Stałem na balkonie, paląc papierosa. Dym rozchodził się we mnie, przyprawiając o błogi uśmiech. Wypuściłem powietrze, a siwa smuga zatańczyła nierówno przede mną. Potem rozmyła się, by dać miejsce nowej parze tanecznej. Miasto zatracało się powoli w wieczorze. Światła lamp ulicznych przebijały się przez mrok. Chłodne powietrze uderzyło mnie w twarz wraz z znajomym mi zapachem. Londyn. Szkoda, że niedługo znów go opuścimy. Nie lubię stąd wyjeżdżać. To boli. Zaaklimatyzowałem się w tym miejscu. To taki drugi dom.
- Hej, przyszłam się pożegnać - usłyszałem.
Odwróciłem głowę, zaciągając się papierosem. Rumia stała w ciepłej bluzie, uśmiechając się do mnie.
- Przyłączysz się? - spytałem.
- Nie palę - odparła, opierając się o barierkę.
- Szkoda - mruknąłem.
- Przecież to nałóg.
- Ale ciekawy, inspirujący i bardzo przyjemy - rzekłem.
- Nie rozumiem.
- Wiesz ile piosenek powstało, dzięki pomysłowi, który zrodził się podczas palenia? - posłałem jej uśmiech.
- Mam ci pogratulować bystrości? - zaśmiała się.
- Nie musisz. I tak wiem, że mnie uwielbiasz - trąciłem ją ramieniem.
- Wysoka samoocena - powiedziała z uśmiechem rudowłosa.
- Ale prawdziwa.
Milczeliśmy przez chwilę.
- Chcesz? - spytałem, wyciągając w jej stronę papierosa.
- Mówiłam - nie palę - odparła.
- Ale to tylko raz. Tak na... ukoronowanie dnia - zaśmiałem się.
- Jedno pociągnięcie - mruknęła.
Widziałem, że nie robi tego pierwszy raz. To się rozpoznaje. Nie krztusiła się, nie kasłała, ani nie mówiła, że to obrzydliwe. Wręcz z przyjemnością jej policzki zapadły się pod wpływem zaciągnięcia. Wypuszczała dym powoli, spokojnie.
- Pogrążam się przez ciebie - zaśmiała się, oddając mi szluga.
- Paliłaś już - skwitowałem.
Minęło kilka chwil, które poświęciła na przypatrywanie mi się.
- Skąd wiesz? - mruknęła zniesmaczona.
- To się widzi, ale spokojnie - nie powiem nikomu - odparłem.
- Nie paliłam. Od czasu do czasu odreagowywałam - wyjaśniła.
- Nie musisz się tłumaczyć. Przecież nie naskoczyłem na ciebie, że marnujesz sobie na to zdrowie - zaśmiałem się.
- No tak, racja - zawtórowała mi.
Milczenie zawirowało między nami. Przez chwilę kołysało się lekko, wcale nam nie przeszkadzając. Zgasiłem papierosa, wyrzucając go przed siebie. Leciał szybko, przedzierając się w dół. Gdyby wiedział, że na końcu zginie, nie spieszyłby się tak. To jak z ludźmi. Pędzą gdzieś, gonią za czymś, czego sami nie potrafią wyjaśnić, a to wszystko może się skończyć nagle. Gwałtownie. I gdyby zdawali sobie z tego sprawę, nie spieszyliby się tak. Ale są głupi. Tak, ludzie są głupi.
- Rumia, odwiozę cię. Chodź - głos Harrego przeciął powietrze.
- Tak, już idę - szepnęła niepocieszona. Chyba spodobało jej się tutaj. - Pa, Zayn.
- Cześć. Trzymaj się. I pamiętaj - tamtego nie było - zaśmiałem się.
- Ale czego? - spytała z uśmiechem. - Jasne, że nie było. Cześć.
- Hej... - mruknąłem, ale chyba nie usłyszała.
Odpaliłem następną fajkę, pozwalając wkroczyć na parkiet kolejnym tańcom dymu...
*** oczami Harrego ***
Prowadziłem auto, spoglądając co chwila na Rumię. Światła lamp przedzierały się przez gęstą czerń lasu. W pewnym momencie ciężka kropla deszczu uderzyła w szybę. Potem kolejna i kolejna, aż nastała istna ulewa.
- Deszcz... - szepnąłem.
- Nie lubię deszczu - mruknęła Rumia, spuszczając wzrok.
- Czemu? - spytałem.
- Daniel pocałował mnie pierwszy raz w deszczu - odparła.
- Ok, nie było pytania - powiedziałem. - O co chodziło Zaynowi?
- Słucham? - zapytała zdziwiona.
- Mówił, że czegoś nie było - rzekłem.
Nagle dziewczyna wybuchnęła spazmatycznym śmiechem.
- Oj, Harry. Harolidziku zazdrosny. Co mam ci powiedzieć? Że Zayn mnie pocałował, jako podziękowanie za koszulkę? - zaśmiała się.
Zahamowałem gwałtownie, wywołując burzę klaksonów innych samochodów.
- Co zrobił?! - wykrzyknął.
- Boże, Harry. Żartowałam. Cmoknął mnie w usta i tyle. Daruj - burknęła.
- Zabiję gnojka - wypaliłem.
- Harry! Ogarnij się trochę, co? Nic się nie stało! Słyszysz? To nic nie znaczy! - wykrzyknęła.
- Jak dla kogo... - mruknąłem, jadąc dalej.
- Ogar - burknęła, opierając głowę o szybę.
*** oczami Rumii *** Backstreet Boys - Incomplete )
Wiedziałam, że tak będzie, że Harry nie odpuści Zaynowi. Nie chciałam, żeby Mulat miał przeze mnie problemy. Chociaż czy to na pewno moja wina? Przecież to on mnie pocałował i podpuszczał. Dobra, nieważne. Chodzi o to, żeby Hazza trochę się ogarnął.
- Nic mu nie powiesz prawda? - spytałam.
- Nie, nie powiem. Ja go zatłukę na miejscu – odparł, zaciskając palce na kierownicy.
- Jeśli coś mu zrobisz bądź powiesz to zapomnij o najbliższym spotkaniu – mruknęłam.
- Bronisz go.
- Tak, bo nic się nie stało. Zrozum, Harry. To nic nie znaczyło ani dla mnie, ani dla Zayna. Nie masz prawa nic mu powiedzieć, a już na pewno nie zrobić – wyrzucałam z siebie.
- Dobierał się do ciebie.
- Co?! Cholera, Harry, on mnie tylko cmoknął! Daruj sobie albo zaraz wysiadam – warknęłam.
- Sobie daruję, jemu nie.
- Zatrzymaj się! - krzyknęłam.
- Nie, Rumia... - szepnął Loczek.
- Zatrzymaj się do cholery!
Samochód posłusznie zwolnił, by po chwili stanąć w miejscu w ponownej burzy klaksonów. Złapałam za klamkę i zaczęłam wysiadać prosto w ten pieprzony deszcz. Nagle na mojej dłoni znalazły się silne palce Harrego.
- Dobra, Rumia, chodź. Wsiadaj. Nic mu nie zrobię i nie powiem, obiecuję.
Spojrzałam na niego niepewnie.
- No wsiadaj, obiecałem przecież – przekonywał.
Opadłam na siedzenie, opierając głowę o szybę, a auto włączyło się do ruchu.
- Przepraszam – rzekł cicho mój chłopak.
- Mhm – mruknęłam.
- Nie bądź na mnie zła, po prostu zależy mi na tobie.
- Dobra, ale to ma się więcej nie powtórzyć – powiedziałam.
- Słowo harcerza – uśmiechnął się.
- Byłeś harcerzem? - zachichotałam.
- Nie, no coś ty. Wyobrażasz mnie sobie w takim zielonym stroju? - zawtórował mi śmiechem.
- Nie przesadzaj, wyglądałbyś bardzo seksownie – mruknęłam.
- Haha, a czy ja kiedykolwiek nie wyglądałem seksownie? - zamruczał.
Podjechaliśmy pod mój dom. Harry posłusznie zatrzymał się na podjeździe, po czym zgasił samochód.
- Do zobaczenia, kochanie – szepnął.
Jego usta zatopiły się w moich. Kocham go, jak nikogo.
- Pa – mruknęłam rozmarzona. - I nie rób nic Zaynowi.
- Jasne, że nie. Obiecałem ci – uśmiechnął się.
