1 września. Tak, to dzisiaj wypada ten pieprzony dzień.
Wciągnęłam nosem chłodne powietrze, starając się przywrócić do normalności. Kilka razy poprawiłam krótką czarną sukienkę i ruszyłam ku ogromnemu budynkowi. Witaj Szkoło, jestem niezdarną Rumią, która we wszystkim znajduje problemy i za cholerę nie chce cię znać, miło mi.
Pchnęłam masywne drzwi budynku, drżąc ze strachu."Liceum Ogólnokształcące im. Nie pamiętam i dobrze mi z tym". Znalazłam szkołę, która z jakże wielką radością przyjęła mnie do grona swoich uczniów-aniołeczków. Boże, zabierz mnie stąd.
Nieznane twarze majaczyły mi przed oczami. Wysokie, obfite w kształtach tapeciątka prychały na widok "podwładnych". Starsi chłopcy już wyrywali jakieś nowe dziewczyny, kujony pytały się o rozszerzone wydania książek, a ja stałam jak ta sierotka Marysia na środku korytarza i szukałam przyjaciółek. Przynajmniej nie zostałam sama z tym całym naukowym bagnem.
W pewnym momencie wszyscy ruszyli na koniec korytarza. Oczywiście tapeciątka, jako Królowe Wszelkich Istot Żywych poszły pierwsze, za nimi dreptały kujony, a na końcu wlekła się wszelka pozostała hołota - w tym ja. Nadal rozglądałam się w poszukiwaniu przyjaciółek, ale gdy okazało się, że jako jedna z niewielu stoję, opadłam na pierwsze lepsze krzesełko. Obok mnie siedziała brązowo włosa dziewczyna o idealnej cerze i szarych oczach. Miała włosy do pasa, na końcu zawinięte w zgrabne loki. Cóż, nawet ona była ładniejsza ode mnie.
- Jestem Lilie, a ty? - wyciągnęła ku mnie rękę.
- Rumia - wysiliłam się na uśmiech.
- Która klasa?
- IIc, a ty? - och, jaka ze mnie dusza towarzystwa, jeszcze apel się nie zaczął, a ja już mam koleżankę. Genialna Rumia zawsze spoko.
- Też! Jesteś nowa? - odparła z entuzjazmem, zarzucając burzą włosów.
"Nie, chodzę z tobą od roku do jednej klasy, ale jestem nowa, no bo jak inaczej..." - nie, Rumcia, odpuść sobie.
- Tak - burknęłam, wypatrując Meg i Zee.
- Znasz tu kogoś? - paplała bez przerwy.
- Zoey i Meggi - jęknęłam mając dość Lilie, sama nie wiem czemu.
- A jakichś chłopaków? - drążyła.
"Jprdl, cicho!" - chciałam warknąć.
- Nie, jeszcze nie - palnęłam byle co, byle było.
- To koniecznie musisz poznać Davida i Erica. Bóstwa, mówię ci! Posłuchaj, Eric kiedyś chodził z taką...
Bla, bla, bla. Właśnie w tym momencie wyłączyłam się z tej jakże fascynującej rozmowy. Jest! Meggi siedziała na końcu sali, rozmawiając zaciekle z Zoey. Nim dziewczyny mnie zauważyły, niski facet o piskliwym głosie zaczął znane wszystkim, coroczne przemówienie. Nie muszę wam chyba mówić, jak ono brzmiało, bo każdy z nas zna je na pamięć. Bynajmniej ja.
Nareszcie, skończyły się przesycone słodkością słówka Dyrektora.
Wyskoczyłam z krzesełka, jak oparzona, chcąc od razu znaleźć się przy Meg i Zee. Niestety, potknęłam się o Bóg wie co i upadłam jak decha na ziemię. Mówiłam już, że jestem niebywale niezdarna? Złapałam się ręką czoła, klnąc pod nosem na wszystko i za wszystko . Próbowałam wstać, ale nawet to mi nie wychodziło. Najgorsza była ta krótka sukienka, która przy minimalnej próbie podniesienia się ukazywała to i owo.
- Pomóc? - silny, zachrypnięty głos przedarł powietrze gdzieś za mną.
- Nie, poradzę sobie - warknęłam, odgarniając włosy z twarzy.
- To pomogę - ktoś złapał mnie pod pachy i jak dziecko - z największą łatwością - postawił do pionu.
- Mówiłam, że sobie poradzę - burknęłam tylko.
- Liczyłem na jakieś "dziękuję" - wreszcie zobaczyłam tajemniczego księcia z bajki. Stanął obok mnie, z rękami w kieszeniach i o cwaniackim wyrazie twarzy. Czarne włosy opadały mu na czoło, ułożone starannie w grzywkę. Piwne oczy błysnęły przez chwilę, lecz pobił je śnieżnobiały uśmiech chłopaka.
- Dziękuję - szepnęłam speszona.
- Nie ma za co - odparł, powalając chrypką. Niczym Harry normalnie...
Przyspi
- Jestem Eric - posłał mi uśmiech.
- Fajnie - burknęłam, ponownie przyspieszając.
- A ty? Zazwyczaj w takich momentach mówi się swoje imię - powiedział.
- Zazwyczaj w takich momentach nie ufa się obcym - odpowiedziałam z uśmiechem. Boże, skąd ten uśmiech?!
Eric zaśmiał się, przeczesując włosy.
- Jestem Rumia - skinęłam na niego.
- Rumia? Fajne imię. Takie oryginalne - komplementował.
- Znawca imion z zawodu? - zaśmiałam się.
- Nie, skądże. Wolę bardziej... ekstremalne prace - uśmiechnął się.
- Czyli jakie?
- Wyprowadzanie psów w soboty, mycie aut, koszenie trawników i pomocnik w barze po szkole.
- Ach, no tak, to taaakie ekstremalne - mruknęłam.
- A ty? Pracujesz gdzieś? - zapytał, przepuszczając mnie w drzwiach do sektora B.
- Dzisiaj idę do pani Grenech. Podobno poszukuje opiekunki do dzieci.
- Huhu, Sofie i Patric Grenech? Współczuję.
Wzruszyłam ramionami, rozglądając się po szkole. Nagle poczułam ciężar na plecach. Zawyłam nieoczekiwanie, zrzucając z siebie TO COŚ. A dokładnie - jak się po chwili okazało - gadającą bez przerwy Lilie.
- Cześć, Lil - powiedział Eric z dziwnym wyrazem twarzy...
- O, Eric, hej! Co tam u ciebie? - zatrzepotała rzęsami. Chwilę później odsłoniła też dekolt i przybrała wyzywającą postawę.
- To ja was zostawię... - rzekłam, tłumiąc śmiech.
- Nie, ja już też idę. Tu jest moja klasa. Hej, Lilie. Cześć Rumia! Do zobaczenia - pomachał mi ręką, wchodząc do klasy.
Zagryzłam wargi, odwracając się od nowo poznanej dziewczyny. Żebym tylko wtopiła się w tłum... żeby tylko mnie nie zauważyła... błagam... błagam!
- Widzę, że poznałaś już Erica. Ciacho, no nie? - westchnęła rozmarzona Lil.
- Czy ja wiem... - mruknęłam, oplatając się rękoma. Zadrżałam na myśl o całym roku spędzonym z Lilie. Przy niej poznam co najmniej milion nowych słów. Owszem, lubię rozmawiać, ale z Meggi, Zoey i chłopakami. A nie z wścibską, niezrównoważoną paplą! Och, za jakie grzechy?! Szkoda, że Zee chodzi do IIb... żadnego wsparcia dla Sierotki Rumii, żadnego.
- "Czy ja wiem?!" Nie wiesz co mówisz! Russia, przecież to największe ciacho w drugich klasach!
- Rumia, nie Russia - poprawiłam ją skwaszona.
- Okej, nie ważne. Eric jest taki... ioubfrubhdsb - zaświergotała.
- To super - przewróciłam oczami, wchodząc do klasy 118. Teraz tylko dostać plan, wysłuchać gadki profesora Tizera i do domciu. Z dala od Lilie. Z dala od cholernie przystojnego Erica...
*** oczami Meggi ***
Taksówka sunęła powolnie po asfalcie, z radia leciały stare piosenki, a wiekowy taksówkarz fałszował, raniąc nam słuch. Do domu zostały jakieś pięć minut drogi, biorąc pod uwagę „szaleńczą jazdę” mężczyzny.
- Poznałyście kogoś? - zapytała Zoey, siedząc z telefon w dłoni na tylnym siedzeniu, tuż przy mnie.
- Och, nie pytaj. Poznałam największą gadułę wszech czasów -Lilie – burknęła rudowłosa na przednim siedzeniu. - I Erica. Zabójczo przystojnego nastolatka, o powalającym uśmiechu.
- No, no, wyczuwam randeczkę – zachichotała Zoey.
- Z Harrym, jak już – odparła Rumia, a czarnowłosa od razu zrozumiała.
Nagle poczułam, jak żołądek ściska mi się. Zadrżałam na całym ciele, oplatając się rękoma. Mdłości nie ustępowały, wręcz przeciwnie – przybierały na sile. Zakryłam usta dłonią, powstrzymując się od zwymiotowania.
- Hej, Meg, wszystko ok? - Zoey spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Niedobrze mi! - jęknęłam, pochylając się do przodu.
- Niech pan jedzie szybciej! - zawyła Rumia.
- Nie mogę, przepisy mi nie pozwalają – wychrypiał dziadek.
- Jedziesz pan! Szybciej! - wykrzyknęła Zoey.
Mężczyzna pomimo wcześniejszych słów, dodał gazu. Samochód przyspieszył, a mi zrobiło się jeszcze gorzej.
- Zaraz zwymiotuję... - wychrypiałam.
Ale mówienie było okropne, bo z każdym słowem mdłości nasilały się. Auto z nagłym szarpnięciem, zatrzymało się tuż przed naszym podjazdem. Rumia wybiegła z samochodu i zaczęła otwierać drzwi do domu. Zee z zimną krwią zapłaciła dziadkowi, a ja mozolnie wygramoliłam się z taksówki. Potem, nie zważając na nic, rzuciłam się w stronę domu.
Salon, schody, łazienka.
Nachyliłam
Westchnęłam smutno, powtarzając czynność płukania buzi.
Cóż, moja chora wyobraźnia zaczęła działać... od trzech dni miałam poranne mdłości, ale jeszcze nie zdarzyło się, żeby spowodowały wymioty.
Nagła myśl zakłóciła refleksje nad mdłościami.
Wychyliłam głowę za drzwi i zawołałam Rumię.
Stałyśmy w łazience, patrząc sobie w oczy. Rudowłosej drżały ręce, nie mogła nic powiedzieć. Stała tak i trzęsła się, sama nie wiem czy z zaskoczenia, czy ze strachu.
- Proszę, idź już. Nie mów nic Zee.. Zobaczymy, co z tego będzie... - jęknęłam, zakrywając sobie usta dłonią.
- O...okej. Już idę – wybąkała, wychodząc z łazienki.
Minęło 20 minut, a ja siedziałam w tej pieprzonej łazience, tworząc coraz to gorsze scenariusze. A co jeśli, a może, chociaż, gdybym, jednak... te słowa padały w moich myślach co chwilę, nie dając mi spokoju. Byłam spocona, drżałam z zimna. Ze strachu.
Rumia zapukała do drzwi. Trzęsącymi dłońmi otworzyłam jej. Podała mi to, na czym tak bardzo mi zależało.
- Dziękuję – szepnęłam, zamykając drzwi.
Zrobiłam to, co musiałam. Odczekałam tyle, ile powinnam.
Ze łzami w oczach odwróciłam się do umywalki, na których leżał odwrócony test ciążowy. Bałam się go odwrócić. Bałam się spojrzeć na wynik. Jeszcze raz odwróciłam się od przedmiotu. Uderzyłam ręką w ścianę, czując łzy na policzkach.
- Dalej, Meg, weź się w garść. Miejmy to już za sobą – wycedziłam do siebie przez zęby.
Podeszłam do umywalki, chwyciłam przedmiot, zamknęłam oczy... Błagam. Błagam! Serce dudniło mi w piersi, krew kotłowała się w żyłach, umysł pracował na najwyższych obrotach.Wstrzyma
___________________________________________________________________________________________________________________________________\
Hej :D Tu C.C :D
Co tam u Was? Myślę, że to straaasznie tajemniczy rozdział, który Wam się spodoba ;>
Piszcie co o nim myślicie :) xx
Coco&Channel xx
Jezusieee! To się będzie działo! :D
OdpowiedzUsuńUuuuuuuch, ale super.
Czekam na kolejny! ;*
Buźki,
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńOoo... tak długo czekałam na ten moment *.* Jestem ciekawa jaki będzie wynik ;*
OdpowiedzUsuńOby Rumia jakoś sobie poradziła w sql.;D A Meegi... ciekawe jaki będzie wynikk :D:D Szybko wstawiajcie następny!! <3
OdpowiedzUsuńDODAJ SZYBKO NASTĘPNY ! bo jestem ciekawa a co da tego to SUPER :)
OdpowiedzUsuń