Chłód parku owiał moje ciało. No tak - połowa listopada zwykle nie objawia się czterdziestostopniow
Louis nadchodził z końca parku. Szedł wolno, z rękoma w kieszeniach. Nie musiał mieć kaptura, gdyż nie było tu nikogo, a ciemność i tak nie pozwoliłaby od razu go rozpoznać. A mimo to od razu wiedziałam, że to on. Para wydobywała się z jego ust. Dzieliło nas zaledwie sześć metrów.
- Hej - mruknął, stając przede mną.
- Pff - burknęłam kpiąco.
Chłopak westchnął ciężko.
- I co? Teraz nawkładasz mi, jaki ze mnie nieodpowiedzialny gówniarz? Nie wysilaj się - Harry już to zrobił. Nie udało mu się - powiedział.
- Więc twierdzisz, że nic się nie stało? Super, pogratulować beztroskiego myślenia - prychnęłam.
- Zoey, zostawcie mnie w spokoju. Mam dość tego wszystkiego... - zaczął głośniej.
- Ty masz dość? To wyobraź sobie sytuacje Meggi. Jest w ciąży w wieku osiemnastu lat. Ty masz dwadzieścia jeden i nie wystawiasz się na pośmiewisko w szkole z powodu dużego brzucha. Widzisz różnicę?! - krzyknęłam. Hej, miałam być spokojna....
- Jej problem. Ona tego chciała. - burknął.
Uderzyłam go w policzek z całym siły, na co chłopak zacisnął tylko usta.
- Już? Wyżyłaś się? Mogę iść do domu? - warknął.
Popchnęłam go, choć najchętniej wzięłabym go za te kudły i przetargała po asfalcie.
- Jak możesz być taki bezwzględny? Cholera! Nie masz sumienia?! Myślałam, że jesteś uczciwy. Zastanawia mnie jedno. Jak zareagowałbyś, gdyby usunęła ciąże? Otworzyłbyś szampana i darł się, że nie jesteś ojcem? Oblewać stratę dziecka. Boże, jaki ty jesteś okropny. Louis, nie mogę na ciebie patrzeć. Zostawiłeś ją na bruku. Jak śmiecia, który się zużył. Już dzieci mają większy sentyment do swoich zabawek - wyrzucałam z siebie.
- Gdyby usunęła ciążę? Nie wiem. Nie mam chyba, aż tak zrytej wyobraźni - rzekł.
- Najchętniej uderzyłabym cię jeszcze raz – warknęłam.
- Proszę bardzo – nadstawił prowokacyjnie policzek.
- Zastanawiam się, co Meggi tu jeszcze robi. Na jej miejscu już dawno wyjechałabym do Manchesteru – skwitowałam.
*** oczami Louisa ***
Nie. Nie możliwe. Ona nie może wyjechać! Boże. Stracę ją. Cholera, już ją straciłem.
- Jak? Jak... ona może wyjechać?! - jęknąłem.
Spojrzała na mnie z kpiną.
- Nie mów, że nie przeszło ci to przez myśl. Co ją tu trzyma? Bo na pewno nie ty.
Pokiwała ironicznie głową.
- Ale... ona nie może! Ona... - zacząłem krzyczeć przerażony.
- Bo co? Przecież nie obchodzi cię, co się z nią dzieje. Co teraz robi. Co z dzieckiem. Może wyjechać – burknęła.
Nogi się pode mną ugięły. Świat zawirował niebezpiecznie.
- Przestraszyłeś się? - zapytała już normalnym głosem.
- Boże... - szepnąłem tylko.
- Nie rozumiem cię, Lou. I chyba nawet nie będę próbowała. Miałeś wszystko. Zapewniłeś ją o swojej miłości, a potem odepchnąłeś tak po prostu. Kochałeś ją. Nie wątpię. Jedna noc potrafiła to zepsuć, tak? Wiedziałeś, jakie mogą być konsekwencje. Nie masz pięciu lat, Louis. Zawiodłam się na tobie.
Dziewczyna spojrzała mi w oczy, po czym odwróciła się i odeszła.
*** oczami Zoey ***
Poczułam na nadgarstku silny uścisk. Dłoń chłopaka była ciepła. Przyprawiło mnie to o dreszcze. Nagłym ruchem odwrócił mnie w swoją stronę. Lou był przerażony. Dzieliło nas kilka centymetrów.
Wbiłam wzrok w jego niebieskie oczy. Zatapiałam się w błękitnym morzu jego źrenic. Philip miał takie same... Louis oddychał nierówno, a ostry zapach mięty uderzał mnie w nozdrza. Przyglądał mi się przez dłuższy czas. Nie wiem, co robiłam. Zagryzłam nerwowo wargę, chcąc uciec tą czynnością od rzeczywistości. Głupie. Wiem, co tak pociągało Meg. Wreszcie zrozumiałam, co tak na nią działało.
Chłopak zbliżył usta do mojego ucha, po czym wyszeptał drżącym głosem:
- Zoey, zrób wszystko, żeby została w Londynie. Nie może wyjechać. Słyszysz, ona musi być przy mnie.
- Louis, ale jej przy tobie i tak nie ma – mruknęłam, wstrząśnięta jego słowami.
- Muszę wiedzieć, że jest tu. Zrozum – nie mogę jej stracić.
- Już straciłeś – odparłam, czując jak serce gwałci mi boleśnie płuca.
- Nie, Zee, nie straciłem. Nadal ją kocham. Nadal jest dla mnie najważniejsza. Muszę to wszystko sobie ułożyć w głowie. Nie wiem ile to potrwa. Kiedyś obudzę się z tego snu i pomogę jej. Będziemy szczęśliwą rodziną. Ale jak na razie śnię i proszę – nie budźcie mnie. Sam sobie z tym poradzę. Obiecaj, że nie wyjedzie.
- Obiecuję – szepnęłam ze łzami w oczach.
- Dziękuję, Zoey, dziękuję.
Odwrócił się i odszedł. A ja stałam cały czas w jednym miejscu, nie mogąc opanować drżenia ciała.
*** oczami Rumii ***
Viva huczała na cały dom. Odprawiałam właśnie z Meggi dziki taniec przy piosence Ellie Goulding - Lights. Krzyczałyśmy słowa, biegałyśmy po domu, skakałyśmy po kanapie. Wyprzedzę wasze pytanie – nic nie piłyśmy. Zresztą Meg by nie mogła.
- Yea, yea! I think... - śpiewała blondynka.
- Głośniej! - wykrzyknęłam, przelatując przez kanapę.
Uderzyłam niebezpiecznie głową o nóżkę stolika.
- Auu – zawyłam.
- Hej, wstawaj, nie maż się! - zachichotała Meg.
Na stoliku zadrżał mój telefon, wydobywając z siebie muzykę.
- Ścisz to! - krzyknęłam, a Meggi wyłączyła dźwięk w TV.
Przycisnęłam zieloną słuchawkę, nawet nie patrząc na numer.
- Harry? - spytałam.
- Nie, tu Eric – głos chłopaka przeszył moje ciało.
Usiadłam na kanapie, odrywając dłoń od bolącej części głowy.
- Halo? Rumia, jesteś? - spytał.
- Jestem... - wyszeptałam cicho.
Nagle znalazła się przede mną Meggi z miną „Coś się stało?”. Zaprzeczyłam ruchem głowy. W pewny momencie poczułam, że mam łzy napływają mi do oczu.
- Czemu odmówiłaś mi spaceru, Rumia? - jego głos zawisł w powietrzu tuż przy moim uchu. Wirował w kółko, przez co mój umysł ciągle odtwarzał jego słowa.
- Miałam inne plany – mruknęłam cokolwiek.
- Ale przy szafkach się zgodziłaś – Eric niepotrzebnie drążył ten temat. Niepotrzebnie mi przypominał. Wspomnienia znowu się odrodziły. Jego zapach zamajaczył gdzieś niedaleko mnie. Jego głos, oczy, usta, ręce. Boże, umieram.
- Przy szafkach nic się nie stało. Nic nie zaszło. Rozumiesz? To się nigdy nie powtórzy! - powiedziałam, starając się odepchnąć jego wyobrażenie.
- Pocałowałem cię – jego głos stracił na sile. Przybrał więcej czułości. Cholera.
- Pierwszy i ostatni raz – burknęłam.
- Rumia! Cholera! Od kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz, wiedziałem, że jesteś tą jedyną. Jesteś dla mnie ważna. Chodzi mi o coś więcej niż przyjaźń. Pocałowanie cię było jednym z moich marzeń. Kocham cię. I będę o ciebie walczył.
Pik, pik.
Rzuciłam telefonem o podłogę, chowając twarz w dłoniach.
- Rumia, co się stało? Kto dzwonił? - Meggi usiadła obok mnie, obejmując moje drżące ciało ramieniem.
- Eric – wyszeptałam, płacząc.
- To ten ciemnowłosy chłopak? Ten twój przyjaciel? - zapytała.
- Eric Capeton – odpowiedziałam.
- O cholera. CAPETON? To takie ciacho, że huhu...
- Meggi! - warknęłam.
- Ale co się stało?
- On... on mnie dzisiaj pocałował. Zaprosił na spacer. Potem odmówiłam, bo zrozumiałam, co zrobiłam. Pytał, czemu zmieniłam decyzje. Kurwa, nie chciałam go całować – skłamałam.
- Żartujesz.... - jej ręka zsunęła się z moich barków. - A Hazza?
- Harry nie może się o tym dowiedzieć. Meg, najgorsze jest to, że ja tak naprawdę uwielbiam Eirca. To chyba zauroczenie. Ten pocałunek... Meggi, nigdy czegoś takiej nie przeżyłam.
- Ale przecież całujesz się z Harrym – mruknęła.
- Ale nie tak! To było cudowne. Idealne. Meg, ja chyba kocham dwóch chłopaków naraz – wybuchnęłam. - Eric powiedział mi, że mnie kocha i będzie o mnie walczył.
- Cholera. Popieprzyło go. Przecież masz chłopaka – rzekła blondynka, wstrząśnięta moimi włosami.
- On o tym nie wiem...
- Nie powiedziałaś mu?! - wykrzyknęła.
- A co miałam powiedzieć? „Słuchaj, Eric, chodzę z Harrym Styles, to ten przystojniak z One Direction”? - zapytałam.
- Mogłaś po prostu powiedzieć, że masz chłopaka. Niekoniecznie, że to Loczek – powiedziała.
- Wiem, ale ja nie potrafię. Nie mogę mu tego powiedzieć.
- Okej... Rumia, musisz z tym skończyć. Albo Eric, albo Harry. Nie baw się uczuciami dwóch naraz. Błagam. Skrzywdzisz obydwóch. Teraz musisz tylko wybrać.
- Oczywiście, że wybiorę Harrego, ale Eric... - zaczęłam.
- Erica nie ma. Nie może być, słyszysz?!
- Tak, Meg, masz rację. Jego nie może być w moim życiu.
- Good girl.
- Bad heart – mruknęłam.
- Rumia, będzie dobrze. Możesz na mnie liczyć. Zawsze – przytuliła mnie.
- Wiem, dziękuję – odparłam.
*
Ja wiem, że Wy tylko czytacie i wychodzicie, ale naprawdę chciałybyśmy widzieć, że czyta to więcej niż 4 osoby ;/
Nie wiemy czy wam się podoba, ale mamy nadzieję, że napiszecie opinię...
W planach, nowe sytuacje, nowe romanse, kto wie co będzie z ekipą z Londynu?
Świetny rozdział. <3
OdpowiedzUsuńŚwietne!<3
OdpowiedzUsuńMegaaaa:) Czekam na dalsze loosy:>
OdpowiedzUsuńGenialne! Kocham Was po prostu !
OdpowiedzUsuńA teraz przejdę do Lou i powiem, że to co robi jest chore, ale przynajmniej akcja jest ciekawsza niż gdyby było wręcz przeciwnie.!
Słowa które utkwiły mi w pamięci, tak jak po ostatnim rozdziale c'mon to:
,, Good Girl
... Bad Heart...''.
Gratuluję i pozdrawiam.!
Gośka
Wspaniały rozdział! Czekam na kolejne!
OdpowiedzUsuńKasia
Pozdro dla Redaktorek :D
Świetny Z resztą jak zawsze ^^^ Czekam na kolejny ;D
OdpowiedzUsuńŚWIETNE
OdpowiedzUsuńfajny pomysł z tym spotkaniem w parku
KOCHAM TEGO BLOGA :)