Wysiadłam z auta, machając Hazzie, który właśnie zaczynał odjeżdżać. Mam ideał i nie mogę tego zniszczyć.
Pędziłam do domu, gdyż deszcz zupełnie zaczął rządzić światem.
- Rumia... - usłyszałam za sobą.
Poznałabym ten głos wszędzie i zawsze. Ta chrypka mogła należeć tylko do niego. Do Erica Capetona.
Odwróciłam się z drżącymi dłońmi. Stał w tym cholernym deszczu, przemoczony do suchej nitki. Strugi wody spływały mu po twarzy, tworząc bolesne rzeki. Podeszłam do niego, nie zwracając już uwagi na pogodę.
- Co ty tu robisz? - jęknęłam, a nogi ugięły się pode mną.
- Rumia, kocham cię! - powiedział, łapiąc mnie delikatnie.
Jego mokre usta idealnie dopasowywały się do moich. Mimo że nadal czułam smak warg Harrego, nie mogłam ochłonąć przy Ericu.
- Nie, nie mogę – odepchnęłam go wreszcie.
- Możesz. Możemy, słyszysz? - spytał.
- Nie, Eric, to koniec. Nie znamy się. Niczego między nami nie było – wyszeptałam przez łzy.
Lodowata woda spływała po mnie, wlewała się za kołnierz bluzki, ochładzała rozgrzane ciało.
- Było, Rumia. Kocham cię, rozumiesz?! - krzyknął.
- Nie, nie. Zostaw mnie w spokoju. Nigdy się nie znaliśmy. Cześć – powiedziałam ostro, odwracając się.
- Rumia! Nie niszcz tego! - krzyczał za mną.
Ale ja biegłam ile sił w nogach do domu. Łzy spływały gorzko po moich policzkach, przeplatając się z kroplami deszczu.
Przy drzwiach odwróciłam się, by zobaczyć, czy już poszedł. Wtedy cały świat stanął w miejscu. Eric wchodził ślepo na ulicę, dygocząc.
- Eric! - wykrzyknęłam na całe gardło.
Mój głos przedarł powietrze, docierając do chłopaka. Odwrócił się w moją stronę, ale było za późno. Pisk opon zawirował w moich uszach. Samochód uderzył go, nie mogąc zatrzymać się przez opady. Widziałam, jak ciało chłopaka odbija się od auta, po czym ląduje na asfalcie. Na zimnej, mokrej ulicy... Wszystko zostało zniszczone. Jedna trzecia mojego świata właśnie być może umierała na ulicy. Ten bieg był najszybszym w całym moim życiu. Dopadłam do Erica, zalewając się łzami.
- Kocham cię... - szepnął, po czym głowa opadła mu na lewo, a słowa uwięzły w gardle.
__________________________
No to mamy trochę akcji :D
Wszystko się rozkręca ;>
Rozdziały są gotowe aż do... 37, więc czekamy tylko na komentarze i macie :D
Wszystko się rozkręca ;>
Rozdziały są gotowe aż do... 37, więc czekamy tylko na komentarze i macie :D
WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU ;3
Coco&Chanel ;*
Świetny rozdział!<3
OdpowiedzUsuńChcę więcej!;*
OdpowiedzUsuńMój ulubiony blog o 1D!♥
OdpowiedzUsuńhahahahahah super:*
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział ( jak zwykle :*)! Nie będę się rozpisywała jak ostatnio. Jestem tak ciekawa, czy przeżyje, czy nie! Musiałyście być tak okrutne !? :p
OdpowiedzUsuńRównież życzę Wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! ;****
Pozdrawiam Gośka xx
Jaka akcja ;D Jak ja to kocham i ten wypadek Erica budzi niepokój ^^ Również życzę wam wesołych, miłych, szczęśliwych i pogodnych świąt, kupy prezentów, rodzinnego ciepła (miłych urodzin Olu xd)i szczęśliwego nowego roku ^^ Pozdrawiam! ;3
OdpowiedzUsuńŚWIETNE ^^
OdpowiedzUsuńReakcja Hazzy na ten pocałunek Zayna - SUPER i ten wypadek Erica, ciekawe czy przeżyje i czy Harry się o nim dowie, a jak tak to jak zareaguje ?
Piszcie Szybko Następny Bo Umrę Z Ciekawości ;*
WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU ! ♥