***
oczami Louisa ***
Zamknąłem cicho drzwi, ostrożnie zdejmując buty i kurtkę, by nie narobić hałasu. Zajrzałem do salonu. Pustka. Wyjrzałem na korytarz. Pustka. Droga wolna.
Powietrze, które głośno wciągnąłem nosem, zaświszczało niebezpiecznie, przerywając ciszę. Na palcach przebiegłem przez mieszkanie, z ulgą dopadając drzwi na końcu korytarza.
Wszedłem do pokoju, oddychając ciężko. Która to już godzina? Trzecia nad ranem? Oj, chłopie, zabalowałeś w tym klubie troszkę.
- Gdzie byłeś? - jej głos przedarł powietrze tuż nad moim uchem.
Odskoczyłem, jak oparzony, przeklinając głośno.
Drżącą ręką wymacałem włącznik światła. Alison stała w kusej piżamie, wymierzając we mnie wrogie spojrzenie.
- Na spacerze - burknąłem, ściągając ciepłą bluzę.
"Idź spać. Idźże, kobieto, bo nie ręczę za siebie"
- Tyle godzin? - odparła.
Zacząłem zdejmować koszulkę, żałując, że nie przespałem się w salonie.
- Już nawet przejść się nie mogę? - powiedziałem mocniej, stając przed nią.
- Śmierdzisz piwem - wydusiła.
- Miejskie powietrze całe jest przesiąknięte zapachem alkoholu - zakpiłem z niej.
- Louis, powiesz mi do cholery, co między nami jest?!
Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę. Była tak wściekła, jak nigdy.
- Musiałbym się zastanowić - uniknąłem odpowiedzi.
- Gdybyś mnie kochał, nie zastanawiałbyś się - chwila milczenia tylko podkręciła atmosferę. - Wciąż coś do niej czujesz, prawda?
- Nie twoja sprawa – burknąłem.
- Louis, kurwa, powiedz mi. Powiedz, o co ci chodzi! - krzyknęła.
- O nic. Już nic do ciebie nie czuję. Przelotna miłość i tyle - wyrzuciłem z siebie.
- Ona jest tą jedyną, tak? Czego mi brakuje? W czym ona jest lepsza? Louis, wytłumacz mi to - po jej policzku spłynęła łza.
"Nie moja wina, że tak mnie pokochałaś, Al"
- Alison, nie mogę cię porównać do Meggi. Ona jest zupełnie inna.
- Lepsza - wyjąkała.
- Najlepsza - poprawiłem ją.
- Wiesz co? - wykrzyczała przez zęby. - Czuję się jak szmata! Nic nie warta szmata! Nienawidzę cię!
Jej dłoń uderzyła mój policzek. Zabolało.
- Wyjeżdżam. Wyjeżdżam, kurwa, nigdy tu nie wrócę. Nie chcę cię znać! - krzyczała, miotając się po pokoju.
Kolejne ubrania lądowały w jej walizce. Zapięła ją, ubrała się i wybiegła. Tak po prostu zostawiła mnie. I dobrze. Przecież tak na prawdę o to mi chodziło. Nie potrzebowałem jej już. Potrzebowałem zupełnie kogoś innego.
*** oczami Zoey, 2 miesiące później ***
- Meggi, pospiesz się z tym kremem. Rumia, ciasteczka gotowe? Och, pospieszcie się – instruowałam przyjaciółki, kręcąc się po kuchni.
Dzisiejszy dzień nie jest jednym z tych dni, w których marudzisz na niesprawiedliwość świata ani jednym z tych, w których kochasz wszystkich bez wyjątku i bez żadnego konkretnego powodu. Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy ponad wszystko. Gdyby był on nocą, to usłany byłby miliardem spadających gwiazd, ogromnym Księżycem, rześkim powietrzem, zorzami polarnymi.
Dlaczego akurat te dwadzieścia cztery godziny miały być takie idealne?
Dlatego, że właśnie w tej dobie wypadł dwudziesty ósmy czerwiec, a to znaczy, że dzisiaj przyjeżdżają.
Dziś ich spotkamy, ja go spotkam. Po raz pierwszy od pół roku będę mogła zatopić się w tych silnych ramionach i jak nigdzie indziej czuć się bezpiecznie. Będę mogła pocałować te jedwabiste wargi, wyszeptując w nie tak dawno nie używane dwa słowa – Kocham Cię. Będę mogła zmierzwić jego niestarannie ułożone blond włosy, wywołując tym niezadowoloną minę na jego twarzy. Będę mogła zatonąć w niebieskich źrenicach, migoczących wesoło. Będę mogła znów mieć go przy sobie, a to jest wszystkim, czego pragnę. Wszystkim i niczym zarazem. Co by było, gdyby te pół roku przerodziło się w wieczność? Czy dałabym radę żyć na nowo, zapominając na zawsze o najwspanialszej osobie na świecie?
O Niallu Horanie?
O nim nie da się zapomnieć, chociażby nie wiem co. Jeśli da mu się kawałek swojego serca do zagospodarowania, on wykorzysta to bez żadnego „ale”. Ten chłopak ma w sobie niepowtarzalną sympatyczność i miłość do wszystkiego, co jest na tym świecie, a szczególnie do jedzenia.
I z tego też względu od samego rana krzątamy się po kuchni, przygotowując coraz to nowsze smakołyki. Ogromny stół przyniesiony z domu Davida, uginał się pod ciężarem misek, tacek, talerzy, półmisków i dzbanków. Wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Zamknąłem cicho drzwi, ostrożnie zdejmując buty i kurtkę, by nie narobić hałasu. Zajrzałem do salonu. Pustka. Wyjrzałem na korytarz. Pustka. Droga wolna.
Powietrze, które głośno wciągnąłem nosem, zaświszczało niebezpiecznie, przerywając ciszę. Na palcach przebiegłem przez mieszkanie, z ulgą dopadając drzwi na końcu korytarza.
Wszedłem do pokoju, oddychając ciężko. Która to już godzina? Trzecia nad ranem? Oj, chłopie, zabalowałeś w tym klubie troszkę.
- Gdzie byłeś? - jej głos przedarł powietrze tuż nad moim uchem.
Odskoczyłem, jak oparzony, przeklinając głośno.
Drżącą ręką wymacałem włącznik światła. Alison stała w kusej piżamie, wymierzając we mnie wrogie spojrzenie.
- Na spacerze - burknąłem, ściągając ciepłą bluzę.
"Idź spać. Idźże, kobieto, bo nie ręczę za siebie"
- Tyle godzin? - odparła.
Zacząłem zdejmować koszulkę, żałując, że nie przespałem się w salonie.
- Już nawet przejść się nie mogę? - powiedziałem mocniej, stając przed nią.
- Śmierdzisz piwem - wydusiła.
- Miejskie powietrze całe jest przesiąknięte zapachem alkoholu - zakpiłem z niej.
- Louis, powiesz mi do cholery, co między nami jest?!
Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę. Była tak wściekła, jak nigdy.
- Musiałbym się zastanowić - uniknąłem odpowiedzi.
- Gdybyś mnie kochał, nie zastanawiałbyś się - chwila milczenia tylko podkręciła atmosferę. - Wciąż coś do niej czujesz, prawda?
- Nie twoja sprawa – burknąłem.
- Louis, kurwa, powiedz mi. Powiedz, o co ci chodzi! - krzyknęła.
- O nic. Już nic do ciebie nie czuję. Przelotna miłość i tyle - wyrzuciłem z siebie.
- Ona jest tą jedyną, tak? Czego mi brakuje? W czym ona jest lepsza? Louis, wytłumacz mi to - po jej policzku spłynęła łza.
"Nie moja wina, że tak mnie pokochałaś, Al"
- Alison, nie mogę cię porównać do Meggi. Ona jest zupełnie inna.
- Lepsza - wyjąkała.
- Najlepsza - poprawiłem ją.
- Wiesz co? - wykrzyczała przez zęby. - Czuję się jak szmata! Nic nie warta szmata! Nienawidzę cię!
Jej dłoń uderzyła mój policzek. Zabolało.
- Wyjeżdżam. Wyjeżdżam, kurwa, nigdy tu nie wrócę. Nie chcę cię znać! - krzyczała, miotając się po pokoju.
Kolejne ubrania lądowały w jej walizce. Zapięła ją, ubrała się i wybiegła. Tak po prostu zostawiła mnie. I dobrze. Przecież tak na prawdę o to mi chodziło. Nie potrzebowałem jej już. Potrzebowałem zupełnie kogoś innego.
*** oczami Zoey, 2 miesiące później ***
- Meggi, pospiesz się z tym kremem. Rumia, ciasteczka gotowe? Och, pospieszcie się – instruowałam przyjaciółki, kręcąc się po kuchni.
Dzisiejszy dzień nie jest jednym z tych dni, w których marudzisz na niesprawiedliwość świata ani jednym z tych, w których kochasz wszystkich bez wyjątku i bez żadnego konkretnego powodu. Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy ponad wszystko. Gdyby był on nocą, to usłany byłby miliardem spadających gwiazd, ogromnym Księżycem, rześkim powietrzem, zorzami polarnymi.
Dlaczego akurat te dwadzieścia cztery godziny miały być takie idealne?
Dlatego, że właśnie w tej dobie wypadł dwudziesty ósmy czerwiec, a to znaczy, że dzisiaj przyjeżdżają.
Dziś ich spotkamy, ja go spotkam. Po raz pierwszy od pół roku będę mogła zatopić się w tych silnych ramionach i jak nigdzie indziej czuć się bezpiecznie. Będę mogła pocałować te jedwabiste wargi, wyszeptując w nie tak dawno nie używane dwa słowa – Kocham Cię. Będę mogła zmierzwić jego niestarannie ułożone blond włosy, wywołując tym niezadowoloną minę na jego twarzy. Będę mogła zatonąć w niebieskich źrenicach, migoczących wesoło. Będę mogła znów mieć go przy sobie, a to jest wszystkim, czego pragnę. Wszystkim i niczym zarazem. Co by było, gdyby te pół roku przerodziło się w wieczność? Czy dałabym radę żyć na nowo, zapominając na zawsze o najwspanialszej osobie na świecie?
O Niallu Horanie?
O nim nie da się zapomnieć, chociażby nie wiem co. Jeśli da mu się kawałek swojego serca do zagospodarowania, on wykorzysta to bez żadnego „ale”. Ten chłopak ma w sobie niepowtarzalną sympatyczność i miłość do wszystkiego, co jest na tym świecie, a szczególnie do jedzenia.
I z tego też względu od samego rana krzątamy się po kuchni, przygotowując coraz to nowsze smakołyki. Ogromny stół przyniesiony z domu Davida, uginał się pod ciężarem misek, tacek, talerzy, półmisków i dzbanków. Wszystko było dopięte na ostatni guzik.
*
Już są w Londynie. Twitter szaleje, akcja #WelcomeBackOneDirection opanowała cały portal, tłumy dziewcząt wyczekują na chłopców, stojąc pod ich hotelem. Ale oni nie mogą witać ich przez cały dzień... przecież muszą być u nas za dwie godziny.
Siedziałyśmy przed telewizorem, patrząc jak zahipnotyzowane w ekran.
Wyszli z hotelu, machając zamaszyście do fanów.
- Hello everybody! - wrzasnął Harry do mikrofonu.
Pisk directionerek przybrał na sile.
Boże, Jezu i wszyscy święci. Stał tam. Tam, z tyłu, za nimi. Mój Niall kochany.
Serce gwałciło mi żebra, chcąc pewnie wydostać się na zewnątrz i polecieć kilkadziesiąt kilometrów dalej. Do niego. Do nich.
- How are you? - Zayn już musiał dorwać się do mikrofonu.
W głośnikach ponownie usłyszałyśmy okropny pisk. Rumia nie wytrzymała i szybkim ruchem ściszyła TV.
- Welcome back! Welcome back! Welcome back! - wreszcie tłum zaczął krzyczeć coś składnego i zdatnego do wysłuchania.
- We love you! - Louis wydawał się być naćpany szczęściem.
- We love you! We are happy we were with you, but we need to go. They are waiting for us three greatest girl in the world. You know who they are, right? Rumia, Zoey, Meggi, we love you!* - głos Liama jak zwykle dziwnie mnie uspokajał.
Wyłączyłam odbiornik, wzdychając ciężko.
- To będą najdłuższe dwie godziny w całym moim życiu – jęknęła Rumia.
- Nie tylko twoje – szepnęłam, wstając z kanapy.
- Gdzie idziesz? - spytała mnie Meggi, gładząc się po dużym brzuchu.
- Nie wiem, zająć się czymś. Wam też by się przydało – odparłam.
- Racja – mruknęła rudowłosa, biorąc na kolana laptopa, który leżał koło niej.
- To ten... ja idę zadzwonić do Dave'a, żeby przyjechał – usłyszałam jeszcze głos Meggi.
A potem zamknęłam drzwi swojego pokoju i nikt nie miał prawa mi już przeszkadzać. To była moja samotnia, do której rzadko kto miał wstęp. Równie dobrze mogłabym wywiesić tabliczkę „nie wchodzić”.
Po prostu lubiłam być sama.
Tak, jestem typem samotniczki, ale nie pesymistki. Wiele osób łączy te dwa wyrażenia w jedną grupę. Nie, nie prawda. Człowiek smutny nie musi być człowiekiem samotnym. Ilu ludzi ma mnóstwo przyjaciół, a nie odczuwają szczęścia? Miliony.
Takie osoby mają dziwną hierarchię wartości. Posiadając przyjaciół wciąż są smutni? Więc co musi stać na szczycie ich pragnień, by mogli z dumą stwierdzić, że to jest właśnie „to” uczucie, którego od dawna nie czuli? Pieniądze, nowy samochód, awans? Och, litości, przecież to nie dorasta do pięt zaufaniu, miłości, trosce drugiej osoby o ciebie.
Ale to sprawa „tamtych” ludzi. Robią, co chcą. To jest ich życie.
*** oczami Rumii ***
Szczęście tańczyło w moim sercu coś, co przypominało połączenie niezrozumiałego hip-hopu pomieszanego z rapem. Uderzało o ściany bijącej części mojego organizmu, wywołując tym fale radości zalewających mnie co pięć sekund. Czułam się, jak tonący człowiek, tylko że ja tonęłam w niesamowitej euforii. Jak wspaniale jest tak tonąć!
Czarna limuzyna zatrzymała się w tym samym miejscu, co przy pożegnaniu. Marc posłał mi ciepły uśmiech przez odsuniętą szybę.
I stało się to, co wyobrażałam sobie przez ostatnie sześć miesięcy. To, co było moim największym marzeniem. Ich powrót. Tylne drzwi otworzyły się i wysiedli. Jeden po drugim, niczym młodzi bogowie. Mieli spuszczone głowy i powolne ruchy. No, dalej, spójrzcie na nas!
Za nimi wysiadły... dwie? dziewczyny.
Szczerze mówiąc nie wiem, co robiła wtedy Perrie i Danielle. Miałam swoje szczęście. Teraz, tu, przy mnie.
Podniósł głowę, wymierzając we mnie upite szczęściem spojrzenie. Boże, tak bardzo tęskniłam za tymi zielonymi źrenicami, które teraz nie spuszczały ze mnie wzroku, za miękkimi lokami, układającymi się niesfornie na jego czole. Tęskniłam za nim. Za nim całym.
Podbiegł do mnie, chwycił brutalnie, acz niewyobrażalnie ostrożnie i porwał w ramiona. Przycisnął mnie do siebie, jak pluszowego miśka, którego można bez obaw gnieść w rękach, nie zważając na wnętrzności, czyli na watę. Ale miśka to nie boli, a mnie aż skręciło, gdy te silne ramiona przygniotły mnie do siebie.
Och, trudno, gnieć mnie, Harry.
Jego zapach wtargnął do mojego umysłu, zrobił tam niezłą rozróbę i ulokował się w jednej z szuflad wielkiego regału, pod nazwą „Wszystko, co jest związane z Harrym Stylesem musi być zachowane w tym miejscu nienaruszone i zawsze gotowe do wspominania”. Łzy płynęły mi z oczu, ale nawet ich nie wycierałam.
Spływajcie po moich policzkach chociażby cały dzień. Wsiąknijcie w jego koszulkę i na zawsze stwórzcie tam mokrą plamę. Po co? Po to, żeby on nigdy o mnie nie zapomniał.
Objęłam go mocno w pasie, przygarniając do siebie.
Harry, skarbie...
- Tak bardzo tęskniłem – wyszeptał mi do ucha drżącym głosem. Płakał? No nie. Mój Harry płakał? Nie wierzę...
- Kocham cię – jęknęłam, odsuwając twarz od jego gorącego barku.
- Ja ciebie też – wyszeptał mi w usta, po czym dotknął ich wargami.
Jestem w niebie, wiecie?Te aksamitne wargi, za którymi tęskniłam przez sześć miesięcy brutalnie mnie całowały. Wiem, że starał się, żeby to wszystko było delikatne. Wiem, wiem, wiem... tylko, że trochę mu nie wyszło. Znów zabolały mnie jego nagłe ruchy, silne przytulenia, stanowcze przyciągnięcia.
Nie marudź – szepnął głos w mojej głowie.
Czy ja marudzę? Ja jestem najszczęśliwszą osobą na świecie!
