Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 35

Blind by Lifehouse
*** oczami Louisa ***
Krążyłem po Londynie, ze słuchawkami w uszach. Ciemne gradowe chmury zebrały się nad miastem, zwiastując niezłą ulewę. Trudno. Nie obchodzi mnie to. Nic mnie już nie obchodzi.
Pewnie zadajecie sobie teraz wiele pytań co do mnie. Co do mojej historii. Nie wiem dokładnie, jak one brzmią i ile ich jest, ale podam wam odpowiedzi na pytania, które sam sobie zadaję.


Jaka jest historia Alison i co do niej czuję? - Alison poznałem na dyskotece. Potańczyliśmy trochę, wypiliśmy paręnaście drinków, potem film mi się urwał. Podobno spędziłem z nią upojną noc, ale ostatnim wspomnieniem, jakie mam z tamtego dnia jest dziki śmiech Al, kiedy szliśmy motelowym korytarzem. Nie wiem, co do niej czuję. To jest chyba coś na rodzaj zauroczenia albo zakochania. Ale nie czuję do niej tego, co czułem do Meggi.

A co z Meg i dzieckiem? - Cóż, nie mam pojęcia. To nie jest ta miłość, którą budowaliśmy przez wakacje. Nawet nie wiem, czy to w ogóle można nazwać miłością. Zapewne myślicie, że jestem nieodpowiedzialnym gówniarzem? Może macie racje. Może... 


Plany na najbliższą przyszłość? - Półroczna trasa koncertowa. To nie zależy ode mnie. Dostaliśmy taką propozycję i nie mogliśmy odmówić.
Co z przyjaźnią z Harrym? - Coś nam przepadło, gdy biegliśmy po marzenia. Zgubiliśmy jakiś fragment zaufania. Nawet nie wiem, gdzie go szukać. Biegliśmy zbyt szybko. Ścigaliśmy się do ostatniego tchu, ale to on wygrał. Ma Rumię, ma przyjaciół, pieniądze, szczęście. Ja nie mam nic. Chłopaki niby starają się być wobec mnie tacy sami, ale widzę tę krępację, gdy zostaję z którymś sam na sam.

Więcej pytań nie znam i nie chcę znać, bo boję się odpowiedzi.
Ciężka kropla deszczu odbiła się od rękawa mojej kurtki. Chmury otworzyły swe zapasy, powodując ulewę. Narzuciłem kaptur na głowę, biegnąc przed siebie, dokądkolwiek.
*
Mam pecha. Gorzej trafić nie mogłem. Po drugiej stronie ulicy stał ładny, biały dom, należący do dziewczyn. Westchnąłem głośno, zaciskając oczy. Boże, uparłeś się na mnie, czy co?! Spojrzałem niechętnie w stronę budynku.
Kurwa.
Meggi stała przed drzwiami domu, rozmawiając z jakimś chłopakiem. Nie potrafiłem oderwać od nich wzroku. Stałem w tym pieprzonym deszczu, przemarznięty i wstrząśnięty tym, co widziałem. Meg w pewnym momencie otworzyła drzwi, po czym zaczęła całować towarzysza. I to nie był zwykły pocałunek. Chłopak cofał się do środka budynku, nie odrywając ust od jej warg.
-Meggi... - szepnąłem.
To musiał być przypadek, że właśnie w tamtym momencie dziewczyna zatrzymała się. Oderwała od chłopaka i spojrzała w moją stronę.
- Meggi... - powtórzyłem ze łzami w oczach.
Blondynka podbiegła na drugą stronę ulicy. Dzieliła nas tylko szosa. Nagle wielki jeep przejechał szybko między nami, ochlapując wodą.
- Louis, co ty tu robisz? - krzyknęła zdziwiona.
Nie odpowiedziałem. Przyglądałem się jej smutno, łapczywie wypatrując szczegółów jej twarzy. Niebieskie oczy, blond włosy... Boże, moja Meg.
- Marg, co się dzieje? - zawołał ten chłopak spod drzwi.
- Cicho, David - odparła.
David, tak? Serce pękło mi na milion kawałków.
- Kochanie? - spytał, podchodząc do niej.
Nie dotykaj jej nawet - krzyczały moje myśli. Dave objął ją od tyłu, powoli ciągnąc ku domowi.
- Marg, zmokniesz - powiedział.
- David, ale ja muszę z nim porozmawiać – mruknęła.
- Z nim? - spytał.
Zerknął na drugą stronę ulicy, na mnie.
- To on? - zapytał ją.
- Tak – rzekła, wtulając się w niego.
- Marg, ale... kochanie, ustaliliśmy coś. Przecież zaopiekuję się tobą i dzieckiem. Wiesz, że cię kocham – powiedział, kończąc pocałunkiem w jej policzek.
Co?! Dzieckiem?! Moim dzieckiem? Nie waż się nawet go dotknąć! Dobra, rozumiem – chamsko mówiąc „nie biorę odpowiedzialności” za to dziecko, ale on... Boże, one nie może uznawać mojego syna albo córki za swoje!
- Wiem, Dave – odpowiedziała.
- Chodź już. Nie pozwolę, żeby po raz kolejny cię skrzywdził – dodał chłopak, odwracając się. Meggi wciąż trzymała go za rękę. Spojrzała na mnie smutno, po czym powiedziała:
- Louis, nie przychodź tu więcej. To nie ma sensu.
I odeszła. Spieprzyłem sprawę.


***
Taka tam krępująca sytuacja z Megg i Lou :D
Parę próśb
1. Nowy rozdział, fabuła nie każdemu się spodoba, ale trzba próbować, prawda? A więc oto link: http://garden-of-rose.blogspot.com/
2. Czy chciałybyście, aby częściej pojawiały się rozdziały? Zresztą, to zależy tylko od was <3
3. kochamy Was i nie zamierzamy kończyć Morrow :3
4. KOrzystamy z nowej nazwy, która pasuje do oby dwu blogów. MarGol :D
Wchodźcie na oby dwa blogi,  komentujcie i wspierajcie nas <3
               MIŁEGO WIECZORU ;*

5 komentarzy:

  1. Kurde niech oni już wrocą do siebie. brakuje mi ich razem :( xD
    1. Tak, tak, tak *___*
    2. Ja was kocham bardziejjj ! <3
    3. Jestę golonkę i morrowiczkę. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Już myślałam miałam nadzieję że, oni do sb wrócą i wszystko będzie tak jak przedtem ale ciemne chmury wróciły. A może to i dobrze. Oczywiście że chcę żeby częściej pojawiały się rozdziały ;* Tylko na to czekam xd A co do rozdziały trochę krótki ale jest i tak fajny ;d Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. nie ! jak mogłaś ?! oni muszą wrócić do siebie ! rozdział niesamowity *.*
    + zapraszam na : http://belive-to-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! xx
    Rozdział jak zawsze genialny! xx
    Kurcze... już myślałam, że Lou i Meg się pogodzą, a tu taka zmyłka... i co tu robi David? Wszystko popsuł!!xd A miało być tak pięknie! ;(
    Żal mi Meg, Lou oraz ich dziecka... :(
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! xx
    Pozdrawiam
    Gośka xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział smutny, ale piękny. Mnie się podoba taki rozwój między Meg i Louisem, choć zachowanie tego drugiego jest skandaliczne i nie wyobrażam sobie, żeby ktoś zachował się tak wobec mnie ;) Taki trochę z niego dupek, ale co poradzić.
    Muzyka świetnie dopasowana! Bardzo podoba mi się ten pomysł ;)Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń