***
oczami Zoey ***
Grudzień.
Styczeń.
Luty.
Marzec.
Miesiąc gonił miesiąc, gubił zdarzenia i uczucia, spieszył się. Ale dokąd? Po co tak gonił? Jaki był cel jego biegu? Nikt tego nie wie, ale możemy snuć podejrzenia. Ja obstawiam tęsknotę za chłopakami, a wy?
Wszystko za nimi tęskniło. Nawet toster, tak zręcznie obsługiwany kiedyś przez Zayna, teraz wyrzucał tylko spalone, ohydne grzanki. Kanapa, którą z wielką miłością pieścił Loczek, straciła na swojej bieli. Kubek, z którego zawsze pił Louis, zarażał napoje gorzkim smakiem. A może tylko tak nam się wydawało? Kocyk, pod którym spał kiedyś słodko Liam, przedarł się w rogu, tracąc na uroku. Krzesło obrotowe, gwałcone jakiś czas temu przez Nialla, skrzypiało okrutnie przy jakimkolwiek ruchu.
I tęskniłyśmy także my. Co prawda nie traciłyśmy na kolorach, nie przedzierałyśmy się, ani nie skrzypiałyśmy, ale na swój własny, bardzo oryginalny sposób, umierałyśmy z tęsknoty.
Rumia... cóż, Rumia zatracała się czasem w jakiejś nieobecności, ciszy, smutku. Potrafiła wyłączyć nagle telewizor i przez godzinę siedzieć, wpatrując się w jedno miejsce.
Meggi miała przy sobie Davida, ale widziałam ten ból w jej oczach, gdy zauważała koszulki w paski, marchewki, ukochany kubek Louisa, vansy. Wszystko, co wiązało się z Lou bolało ją. Nie wiem czemu, ale tęskniła. Nie tak, jak my, ale jednak.
A ja starałam się zachować spokój. Próbowałam z zimną krwią odliczać dni. Unikać płaczów, psychicznych rozbić, nie spania po nocach... "starałam się", "próbowałam". Pewnie już się domyślacie że mój plan legł w gruzach. Nie umiałam włączać Skype, nie wstrzymując oddechu i nie modląc się, by byli dostępni.
Głównie nie byli.
Owszem, rozmawialiśmy przez telefon, pisaliśmy SMS'y, ale na Skype rozmawialiśmy tylko dwa razy. Za pierwszym razem rozmowa trwała aż trzy godziny, za drugim połowę tego.
Więc jak miałyśmy nie tęsknić?
Po nocach śniły mi się niebieskie oczy, blond włosy, boski głos... śnił mi się Niall. Nawet ustawienie sobie naszego zdjęcia na tapetę nie pocieszyło mnie. Nic mi nie pomagało. Nic.
Znalazłyśmy sobie pracę! Znaczy ja i Rumia, bo Meg raczej nie była w stanie. Pieniądze kończyły się z dnia na dzień, a trzeba było się utrzymać. Ja pracowałam z kawiarni, jako kelnerka, a Rumia w przedszkolu, jako przedszkolanka. Ona tak bardzo kocha dzieci.
Louis i Alison ujawnili się zaraz po wyjeździe. Fani podzielili się na trzy grupy. Pierwsza z nich ubóstwiała Al, druga była na to wszystko obojętną, a trzecia... a trzecia tęskniła z Meggi. Rozumiecie? Fani pokochali Meg.
Meggi była w siódmym miesiącu ciąży, co wiąże się oczywiście z dość dużym brzuchem. W szkole wiedzieli już wszyscy. Najpierw było wielkie poruszenie, wyśmiewanie, a potem wszystko ucichło. Nikt już się z niej nie śmiał.
Nie obyło się także bez wścibskich dziennikarzy, którzy po krótkich obliczeniach domyślili się, że to zapewne dziecko Louisa. Wciąż zaczepiali ją na ulicy, wypytywali o ojca. Nie mówiła nic.
*** oczami Meggi ***
Siedziałam, a raczej leżałam na łóżku, kiwając głową. Wreszcie udało mi się odkopać z szuflady MP4, więc musiałam to jakoś wykorzystać. Piosenka była szybka, skoczna. Tak - w ten sposób staram się poprawiać sobie humor. Włączanie na okrągło Lifehouse'a nie zwiastowało nic dobrego. Ewentualnie potok łez.
Tutututu.
Spojrzałam leniwie na ekran laptopa. Co?! "1D dostępny". Podniosłam się dow siadu, zatrzymując odtwarzacz. Wynalazco Skype'a, jestem twoim dłużniczką! Wprost gwałciłam "Zadzwoń". Po kilku sygnałach odebrali.
Ale... jak... przecież nie... on tak... ale...
Na monitorze pojawiła się nagle rozmazana troszkę twarz Louisa. Nie kontrolowane ukłucie w sercu ponownie się pojawiło.
- Hej - mruknął.
Szybko założyłam słuchawki, po czym ustawiłam mikrofon tak, by znalazł się tuż przy moich ustach.
- Cześć. Poczekaj, zawołam dziewczyny - odparłam, wstając.
- Nie! Nie, nie idź.
- Ale... - opadłam z powrotem na pościel ze zdziwioną miną.
- Musimy pogadać w cztery oczy.
- No tak, a Skype jest do tego idealny - mimowolnie się uśmiechnęłam.
Jego usta także ułożyły się w uśmiech.
- Meg, paparazzi nadal cię dręczą? - spytał nagle.
Louis Mistrz Mówienia Prosto Z Mostu.
- Tak, niestety tak - rzekłam, opierając brodę o kolana.
- Ustalmy, co masz mówić.
Lou, cholera...co ty?
- Jakieś propozycje? - burknęłam.
- Oczywiście. Jeśli się zgodzisz...
- Mów od razu - przerwałam mu.
- To nie moje dziecko.
Louis, kurwa. Lou. Nie. Nie. Ty nie możesz tak mówić! Co ty gadasz? Louis, cholera. Ty? To twoje dziecko. Ale, cholera. Ty jesteś ojcem!
Zaczęłam oddychać szybko, zasłaniając sobie twarz dłońmi.
- Co ty pieprzysz? - wykrzyknęłam wreszcie.
- Nie, Meg, źle zrozumiałaś - zaczął nerwowo.
- Dobrze zrozumiałam - złość zaczęła zalewać całe moje ciało, pragnąc wyjść na światło dzienne.
- Meggi, nie o to mi chodziło. Źle mnie zrozumiałaś! Ja wiem, że to jest moje dziecko, ale oni tego nie wiedzą - mówił szybko.
Przez chwilę wpatrywałam się w kamerkę, próbując zrozumieć jego słowa.
- Chcesz zrobić ze mnie dziwkę? - spytałam wreszcie.
Westchnął głośnie, zaprzeczając ruchem głowy.
- Nie, nie, nie - szeptał. - Tego pomysłu nie było, zapomnijmy.
- Zapomnijmy? Lou, powiedz, uderzyłeś się ostatnio w głowę? Tak mocno? Bo coś ci się rzuca na mózg - warknęłam.
- Meg, proszę, to był głupi pomysł. Zostawmy ten temat.
Louis Mistrz Mówienia Prosto Z Mostu I Zapominania.
- Jasne, ty jesteś najlepszy w unikaniu trudnych tematów - w oczach pojawiły mi się łzy.
- Meggi... - szepnął. - Cholera, zawsze muszę coś spieprzyć.
- Przynajmniej w tym masz rację - rzuciłam.
Po raz kolejny chłopak westchnął głośno.
- Ile chcesz? - spytał.
Nie, chłopie, ja cię nie rozumiem.
- Co? - zdziwiłam się.
- Ile chcesz dostawać ode mnie pieniędzy na dziecko - sprostował, poprawiając się w krześle.
- Pieniędzy... na dziecko? - prychnęłam. - Nie, dzięki, dam sobie radę sama.
- Meggi, będę dawał.
- Louis, nie dociera do ciebie? Nie chcę żadnych pieniędzy! - krzyknęłam.
- Nie zmieniłaś się. Nadal jesteś taka uparta - uśmiechnął się pod nosem.
Ty na prawdę nie masz innych tematów? Musiałeś to powiedzieć, prawda? Louis Mistrz Mówienia Prosto Z Mostu, Zapominania Oraz Bezmyślnego Rzucania Bolesnych Słów.
- Nie ważne - mruknęłam.
Drzwi przede mną otworzyły się, a szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy. David stał w samych bokserkach, opierając się o futrynę drzwi do toalety.
- Trzeba naprawić ten kran w twojej łazience, cały się ochlapałem - zaśmiał się.
- Widzę właśnie - wybuchnęłam śmiechem.
- Meggi? - głos Louisa przywrócił mnie do świata Skype'a.
- Jestem - powiedziałam.
*** oczami Louisa ***
Cały świat zatrzymał się w jednym momencie. Z tyłu pokoju był ON. Usiadł za Meggi w samych bokserkach, po czym odgarnął jej włosy z karku.
- Dave, nie, nie - mruczała.
- Czemu? - zaczął muskać jej szyję.
- Rozmawiam - wskazała na laptopa.
- Czy ktoś jest ważniejszy ode mnie? - spytał, oplatając rękoma jej duży brzuch.
- David, proszę cię... - zaśmiała się cicho.
- O co? - uśmiechnął się zadziornie, przygryzając płatek jej ucha.
- Mmm - mruknęła.
Trzasnąłem laptopem z całej siły, a złość zalała mnie od stóp do głów. Wszyscy, tylko nie on! Co ten David ma w sobie?! Cholera, cholera, cholera.
W nagłym przypływie rzuciłem laptopem o podłogę. Meggi, jak ty możesz... przecież... przecież ja nadal...
- Louis? - zaświergotała Alison, wbiegając do pokoju.
Spojrzała krytycznie na podeptany przeze mnie komputer.
- Lulu, wszystko okej? Coś się stało? - pytała, kucając przy mnie.
Siedziałem na krześle z twarzą w dłoniach.
- Zostaw mnie - odepchnąłem ją, wybiegając z domu.
Po drodze zauważyłem Danielle, która ze zmartwioną miną przyglądała się całej tej sytuacji.
- Lou, przestań - zatrzymała mnie.
- Z czym? - zapytałem.
- Nie oszukuj ani siebie, ani Alison. Nawet ja widzę, że...
- Że? - przerwałem jej brutalnie.
- Louis, nie rób ze mnie głupiej. Wszyscy widzą, co się dzieje. Musisz jej to wreszcie powiedzieć.
- Nie, Danielle. Nie mogę, ona mnie już nie chce - szepnąłem, po czym szybkim krokiem wyszedłem z domu.
Grudzień.
Styczeń.
Luty.
Marzec.
Miesiąc gonił miesiąc, gubił zdarzenia i uczucia, spieszył się. Ale dokąd? Po co tak gonił? Jaki był cel jego biegu? Nikt tego nie wie, ale możemy snuć podejrzenia. Ja obstawiam tęsknotę za chłopakami, a wy?
Wszystko za nimi tęskniło. Nawet toster, tak zręcznie obsługiwany kiedyś przez Zayna, teraz wyrzucał tylko spalone, ohydne grzanki. Kanapa, którą z wielką miłością pieścił Loczek, straciła na swojej bieli. Kubek, z którego zawsze pił Louis, zarażał napoje gorzkim smakiem. A może tylko tak nam się wydawało? Kocyk, pod którym spał kiedyś słodko Liam, przedarł się w rogu, tracąc na uroku. Krzesło obrotowe, gwałcone jakiś czas temu przez Nialla, skrzypiało okrutnie przy jakimkolwiek ruchu.
I tęskniłyśmy także my. Co prawda nie traciłyśmy na kolorach, nie przedzierałyśmy się, ani nie skrzypiałyśmy, ale na swój własny, bardzo oryginalny sposób, umierałyśmy z tęsknoty.