To wszystko trwało pewnie zaledwie kilkanaście sekund, ale jak dla mnie ta sytuacja wypełniła kilka dobrych godzin.
Miałam go przy sobie. Do dziś – a to „dziś” jest bardzo odległe od tamtego dnia – pamiętam jego silne ramiona. Wtedy był jeszcze młody i bez żadnego wysiłku zaborczo przywłaszczał sobie moje ciało, przygniatając do swojej klatki.
Pamiętam, jak przez tamte pół roku stawałam przed lustrem i ze wszystkich sił wyobrażałam go sobie, stojącego za mną. Z uśmiechem. Z dołeczkami w policzkach. Z zielonymi oczami. Z loczkami. Ze mną... z naszym szczęściem.
Pamiętam, jak mijałam budkę z lodami, kreując wyobraźnią jego sylwetkę, jego wyraz twarzy, gdy się poznaliśmy.
Pamiętam, jak szalałam przy każdym koncercie na żywo, emitowanym w telewizji, tęskniąc całym sercem.
Pamiętam, jak milion pięćset razy dziennie spoglądałam na nasze zdjęcia, a na mojej twarzy gościł nieśmiały uśmiech, nad którym nie panowałam.
Pamiętam to wszystko, jakbym dopiero co wróciła z tamtego powitania.
Pocałunek się skończył, wir euforii zwolnił, pozwalając mi wyswobodzić się z ramion Harrego. Rozejrzałam się dookoła. Niall całował delikatnie (jak widać – można na powitaniu nie mordować pocałunkiem) Zoey, Liam przytulał delikatnie Dan, Zayn stał za Perrie, kołysząc ją w swoich ramionach. I stali też oni. Meg i Lou. On po jednej stronie, ona po drugiej. Nie patrzyli na siebie, nie uśmiechali się, nie przywitali.
Coś mnie ominęło?
Przecież przy pożegnaniu... wtedy... on ją... oni się przytulili... no przecież...
Jasna cholera, David znowu się spóźnił. Gdyby wtedy tam był, pewnie przytuliłby do siebie Meg i nawet przez chwilę nie pozwolił się zasmucić.
- Rumia? - Hazza spojrzał na mnie zaciekawiony.
Odwróciłam wzrok od blondynki, po czym wtuliłam się w niego.
- Wszystko dobrze? - spytał, głaszcząc mnie po włosach.
- Tak, wszystko okej – odszepnęłam.
- Nawet nie wiesz, jak cię kocham – pocałował mnie w czubek głowy.
- Domyślam się – odparłam, uśmiechając się pod nosem.
Raj.
*** oczami Meggi ***
Leżałam na kanapie, śmiejąc się w głos. Harry opowiadał jakieś głupie kawały, popularnie zwane sucharami. Nie śmialiśmy się z nich, ale z tego, w jaki sposób je opowiadał. Raz nawet, chcąc pokazać nam strój bohaterki żartu, popędził do pokoju Rumii i przebrał się w krótką, różową spódniczkę. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek słyszeliście tak głośny śmiech, jaki zapanował po zobaczeniu go w tej minióweczce.
Ale nie ma co, nogi ma ładne. Dobra byłaby z niego modelka.
- Mówiłem już, że kocham was za to jedzenie? - powiedział Niall, sięgając po kolejną sałatkę.
- Tak, Horan, w ciągu... - Zayn spojrzał na zegarek. - czterech godzin oświadczyłeś się każdej z nich co najmniej trzy razy.
- O nie, nie, nie. Nie myśl sobie, blondyneczko – zaprotestował szybko Styles, wymierzając sztucznie poważny wzrok w stronę głodomora. - Rumia była, jest i będzie moja!
- Och, tak. Podbiłeś jej serce występem z miniówce – wybuchł śmiechem Louis.
- Rumia, powiedz im, że mam ładne nogi i że nie mają prawa się ze mnie śmiać – Hazza zrobił minę kopniętego kotka.
- Ej, nie obrażać mojej krzywonogiej modeleczki – krzyknęła Rumia.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nawet Loczek, któremu nie udało się zachować powagi.
Spojrzałam na Liama, który szeptał coś Danielle na ucho. Dziewczyna zalała się rumieńcem i przytaknęła mu, kiwając głową.
Wtuliłam się w Dave'a, uśmiechając błogo.
- Wiecie co, jesteśmy już zmęczeni. Pojedziemy do apartamentu. Dziewczyny, strasznie się cieszę, że już się spotkaliśmy. Miłej zabawy, pa – przemówił Liam, wstając z Danielle.
- Zmęczeni? I co? Będziecie tam sobie... ekhm, spali? - ponownie wybuchł śmiechem Malik.
- Zayn, skarbie, a tobie się przypadkiem nie chce spać? - zawtórowała mu Perrie.
Chłopak przez chwilę patrzył na nią, po czym zrobił minę, jakby dopiero zrozumiał.
- Oj tak, późno się zrobiło – orzekł.
I znów fala śmiechu zalała salon.
- To ten... to my do hotelu, żeby nie przeszkadzać Liamowi.. i ten... - plątał się.
- Tak, tak, rozumiemy, idźcie już. Nie wiem, z czego oni się śmieją. Jesteście zmęczeni, to idziecie spać. Proste, prawda? Dobrej nocki i kolorowych snów – wysapał David między atakami śmiechu.
- Dave, chłopie, ratujesz mi życie – Zayn ukląkł przed moim chłopakiem. - Jakże mogę ci się odwdzięczyć, panie?
- Po prostu obiecaj mi, że Perrie będzie po tej wcale nie upojnej nocy w jednym kawałku, beż żadnych ubytków, z wszystkimi zębami, bez obrażeń, bez żadnych... - wyliczał.
- I ty, brutusie? - jęknął Zayn. - Ufałem ci, wiesz? Myślałem, że chociaż ty mi wierzysz – nastolatek teatralnie pociągnął nosem.
