Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 28

*** oczami Zoey ***
Meggi siedziała naprzeciw mnie płacząc gorzko. Rumia obejmowała ją troskliwie, szepcząc, że będzie dobrze. Pokój blondynki był jasny i pełen wdzięku. Mimo to teraz stał się pomieszczeniem, które strasznie działało mi na nerwy. A może to milczenie przyjaciółek nie dawało mi spokoju?
- Co się stało?! - wykrzyknęłam, krążąc po pokoju od pół godziny i zadając to samo pytanie.
- Boże... ja... ja... - łkała Meggi.
- Cholera, powiecie mi o co chodzi?! - wybuchnęłam wreszcie.
- Meggi, powiedz jej - szepnęła Rumia, podchodząc do okna. Stanęła do nas tyłem, ale wiedziałam, że jest strasznie rozbita.
- Zoey. Ja... ja jestem w ciąży - mruknęła.
Zatrzymałam się nagle i spojrzałam na nią przerażona. Meggi wyciągnęła tylko rękę z testem ciążowym. Dwie kreski. Dwie pieprzone, grube kreski, które miały zadecydować o jej życiu?! Rzuciłam testem o podłogę, łapiąc się za głowę.
- ŻARTUJESZ?! - warknęłam.
- Nie, Zee, jestem w ciąży – wydukała Meggi między atakami płaczu.
- Cholera! Nie zabezpieczyliście się? Naprawdę jesteś aż taka nieodpowiedzialna?! Meg, nie wiesz czym to się mogło skończyć? Masz 18 lat! Nie za wcześnie na dziecko? A co z Louisem? Już wie, że będzie ojcem i właśnie nadszarpnęłaś mu reputację?! - krzyczałam na cały dom. - Już widzę ten nagłówki „Sławny piosenkarz wykorzystał młodą dziewczynę!”. Zwariowałaś! Oboje zwariowaliście! Meggi, cholera, jak mogłaś być taka nieodpowiedzialna? Taka naiwna i... uh! Jak ty to sobie wyobrażasz? Lou będzie zabierał niemowlaka na trasy koncertowe? Będzie wpadał tu codziennie i zabawiał je?! Chyba śnisz! On ma pracę, zespół, ważne spotkania! Cholera, czy ty nie pomyślałaś o konsekwencjach?!
- Zoey, przestań. Co się stało, to się nie odstanie – szepnęła Rumia, wpatrując się w coś za oknem.
- Są możliwości – rzekłam z ironią.
- Przesadziłaś – jęknęła blondynka, wybiegając z pokoju.
Głośny trzask drzwi rozległ się po pokoju.
- Jak mogłaś? - najpierw chichy głos zabrzmiał w powietrzu, lecz zaraz został poprawiony mocnymi słowami – Jak kurwa mogłaś jej to powiedzieć?! Myślisz, że jej to nie rusza? Że ma gdzieś, co się teraz z nią stanie? Zoey, do jasnej cholery, nigdy więcej nie mów takich rzeczy! Nie masz prawa! Jesteś jej przyjaciółką. Nie możesz jej dołować! Ona nas potrzebuje! Też myślę, że zachowali się nieodpowiedzialnie, ale to się już stało. Czasu nie cofniesz. Jestem pewna, że gdyby wiedzieli, jak to się skończy, nigdy by do tego nie dopuścili. Ale drugiej szansy nie ma. Za dziewięć miesięcy Meggi urodzi dziecko. Nie ma odwrotu, a my mamy ją w tym wszystkim wspierać, bo do jasnej cholery jesteśmy jej przyjaciółkami. Chociaż po tym, co powiedziałaś mam wątpliwości...
Kolejny trzask. Kolejna głupia sytuacja.
Znowu wszystko zniszczyłam. Rumia ma rację, powinnam Meg wesprzeć, a nie mówić jej, co zrobiła źle. Ona doskonale wie, co uczyniła. „Nie ma odwrotu, a my mamy ją w tym wszystkim wspierać, bo do jasnej cholery jesteśmy jej przyjaciółkami.”.