Rumia... cóż, Rumia zatracała się czasem w jakiejś nieobecności, ciszy, smutku. Potrafiła wyłączyć nagle telewizor i przez godzinę siedzieć, wpatrując się w jedno miejsce.
Meggi miała przy sobie Davida, ale widziałam ten ból w jej oczach, gdy zauważała koszulki w paski, marchewki, ukochany kubek Louisa, vansy. Wszystko, co wiązało się z Lou bolało ją. Nie wiem czemu, ale tęskniła. Nie tak, jak my, ale jednak.
A ja starałam się zachować spokój. Próbowałam z zimną krwią odliczać dni. Unikać płaczów, psychicznych rozbić, nie spania po nocach... "starałam się", "próbowałam". Pewnie już się domyślacie że mój plan legł w gruzach. Nie umiałam włączać Skype, nie wstrzymując oddechu i nie modląc się, by byli dostępni.
Głównie nie byli.
Owszem, rozmawialiśmy przez telefon, pisaliśmy SMS'y, ale na Skype rozmawialiśmy tylko dwa razy. Za pierwszym razem rozmowa trwała aż trzy godziny, za drugim połowę tego.
Więc jak miałyśmy nie tęsknić?
Po nocach śniły mi się niebieskie oczy, blond włosy, boski głos... śnił mi się Niall. Nawet ustawienie sobie naszego zdjęcia na tapetę nie pocieszyło mnie. Nic mi nie pomagało. Nic.
Znalazłyśmy sobie pracę! Znaczy ja i Rumia, bo Meg raczej nie była w stanie. Pieniądze kończyły się z dnia na dzień, a trzeba było się utrzymać. Ja pracowałam z kawiarni, jako kelnerka, a Rumia w przedszkolu, jako przedszkolanka. Ona tak bardzo kocha dzieci.
Louis i Alison ujawnili się zaraz po wyjeździe. Fani podzielili się na trzy grupy. Pierwsza z nich ubóstwiała Al, druga była na to wszystko obojętną, a trzecia... a trzecia tęskniła z Meggi. Rozumiecie? Fani pokochali Meg.
Meggi była w siódmym miesiącu ciąży, co wiąże się oczywiście z dość dużym brzuchem. W szkole wiedzieli już wszyscy. Najpierw było wielkie poruszenie, wyśmiewanie, a potem wszystko ucichło. Nikt już się z niej nie śmiał.
Nie obyło się także bez wścibskich dziennikarzy, którzy po krótkich obliczeniach domyślili się, że to zapewne dziecko Louisa. Wciąż zaczepiali ją na ulicy, wypytywali o ojca. Nie mówiła nic.
*** oczami Meggi ***
Siedziałam, a raczej leżałam na łóżku, kiwając głową. Wreszcie udało mi się odkopać z szuflady MP4, więc musiałam to jakoś wykorzystać. Piosenka była szybka, skoczna. Tak - w ten sposób staram się poprawiać sobie humor. Włączanie na okrągło Lifehouse'a nie zwiastowało nic dobrego. Ewentualnie potok łez.
Tutututu.
Spojrzałam leniwie na ekran laptopa. Co?! "1D dostępny". Podniosłam się dow siadu, zatrzymując odtwarzacz. Wynalazco Skype'a, jestem twoim dłużniczką! Wprost gwałciłam "Zadzwoń". Po kilku sygnałach odebrali.
Ale... jak... przecież nie... on tak... ale...
Na monitorze pojawiła się nagle rozmazana troszkę twarz Louisa. Nie kontrolowane ukłucie w sercu ponownie się pojawiło.
- Hej - mruknął.
Szybko założyłam słuchawki, po czym ustawiłam mikrofon tak, by znalazł się tuż przy moich ustach.
- Cześć. Poczekaj, zawołam dziewczyny - odparłam, wstając.
- Nie! Nie, nie idź.
- Ale... - opadłam z powrotem na pościel ze zdziwioną miną.
- Musimy pogadać w cztery oczy.
- No tak, a Skype jest do tego idealny - mimowolnie się uśmiechnęłam.
Jego usta także ułożyły się w uśmiech.
- Meg, paparazzi nadal cię dręczą? - spytał nagle.
Louis Mistrz Mówienia Prosto Z Mostu.
- Tak, niestety tak - rzekłam, opierając brodę o kolana.
- Ustalmy, co masz mówić.
Lou, cholera...co ty?
- Jakieś propozycje? - burknęłam.
- Oczywiście. Jeśli się zgodzisz...
- Mów od razu - przerwałam mu.
- To nie moje dziecko.
Louis, kurwa. Lou. Nie. Nie. Ty nie możesz tak mówić! Co ty gadasz? Louis, cholera. Ty? To twoje dziecko. Ale, cholera. Ty jesteś ojcem!
Zaczęłam oddychać szybko, zasłaniając sobie twarz dłońmi.
- Co ty pieprzysz? - wykrzyknęłam wreszcie.
- Nie, Meg, źle zrozumiałaś - zaczął nerwowo.
- Dobrze zrozumiałam - złość zaczęła zalewać całe moje ciało, pragnąc wyjść na światło dzienne.
- Meggi, nie o to mi chodziło. Źle mnie zrozumiałaś! Ja wiem, że to jest moje dziecko, ale oni tego nie wiedzą - mówił szybko.
Przez chwilę wpatrywałam się w kamerkę, próbując zrozumieć jego słowa.
- Chcesz zrobić ze mnie dziwkę? - spytałam wreszcie.
Westchnął głośnie, zaprzeczając ruchem głowy.
- Nie, nie, nie - szeptał. - Tego pomysłu nie było, zapomnijmy.
- Zapomnijmy? Lou, powiedz, uderzyłeś się ostatnio w głowę? Tak mocno? Bo coś ci się rzuca na mózg - warknęłam.
- Meg, proszę, to był głupi pomysł. Zostawmy ten temat.
Louis Mistrz Mówienia Prosto Z Mostu I Zapominania.
- Jasne, ty jesteś najlepszy w unikaniu trudnych tematów - w oczach pojawiły mi się łzy.
- Meggi... - szepnął. - Cholera, zawsze muszę coś spieprzyć.
- Przynajmniej w tym masz rację - rzuciłam.
Po raz kolejny chłopak westchnął głośno.
- Ile chcesz? - spytał.
Nie, chłopie, ja cię nie rozumiem.
- Co? - zdziwiłam się.
- Ile chcesz dostawać ode mnie pieniędzy na dziecko - sprostował, poprawiając się w krześle.
- Pieniędzy... na dziecko? - prychnęłam. - Nie, dzięki, dam sobie radę sama.
- Meggi, będę dawał.
- Louis, nie dociera do ciebie? Nie chcę żadnych pieniędzy! - krzyknęłam.
- Nie zmieniłaś się. Nadal jesteś taka uparta - uśmiechnął się pod nosem.
Ty na prawdę nie masz innych tematów? Musiałeś to powiedzieć, prawda? Louis Mistrz Mówienia Prosto Z Mostu, Zapominania Oraz Bezmyślnego Rzucania Bolesnych Słów.
- Nie ważne - mruknęłam.
Drzwi przede mną otworzyły się, a szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy. David stał w samych bokserkach, opierając się o futrynę drzwi do toalety.
- Trzeba naprawić ten kran w twojej łazience, cały się ochlapałem - zaśmiał się.
- Widzę właśnie - wybuchnęłam śmiechem.
- Meggi? - głos Louisa przywrócił mnie do świata Skype'a.
- Jestem - powiedziałam.
*** oczami Louisa ***
Cały świat zatrzymał się w jednym momencie. Z tyłu pokoju był ON. Usiadł za Meggi w samych bokserkach, po czym odgarnął jej włosy z karku.
- Dave, nie, nie - mruczała.
- Czemu? - zaczął muskać jej szyję.
- Rozmawiam - wskazała na laptopa.
- Czy ktoś jest ważniejszy ode mnie? - spytał, oplatając rękoma jej duży brzuch.
- David, proszę cię... - zaśmiała się cicho.