- Wszyscy ci wierzymy, Zayn. Upojnej nocy, buziaki – Zoey posłała mu szeroki uśmiech.
- Wszyscy przeciwko mnie – jęknął Mulat, po czym zwrócił się do ledwo utrzymującej poważną minę, Perrie. - Widzisz, skarbie, jakie ja mam życie? Całe dwadzieścia lat mojego żywotu uważają mnie za jakiegoś zboczeńca, pedofila. Cholera. Z kim ja się zadaję?
- Tak, kochanie, rozumiem cię – po tych słowach dziewczyna Zayna nie wytrzymała i parsknęła śmiechem na cały pokój.
- Nawet ty?! - jego mina zwiastowała wybuch płaczu.
- Nie marudź, chodź – opanowała się Perrie, ciągnąc go za rękę do wyjścia.
- Weźmiemy jedną taksówkę, chodźcie – uśmiechnęła się Danielle.
Wyszli i została nas tylko siódemka. Hazza wybiegł nagle z domu, a my wymieniliśmy zdziwione spojrzenia. Po chwili drzwi wejściowe otworzyły się i usłyszeliśmy pobrzękiwanie butelek. Loczek wkroczył do salonu z szerokim uśmiechem na twarzy, trzymając w dłoniach skrzynkę piwa.
- Harry... - jęknęłam.
- Boże, czytasz w moich myślach – wykrzyczał David, przeskakując przez oparcie kanapy. Chwycił butelkę alkoholu, a potem otworzył ją otwieraczem, trzymanym przez Stylesa w dłoni.
Upił duży łyk, po czym odetchnął z ulgą.
- Mmm, jestem twoim dłużnikiem – mruknął, siadając koło mnie.
- Zapamiętam to sobie – Hazza uśmiechnął się, stawiając skrzynkę na środku salonu.
*** oczami Meggi, druga w nocy ***
Wszyscy spaliśmy. Harry leżał na podłodze, chrapiąc głośno, koło Louisa. Rumia wtulała się nieświadomie w Zoey, w kącie kanapy, a David leżał płasko na Niallu, prawie spadając z kanapy.
Nie wiem, czemu się obudziłam. Przetarłam oczy, rozglądając się po pokoju. Bolał mnie kręgosłup, ale to pewnie przez moją niewygodną pozycję spania w fotelu. Wtedy naprawdę myślałam, że tylko dlatego boli mnie cały kręgosłup.
Jak bardzo się myliłam!
Siedziałam w fotelu, patrząc się tępo w okno. Nie mam pojęcia, ile minęło (pewnie kilka sekund) od pierwszego bólu. Dziecko kopnęło mnie silnie, aż skuliłam się, oplatając dłońmi brzuch.
Po chwili odeszły mi także wody.
Ból rozrywał mnie od środka, kręgosłup zdawał się pękać, a ja z całej siły zaciskałam zęby.
- Rumia! Zoey! - oddychałam ciężko.
Pieprzony sen! Pieprzony alkohol!
- David, David! - krzyczałam na całe gardło.
Nikt się nie budził. Ból promieniował całe moje ciało. Dziecko kopało, ja kuliłam się na łóżku. Radość przeplatała się z bólem, powodując wybuchową mieszankę.
Wygięłam się w pół, krzycząc z całych sił.
Horan poruszył się niespokojnie na łóżku.
- Niall! Niall, pomocy! - mówiłam.
Przekręcił się na drugi bok, zwalając z siebie Davida. Moss upadł z hukiem na podłogę, klnąc pod nosem.
- Co do chole... - zaczął, a potem spojrzał na mnie.
Wyobrażam sobie, jak wyglądałam.
- To sen, to tylko sen – szeptał do siebie mój chłopak.
Kolejny ryk wyrwał się z mojego gardła.
- Meggi? - Niall spojrzał na mnie półprzytomnym wzrokiem.
- Niall, Niall – szeptałam. - Pomóż mi.
- Meg? - powtórzył głucho, podbiegając do mnie.
- Niall, zaczęło się – jęknęłam.
Już są w Londynie. Twitter szaleje, akcja #WelcomeBackOneDirection opanowała cały portal, tłumy dziewcząt wyczekują na chłopców, stojąc pod ich hotelem. Ale oni nie mogą witać ich przez cały dzień... przecież muszą być u nas za dwie godziny.
Siedziałyśmy przed telewizorem, patrząc jak zahipnotyzowane w ekran.
Wyszli z hotelu, machając zamaszyście do fanów.
- Hello everybody! - wrzasnął Harry do mikrofonu.
Pisk directionerek przybrał na sile.
Boże, Jezu i wszyscy święci. Stał tam. Tam, z tyłu, za nimi. Mój Niall kochany.
Serce gwałciło mi żebra, chcąc pewnie wydostać się na zewnątrz i polecieć kilkadziesiąt kilometrów dalej. Do niego. Do nich.
- How are you? - Zayn już musiał dorwać się do mikrofonu.
W głośnikach ponownie usłyszałyśmy okropny pisk. Rumia nie wytrzymała i szybkim ruchem ściszyła TV.
- Welcome back! Welcome back! Welcome back! - wreszcie tłum zaczął krzyczeć coś składnego i zdatnego do wysłuchania.
- We love you! - Louis wydawał się być naćpany szczęściem.
- We love you! We are happy we were with you, but we need to go. They are waiting for us three greatest girl in the world. You know who they are, right? Rumia, Zoey, Meggi, we love you!* - głos Liama jak zwykle dziwnie mnie uspokajał.
Wyłączyłam odbiornik, wzdychając ciężko.
- To będą najdłuższe dwie godziny w całym moim życiu – jęknęła Rumia.
- Nie tylko twoje – szepnęłam, wstając z kanapy.
- Gdzie idziesz? - spytała mnie Meggi, gładząc się po dużym brzuchu.
- Nie wiem, zająć się czymś. Wam też by się przydało – odparłam.