*** oczami Rumii ***
Zbiegłam szybko po schodach, czując pieczenie całej twarzy. Nie wiem, jak Zoey z zimną krwią mogła zasugerować usunięcie ciąży. Boże, nie poznaję jej.
Meg siedziała w kuchni, pijąc łapczywie wodę ze szklanki. Widziałam, jak trzęsą się jej ręce. Podeszłam powoli do dziewczyny, uśmiechając się lekko.
- Meggi, wiesz, że Zee nie chciała tego powiedzieć – szepnęłam.
- Ale powiedziała – blondynka ostentacyjnie odstawiła szklankę.
- Nie kłóćmy się. Nie teraz – pokiwałam głową z rezygnacją.
- Rumia, zadzwoń do Louisa. Błagam. Ja... ja nie potrafię mu tego powiedzieć – dziewczyna schowała twarz w dłoniach i ponownie zaczęła płakać.
- Jasne, oczywiście, rozumiem – palnęłam, odchodząc do salonu.
Usiadłam pochopnie na kanapie, wybrałam znany mi dobrze numer Louisa i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Dalej, Rumia, dasz radę!
- Halo? - głos chłopaka był ledwie słyszalny, przez rozmowy w tle.
- Louis? Hej. Tu Rumia. Mógłbyś teraz do nas przyjechać? - zapytałam.
- Sorry, ale nie mogę teraz. Za pięć minut zaczynamy wywiad – odparł szybko.
- Lou, musisz tu przyjechać! - warknęłam.
- Ale nie mogę! Powiedz mi co się stało, przyjadę jak tylko będę mógł – rzekł głośniej. Był widocznie poddenerwowany.
- Louis, do jasnej cholery, jeśli zależy ci na Meggi to rusz się i przyjedź tu! - krzyknęłam.
- Będę za dwie godziny. Przepraszam, muszę kończyć. Pa – i rozłączył się, gówniarz jeden.
- I co? - struchlały głos Meggi przedarł się gdzieś za mną.
- Będzie za dwie godziny, ma wywiad, nie może przyjechać – szepnęłam. - Poczekamy...