- O co? - uśmiechnął się zadziornie, przygryzając płatek jej ucha.
- Mmm - mruknęła.
Trzasnąłem laptopem z całej siły, a złość zalała mnie od stóp do głów. Wszyscy, tylko nie on! Co ten David ma w sobie?! Cholera, cholera, cholera.
W nagłym przypływie rzuciłem laptopem o podłogę. Meggi, jak ty możesz... przecież... przecież ja nadal...
- Louis? - zaświergotała Alison, wbiegając do pokoju.
Spojrzała krytycznie na podeptany przeze mnie komputer.
- Lulu, wszystko okej? Coś się stało? - pytała, kucając przy mnie.
Siedziałem na krześle z twarzą w dłoniach.
- Zostaw mnie - odepchnąłem ją, wybiegając z domu.
Po drodze zauważyłem Danielle, która ze zmartwioną miną przyglądała się całej tej sytuacji.
- Lou, przestań - zatrzymała mnie.
- Z czym? - zapytałem.
- Nie oszukuj ani siebie, ani Alison. Nawet ja widzę, że...
- Że? - przerwałem jej brutalnie.
- Louis, nie rób ze mnie głupiej. Wszyscy widzą, co się dzieje. Musisz jej to wreszcie powiedzieć.
- Nie, Danielle. Nie mogę, ona mnie już nie chce - szepnąłem, po czym szybkim krokiem wyszedłem z domu.
Ha! Pierwsza
OdpowiedzUsuńTak, tak. Co mogę powiedzieć o rozdziale... No cóż, zapewne nie będzie to nowość, ALE zakochałam się w początku. Te metafory i to wszystko... te opisy ♥
Louis to... Nie, nie powiem tego.
Naprawdę świetny rozdział + muzyka! Mmmm. Po prostu uwielbiam Wasz sposób opisywania tego wszystkiego ;)
Pozdrawiam Was, Miśki.
`Misiek. :*
O jejciu! Wszystko powoli idzie w dobrym kierunku, może Lou powie Megg, że ją nadal kocha, mam nadzieję:) No co mogę powiedzieć, rozdział świetny, noo jak zawsze zresztą:) Czekam na dalsze losy bohaterów:)
OdpowiedzUsuńGaśka xxx
Ale mnie wkurzył na początku z tym - To nie moje dziecko. wrrrr! Ale kurde! On ją kurde kocha! I oni muszą do siebie wrócić. <3 Kocham ;3
OdpowiedzUsuńLou trochę mnie wkurzył jak powiedział Meggi że to nie jego dziecko to musiało ją zaboleć biedaczka ;[ Mam nadzieje że w końcu się opamięta i powie Meggi że nadal ją kocha. Ciesze się że Danielle powiedziała mu o tym że wszyscy to widzą. Moim zadaniem Louis powinien walczyć o Meggi o jej miłość i dziecko. Meggi jest w 7 miesiącu *.* to takie słodkie że niedługo zostanie mamą, mam nadzieje że nazwisko będzie miała Tomilson ;/ Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHej! xx
OdpowiedzUsuńRozdział genialny! Jest jednak jakaś szansa, że Meg i Lou będą jeszcze razem! :D
Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam i życzę wspaniałych ferii! xx
Gośka xx
ŚWIETNE, ŚWIETNE I JESZCZE RAZ ŚWIETNE <3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten początek :) Lou mnie wkurzył, jak on mógł powiedzieć, że to nie jego dziecko i potem jeszcze z tą kasą wyskoczył, nie no człowiek mądrych pomysłów.
Ciekawa jestem czy powie Meggi że dalej ją kocha i jak tak to kiedy, no i oczywiście jej reakcji na to. Zastanawiam się po co mu Alison, żeby nikt nie widział że kocha Meggi ? Przecież ona może go na prawdę kochać, a wtedy i ją zrani, nie rozumiem jego toku myślenia, a ostatnio mam wątpliwości czy w ogóle korzysta z takiej funkcji ;)
Dodawajcie szybko następny bo jestem ciekawa :)