- Racja – mruknęła rudowłosa, biorąc na kolana laptopa, który leżał koło niej.
- To ten... ja idę zadzwonić do Dave'a, żeby przyjechał – usłyszałam jeszcze głos Meggi.
A potem zamknęłam drzwi swojego pokoju i nikt nie miał prawa mi już przeszkadzać. To była moja samotnia, do której rzadko kto miał wstęp. Równie dobrze mogłabym wywiesić tabliczkę „nie wchodzić”.
Po prostu lubiłam być sama.
Tak, jestem typem samotniczki, ale nie pesymistki. Wiele osób łączy te dwa wyrażenia w jedną grupę. Nie, nie prawda. Człowiek smutny nie musi być człowiekiem samotnym. Ilu ludzi ma mnóstwo przyjaciół, a nie odczuwają szczęścia? Miliony.
Takie osoby mają dziwną hierarchię wartości. Posiadając przyjaciół wciąż są smutni? Więc co musi stać na szczycie ich pragnień, by mogli z dumą stwierdzić, że to jest właśnie „to” uczucie, którego od dawna nie czuli? Pieniądze, nowy samochód, awans? Och, litości, przecież to nie dorasta do pięt zaufaniu, miłości, trosce drugiej osoby o ciebie.
Ale to sprawa „tamtych” ludzi. Robią, co chcą. To jest ich życie.
*** oczami Rumii ***
Szczęście tańczyło w moim sercu coś, co przypominało połączenie niezrozumiałego hip-hopu pomieszanego z rapem. Uderzało o ściany bijącej części mojego organizmu, wywołując tym fale radości zalewających mnie co pięć sekund. Czułam się, jak tonący człowiek, tylko że ja tonęłam w niesamowitej euforii. Jak wspaniale jest tak tonąć!
Czarna limuzyna zatrzymała się w tym samym miejscu, co przy pożegnaniu. Marc posłał mi ciepły uśmiech przez odsuniętą szybę.
I stało się to, co wyobrażałam sobie przez ostatnie sześć miesięcy. To, co było moim największym marzeniem. Ich powrót. Tylne drzwi otworzyły się i wysiedli. Jeden po drugim, niczym młodzi bogowie. Mieli spuszczone głowy i powolne ruchy. No, dalej, spójrzcie na nas!
Za nimi wysiadły... dwie? dziewczyny.
Szczerze mówiąc nie wiem, co robiła wtedy Perrie i Danielle. Miałam swoje szczęście. Teraz, tu, przy mnie.
Podniósł głowę, wymierzając we mnie upite szczęściem spojrzenie. Boże, tak bardzo tęskniłam za tymi zielonymi źrenicami, które teraz nie spuszczały ze mnie wzroku, za miękkimi lokami, układającymi się niesfornie na jego czole. Tęskniłam za nim. Za nim całym.
Podbiegł do mnie, chwycił brutalnie, acz niewyobrażalnie ostrożnie i porwał w ramiona. Przycisnął mnie do siebie, jak pluszowego miśka, którego można bez obaw gnieść w rękach, nie zważając na wnętrzności, czyli na watę. Ale miśka to nie boli, a mnie aż skręciło, gdy te silne ramiona przygniotły mnie do siebie.
Och, trudno, gnieć mnie, Harry.
Jego zapach wtargnął do mojego umysłu, zrobił tam niezłą rozróbę i ulokował się w jednej z szuflad wielkiego regału, pod nazwą „Wszystko, co jest związane z Harrym Stylesem musi być zachowane w tym miejscu nienaruszone i zawsze gotowe do wspominania”. Łzy płynęły mi z oczu, ale nawet ich nie wycierałam.
Spływajcie po moich policzkach chociażby cały dzień. Wsiąknijcie w jego koszulkę i na zawsze stwórzcie tam mokrą plamę. Po co? Po to, żeby on nigdy o mnie nie zapomniał.
Objęłam go mocno w pasie, przygarniając do siebie.
Harry, skarbie...
- Tak bardzo tęskniłem – wyszeptał mi do ucha drżącym głosem. Płakał? No nie. Mój Harry płakał? Nie wierzę...
- Kocham cię – jęknęłam, odsuwając twarz od jego gorącego barku.
- Ja ciebie też – wyszeptał mi w usta, po czym dotknął ich wargami.
Jestem w niebie, wiecie?Te aksamitne wargi, za którymi tęskniłam przez sześć miesięcy brutalnie mnie całowały. Wiem, że starał się, żeby to wszystko było delikatne. Wiem, wiem, wiem... tylko, że trochę mu nie wyszło. Znów zabolały mnie jego nagłe ruchy, silne przytulenia, stanowcze przyciągnięcia.
Nie marudź – szepnął głos w mojej głowie.
Czy ja marudzę? Ja jestem najszczęśliwszą osobą na świecie!
To wszystko trwało pewnie zaledwie kilkanaście sekund, ale jak dla mnie ta sytuacja wypełniła kilka dobrych godzin.
Miałam go przy sobie. Do dziś – a to „dziś” jest bardzo odległe od tamtego dnia – pamiętam jego silne ramiona. Wtedy był jeszcze młody i bez żadnego wysiłku zaborczo przywłaszczał sobie moje ciało, przygniatając do swojej klatki.
Pamiętam, jak przez tamte pół roku stawałam przed lustrem i ze wszystkich sił wyobrażałam go sobie, stojącego za mną. Z uśmiechem. Z dołeczkami w policzkach. Z zielonymi oczami. Z loczkami. Ze mną... z naszym szczęściem.
Pamiętam, jak mijałam budkę z lodami, kreując wyobraźnią jego sylwetkę, jego wyraz twarzy, gdy się poznaliśmy.
Pamiętam, jak szalałam przy każdym koncercie na żywo, emitowanym w telewizji, tęskniąc całym sercem.
Pamiętam, jak milion pięćset razy dziennie spoglądałam na nasze zdjęcia, a na mojej twarzy gościł nieśmiały uśmiech, nad którym nie panowałam.
Pamiętam to wszystko, jakbym dopiero co wróciła z tamtego powitania.
Pocałunek się skończył, wir euforii zwolnił, pozwalając mi wyswobodzić się z ramion Harrego. Rozejrzałam się dookoła. Niall całował delikatnie (jak widać – można na powitaniu nie mordować pocałunkiem) Zoey, Liam przytulał delikatnie Dan, Zayn stał za Perrie, kołysząc ją w swoich ramionach. I stali też oni. Meg i Lou. On po jednej stronie, ona po drugiej. Nie patrzyli na siebie, nie uśmiechali się, nie przywitali.
Coś mnie ominęło?
Przecież przy pożegnaniu... wtedy... on ją... oni się przytulili... no przecież...
Jasna cholera, David znowu się spóźnił. Gdyby wtedy tam był, pewnie przytuliłby do siebie Meg i nawet przez chwilę nie pozwolił się zasmucić.
- Rumia? - Hazza spojrzał na mnie zaciekawiony.
Odwróciłam wzrok od blondynki, po czym wtuliłam się w niego.
- Wszystko dobrze? - spytał, głaszcząc mnie po włosach.
- Tak, wszystko okej – odszepnęłam.
- Nawet nie wiesz, jak cię kocham – pocałował mnie w czubek głowy.
- Domyślam się – odparłam, uśmiechając się pod nosem.
Raj.
*** oczami Meggi ***
Leżałam na kanapie, śmiejąc się w głos. Harry opowiadał jakieś głupie kawały, popularnie zwane sucharami. Nie śmialiśmy się z nich, ale z tego, w jaki sposób je opowiadał. Raz nawet, chcąc pokazać nam strój bohaterki żartu, popędził do pokoju Rumii i przebrał się w krótką, różową spódniczkę. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek słyszeliście tak głośny śmiech, jaki zapanował po zobaczeniu go w tej minióweczce.
Ale nie ma co, nogi ma ładne. Dobra byłaby z niego modelka.
- Mówiłem już, że kocham was za to jedzenie? - powiedział Niall, sięgając po kolejną sałatkę.
- Tak, Horan, w ciągu... - Zayn spojrzał na zegarek. - czterech godzin oświadczyłeś się każdej z nich co najmniej trzy razy.
- O nie, nie, nie. Nie myśl sobie, blondyneczko – zaprotestował szybko Styles, wymierzając sztucznie poważny wzrok w stronę głodomora. - Rumia była, jest i będzie moja!
- Och, tak. Podbiłeś jej serce występem z miniówce – wybuchł śmiechem Louis.
- Rumia, powiedz im, że mam ładne nogi i że nie mają prawa się ze mnie śmiać – Hazza zrobił minę kopniętego kotka.
- Ej, nie obrażać mojej krzywonogiej modeleczki – krzyknęła Rumia.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nawet Loczek, któremu nie udało się zachować powagi.
Spojrzałam na Liama, który szeptał coś Danielle na ucho. Dziewczyna zalała się rumieńcem i przytaknęła mu, kiwając głową.
Wtuliłam się w Dave'a, uśmiechając błogo.
- Wiecie co, jesteśmy już zmęczeni. Pojedziemy do apartamentu. Dziewczyny, strasznie się cieszę, że już się spotkaliśmy. Miłej zabawy, pa – przemówił Liam, wstając z Danielle.
- Zmęczeni? I co? Będziecie tam sobie... ekhm, spali? - ponownie wybuchł śmiechem Malik.
- Zayn, skarbie, a tobie się przypadkiem nie chce spać? - zawtórowała mu Perrie.
Chłopak przez chwilę patrzył na nią, po czym zrobił minę, jakby dopiero zrozumiał.
- Oj tak, późno się zrobiło – orzekł.
I znów fala śmiechu zalała salon.
- To ten... to my do hotelu, żeby nie przeszkadzać Liamowi.. i ten... - plątał się.
- Tak, tak, rozumiemy, idźcie już. Nie wiem, z czego oni się śmieją. Jesteście zmęczeni, to idziecie spać. Proste, prawda? Dobrej nocki i kolorowych snów – wysapał David między atakami śmiechu.
- Dave, chłopie, ratujesz mi życie – Zayn ukląkł przed moim chłopakiem. - Jakże mogę ci się odwdzięczyć, panie?
- Po prostu obiecaj mi, że Perrie będzie po tej wcale nie upojnej nocy w jednym kawałku, beż żadnych ubytków, z wszystkimi zębami, bez obrażeń, bez żadnych... - wyliczał.
- I ty, brutusie? - jęknął Zayn. - Ufałem ci, wiesz? Myślałem, że chociaż ty mi wierzysz – nastolatek teatralnie pociągnął nosem.
- Wszyscy ci wierzymy, Zayn. Upojnej nocy, buziaki – Zoey posłała mu szeroki uśmiech.
- Wszyscy przeciwko mnie – jęknął Mulat, po czym zwrócił się do ledwo utrzymującej poważną minę, Perrie. - Widzisz, skarbie, jakie ja mam życie? Całe dwadzieścia lat mojego żywotu uważają mnie za jakiegoś zboczeńca, pedofila. Cholera. Z kim ja się zadaję?
- Tak, kochanie, rozumiem cię – po tych słowach dziewczyna Zayna nie wytrzymała i parsknęła śmiechem na cały pokój.
- Nawet ty?! - jego mina zwiastowała wybuch płaczu.
- Nie marudź, chodź – opanowała się Perrie, ciągnąc go za rękę do wyjścia.
- Weźmiemy jedną taksówkę, chodźcie – uśmiechnęła się Danielle.
Wyszli i została nas tylko siódemka. Hazza wybiegł nagle z domu, a my wymieniliśmy zdziwione spojrzenia. Po chwili drzwi wejściowe otworzyły się i usłyszeliśmy pobrzękiwanie butelek. Loczek wkroczył do salonu z szerokim uśmiechem na twarzy, trzymając w dłoniach skrzynkę piwa.
- Harry... - jęknęłam.
- Boże, czytasz w moich myślach – wykrzyczał David, przeskakując przez oparcie kanapy. Chwycił butelkę alkoholu, a potem otworzył ją otwieraczem, trzymanym przez Stylesa w dłoni.
Upił duży łyk, po czym odetchnął z ulgą.
- Mmm, jestem twoim dłużnikiem – mruknął, siadając koło mnie.
- Zapamiętam to sobie – Hazza uśmiechnął się, stawiając skrzynkę na środku salonu.
*** oczami Meggi, druga w nocy ***
Wszyscy spaliśmy. Harry leżał na podłodze, chrapiąc głośno, koło Louisa. Rumia wtulała się nieświadomie w Zoey, w kącie kanapy, a David leżał płasko na Niallu, prawie spadając z kanapy.
Nie wiem, czemu się obudziłam. Przetarłam oczy, rozglądając się po pokoju. Bolał mnie kręgosłup, ale to pewnie przez moją niewygodną pozycję spania w fotelu. Wtedy naprawdę myślałam, że tylko dlatego boli mnie cały kręgosłup.
Jak bardzo się myliłam!
Siedziałam w fotelu, patrząc się tępo w okno. Nie mam pojęcia, ile minęło (pewnie kilka sekund) od pierwszego bólu. Dziecko kopnęło mnie silnie, aż skuliłam się, oplatając dłońmi brzuch.
Po chwili odeszły mi także wody.
Ból rozrywał mnie od środka, kręgosłup zdawał się pękać, a ja z całej siły zaciskałam zęby.
- Rumia! Zoey! - oddychałam ciężko.
Pieprzony sen! Pieprzony alkohol!
- David, David! - krzyczałam na całe gardło.
Nikt się nie budził. Ból promieniował całe moje ciało. Dziecko kopało, ja kuliłam się na łóżku. Radość przeplatała się z bólem, powodując wybuchową mieszankę.
Wygięłam się w pół, krzycząc z całych sił.
Horan poruszył się niespokojnie na łóżku.
- Niall! Niall, pomocy! - mówiłam.
Przekręcił się na drugi bok, zwalając z siebie Davida. Moss upadł z hukiem na podłogę, klnąc pod nosem.
- Co do chole... - zaczął, a potem spojrzał na mnie.
Wyobrażam sobie, jak wyglądałam.
- To sen, to tylko sen – szeptał do siebie mój chłopak.
Kolejny ryk wyrwał się z mojego gardła.
- Meggi? - Niall spojrzał na mnie półprzytomnym wzrokiem.
- Niall, Niall – szeptałam. - Pomóż mi.
- Meg? - powtórzył głucho, podbiegając do mnie.
- Niall, zaczęło się – jęknęłam.
*tłumacze
Och.. to już 40stka :')
Oj, ten rozdział długo "się pisał" więc mamy nadzieję, że wam się spodoba :D
zachęcamy do czytania i komentowania :)
+ 3 rozdział na : <GOL>
O boże o boże tak długo czekałam na ten rozdział Meggi będzie mama jej xd Boże jak ona mogła się czuć ona się drze na całe gardło a ci śpią, na szczęście Niall się obudził i jej pomoże ;) Happy End ;D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHej! xx
OdpowiedzUsuńO Boże, o Boże... Wrócili, Meg rodzi!! :D
Mam takiego totalnego zaciesza!! xd
Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! :D
Na 100% będzie zajebisty, zresztą jak każdy ! :D
Pozdrawiam i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! :D
Gośka xx
Me gusta. Chłopaki wrócili:) Lou rozstał się z Alison! Ale się cieszę:> O jejku, Meg rodzi!:) Ciekawe jak zareaguje Louis >.< No co, rozdział świetny, prawda trochę długi ale to nic! Troszkę mała czcionka:) Czekam z niecierpliwościa na następny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńGaśka xxx
No to od początku:
OdpowiedzUsuń1. Louis to okropny dupek;
2. Biedna Alison;
3. Jestem rozczarowana, że tak szybko wrócili i nic nie działo się podczas ich nieobecności.
4. "Och, trudno, gnieć mnie, Harry" - Ahahahahah! ♥;
5. Ohoho, hahahahha, Kocham Zayna :D
No cóż, trochę pomarudziłam, ALE! Gdy się skończyło, pomyślałam "Czemu taki krótki? :(".
Podsumowując: KOCHAM, UWIELBIAM, UBÓSTWIAM, KOCHAM, BOSKIE, ZAJEBISTE, ŚWIETNE, KOCHAM.
Rozdział mega bombowy.
Czekam z OGROMNĄ niecierpliwością (umieram, bejbe, umieram, ach ta ciekawość)na ciąg dalszy.
`Misiek ♥
czytałam to dzisiaj na religii ahahah. :D
OdpowiedzUsuńi.. <3
po prostu kocham. *_* skończyła sie lekja a ja wpatrzona w ekran telefonu schodziłam na dół i prawie sie przewróciłam. xd ale musiałm skończyć czytać.:d ZAJEBIŚCIE normalnie dawno nie czytałam tak świetnego rozdziału.:d i Jak Lou wygarnął alison. <3
TEAM LOU <3
Moze nie powinnam sie cieszyć, ale jak to czytałam to miałam takiego banana na twarzy , ze maskara. xD
i potem pocałunek harry'ego <3 Normalnie myślałam, że zejde. *_*
"Och, trudno, gnieć mnie, Harry." ahahahah :D
Tylko szkoda, ze Lou i Mag nic nie ten. :D
#TEAMLOU!!!!! kocham was. <3
+ Lalalalal. Meg urodzi bobasaaa. :D Może Louis coś zroobi? I będą znowu razem ? ;D
Usuń