*** oczami Meggi ***
Louis William Tomlinson siedział przede mną z zaciętą miną. W jego niebieskich oczach widziałam strach. Może spodziewał się tego, co mu powiem? A może po prostu udawał? Nie wiem. Już nic nie wiem. Złapałam chłopaka za rękę, czując blokadę w gardle.
- Lou, pamiętasz co mi niedawno obiecałeś? - szepnęłam.
- Wiele rzeczy ci obiecywałem, Meggi – odparł równie cicho.
-
Obiecałeś, że zawsze będziesz przy mnie mimo wszystko. Mimo problemów, niespodzianek i kłopotów będziesz mnie kochał. Pamiętasz? - miałam wrażenie, że zaraz zupełnie nie będę potrafiła nic z siebie wydusić.
- Tak, pamiętam – zmarszczył brwi, przyglądając mi się z uwagą.
- Więc jeśli pamiętasz, to dotrzymasz obietnicy?
- Nie mógłbym inaczej – wysilił się nawet na minimalny uśmiech.
Westchnęłam głośno, pociągając nosem.
- Meg, ale o co chodzi? - zapytał.
- Louis... jestem w ciąży – jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.
Przez długi czas chłopak wpatrywał się we mnie. Czekał pewnie na jakieś „Hej, to wszystko był żart, nabrałeś się!”. Ale to nie był żart. To była zupełna prawda. Będziemy mieli dziecko i choćby nie wiem co, musiał się z tym pogodzić. Nie potrafiłam spojrzeć mu w twarz. Wiem, wiem, że to nie moja wina. Nie tylko moja, ale czułam, że to przeze mnie mamy problem. Boże, nie problem, dziecko. Mamy dziecko. Na jego miejscu też nie wiedziałabym co powiedzieć. Cieszyć się, czy płakać. A może być złym? Oby nie to ostatnie. Już wolałabym, gdyby nie chciał tego dziecka, niż byłby wściekły.
Policzki już dawno spaliły mi się chyba od rumieńców. Oczy szczypały, a głowa pękała w szwach. Lou, odezwij się, błagam. Powiedz coś. Powiedz!
- W ciąży? - wydusił.
- Tak, Louis, będziemy mieli dziecko. A raczej już je mamy – szepnęłam, kładąc sobie rękę na brzuch. Głupie, przecież nawet nie przytyłam.
- Dziecko... mamy dziecko! - krzyknął.
Beznadziejne uczucie dopadło mnie na chwilę. Myślałam, że Louis jest szczęśliwy. Że zaraz zacznie mnie nosić na rękach i cieszyć się, że zostanie ojcem. Ale było to tylko głupie złudzenie...
- Jak... jak to?! Nie, niemożliwe! A moja kariera? Boże, to nie może się dziać! Meg, ty... ja... To się nie dzieje naprawdę! Jesteś pewna? - wrzeszczał.
- Na 80% - odparłam.
- Więc są szanse, że się mylisz! Że żadnego dziecka nie ma! - cholerna iskierka nadziei zabłysnęła mu w oku.
- Nie, Louis, dziecko jest. Jest, słyszysz? - postawiłam mu się.
- Kurwa. Meggi. To nie... to nie może być prawda! Cała moja kariera, moja reputacja ma być zniszczona przez jedną noc?! Naprawdę? Aż tak niesprawiedliwy jest ten świat? Nie. Tak nie będzie – krzyczał na cały dom. Kuliłam się pod jego ostrym głosem. Pod ciężkimi słowami i przytłaczającym spojrzeniem.
- Mówisz, jakby to była tylko moja wina, że jestem w ciąży! - krzyknęłam wreszcie.
Nie powiedział już nic. Odwrócił się na pięcie, zaklął kilka razy i wyszedł, trzaskając drzwi.
Więc „Żegnaj Louisie?”. Tak mam powiedzieć? Mam się pogodzić z tym, że zostałam samotną, nastoletnią mamą? Szczęściara ze mnie. Nie ma co. Cholera... 

_______________________________________________________
Hej :D Duża czcionka, lepiej się czyta co nie? :D
Fajnie, że komentujecie i to czytacie :) 
To taki smutny rozdział, ale  fajnie będzie, może nie na razie, ale niedługo xD
Piszcie opinie ;d
Coco&Channel ;*   

6 komentarzy:

  1. No! I to mi się podoba ;D
    W końcu jakoś odmiennie, a nie standardowa historia:
    Dziewczyna dowiaduje się, że jest w ciąży, ma obawy przed powiedzeniem tego chłopakowi, ale okazuje się, że on się cieszy.
    Nareszcie coś innego :D

    http://please-help-me-i-love-you.blogspot.com
    http://from-hatred-to-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle genialny! :) I nie ma takiego jakiegoś banalnego zakończenia typu ,, ... i żyli długo i szczęśliwie. Koniec.'' tylko jest interesująca akcja i za to bardzo DZIĘKUJĘ!! xx
    Gośka
    P.S. Czekam na kolejne! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O.o Dobra opanuje emocje xd Wow nie spodziewałam się tak smutnego a zarazem tak genialnego rozdziału ;D i to mi się podoba ^^Czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak! Ten blog wymiata!;D Żądam dalszych rozdziałów!<3

    OdpowiedzUsuń
  5. JEST ! w końcu jakieś inne zakończenie rozdziału a nie że on jest szczęśliwy
    CZEKAM NA DALSZY CIĄG <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Noo, rzeczywiście przeciwieństwo innych blogów. ;D I to jest śwetne. ! Kocham was <3

    OdpowiedzUsuń