta to PODOBNO dużo osób, ale jakoś nie widzimy opinii w roli komentarzy....   
nasze ego nam na to nie pozwala xd
Edit2. ŚWIETNY ROZDZIAŁ c'nie? ;>
Edit3. Ola kupiła Nataszy Take Me Home !!!! Natasza  pisząc to ręka jej się trzęsie xddd 
Hahahaha KOCHAMY WAS :D:D  

3 komentarze:

  1. *.* jakie to słodkie że Meg chce zostać w Londynie dla Lou ;3 ooo.. rozczuliłam się ^^ Czekam na kolejny ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam cię do LA
    Szczegóły u mnie ;)
    http://from-hatred-to-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakiee zajebiste :D :D
    Wpadłam przypadkiem i zostaje , strasznie mi się podoba :D
    Zaraz zabieram sie za czytanie poprzednich rozdziałów :)
    A ja zapraszam do mnie na bloga. Liczę , że wejdziesz i skomentujesz a nawet zaobserwujesz , Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna < jestem przygotowana na negatywne komentarze> http://sameemistakess.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń